Kiedy LO-teria?

Spread the love

Pytanie o to, kiedy wyjdzie „LO-teria” czytelnicy zadają mi od prawie siedmiu lat. Tak. To w 2004 roku drukiem w postaci książki ukazała się „Klasa pani Czajki”, a „LO-teria” już wtedy była publikowana w odcinkach na łamach „Cogito”. Teraz mam dobrą wiadomość. „LO-teria” została przeze mnie oddana wydawcy, a ja… wreszcie mogę oddychać prawie pełną piersią. Piszę „prawie”, bo na biurku narosła sterta innego rodzaju zaległości. Cóż… ostatnie dni nie robiłam nic innego, jak tylko korektę własnej książki. Zmęczyło mnie to tak, że nie mam już do niej dystansu. Czuje jednak ulgę. Siedem lat pracy zostało zamknięte. Jednak ta korekta była koszmarem. Dlaczego? Otóż po napisaniu wszystkiego w komputerze, przeczytaniu w komputerze, poprawieniu w komputerze nadszedł czas naniesienia poprawek ręcznie na wydruk. Jakoś tak to jest, że jak czyta się coś wydrukowane to widzi się błędy, których nie zauważa się patrząc na monitor. Czytanie 500 stron znormalizowanego maszynopisu jest ciężkie. Segregator niemal rozsadzały kartki. A błędów było mnóstwo. Jakich? Ano zwykłych literówek, których nie wyłapuje komputer. Przykłady mogłabym mnożyć, ale podam tylko kilka. Na przykład często pojawiało się słowo cos, uznawane przez komputer za poprawne, bo jest to skrót od wyrazu cosinus, ale mnie chodziło o „coś”. Podobnie było z tez (10 tez do udowodnienia), jednak mnie chodziło o zwykły wraz „też”. Było jeszcze: maja zamiast mają. Zycie zamiast życie, choć żadna Zyta nie jest bohaterką ksiązki. Był marek pisany małą literą, choć chodziło mi o Marka a nie markę w sensie znaczka. Wprowadzanie tego do komputera trwało cztery dni po kilkanaście godzin, bo za każdym razem komputer liczył te 500 stron. Podzielenie zaś tego na pliki sprawiłoby, że rozjechałaby mi się numeracja. Czasem przecież skreślałam lub dopisywałam jakieś zdanie, a nawet całe fragmenty, a to powodowało, ze numeracja stron w powieści zmieniała się jak w kalejdoskopie. Pod koniec nanoszenia korekty powieść była dłuższa o ponad 10 stron. Najtrudniejsze jednak było to, że zaplanowałam sobie skończyć wszystko przed 15-tym, a historia z baterią sprawiła, ze trochę moje prace nad powieścią zostały spowolnione. 16-go, kiedy powieść powinna być u wydawcy, a ja powinnam poświęcać się pracy w kurierze nadal trwało wprowadzanie przeze mnie korekty. Korektę nosiłam ze sobą wszędzie. Między innymi pojechałam z nią na spotkanie autorskie do Opalenicy niedaleko Poznania. Zajęta nanoszeniem poprawek siedziałam w cieplutkim Intercity relacji Warszawa Szczecin i dość późno zorientowałam się, że pociąg stoi gdzieś pod Kutnem. Jak się okazało uderzył w niego jakiś samochód i cały skład czeka na przyjazd policji. Oczekiwanie się przeciągało. Ja tymczasem miałam w Poznaniu przesiadkę do Opalenicy. Dość szybko okazało się, że pociąg przesiadkowy mi ucieknie. Ponieważ jest jednak przepis, który mówi, że jeśli pociąg się spóźnia a pasażer ma przesiadkę do następnego to ten następny powinien na niego poczekać. Oczywiście przepis obowiązuje tylko wtedy, gdy spóźnienie jest krótsze niż godzina. Dowiedziałam się tego, gdy poszłam na rozmowę z kierownikiem pociągu i poprosiłam go o zatrzymanie dla mnie pociągu do Opalenicy. „Gdyby się pani mniej spóźniła… „zaczął kierownik pociągu swój wywód, z którego wynikało, że stanie pociągu w szczerym polu to moja wina, a nie PKP, które nadal ma setki a nawet tysiące niestrzeżonych przejazdów. W każdym razie połączenia z Opalenicą już nie miałam. Jedyną szansą okazał się prywatny przewoźnik, którego znalezienie nie było proste. I tak biegałam najpierw po dworcu, a potem po samym Poznaniu z siatami. W jednej był laptop, w drugiej aparat fotograficzny, a trzeciej pięćsetstronicowa korekta. Korektę nanosiłam zresztą potem, w tym busiku, a także w drodze powrotnej w pociągu relacji Opalenica Poznań i relacji Poznań Warszawa. Nanosiłam i w pracy. Pomiędzy wyjazdem na zdjęcia, napisaniem tekstu itd. na biurku przed komputerem redakcyjnym leżał mój laptop, a obok te nieszczęsne pięćset stron z książką. Wreszcie to wszystko poza mną. Powinnam oddychać, a jednak łatwo nie jest. W ciągu ostatniego tygodnia dostałam ponad dwadzieścia emaili od czytelników z tym samym pytaniem:, „Kiedy wyjdzie LO-teria”? odpowiedź brzmi: Planowana jest na maj, ale wszystkie szczegóły będą znane za kilka tygodni. pewnie to dla wielu żadna odpowiedź i pytania o ksiązkę będą nadal napływać.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...