Dwa dni temu zadzwonił do mnie pewien człowiek i poprosił, żebym pomogła jego sąsiadce, niejakiej pani Eleonorze. Jaki sąsiadka ma problem? Jest stara, mieszka w zagrzybionym mieszkaniu, a dzielnica powiedziała jej, że jej lokalu nie zamienią, bo jest stara i się nie opłaca. Porozmawiałam z kobietą przez telefon. Płakała strasznie. Obiecałam, że przyjadę, ale muszę się skontaktować z dzielnicą. Co władze mają na ten temat do powiedzenia? Jak można tak traktować człowieka? Dzielnica długo się nie odzywała, co wzmogło moje podejrzenia, że kobieta może mieć rację. Wreszcie wieczorem zadzwonił człowiek od pana burmistrza i powiedział, że w sobotę o 10-tej mamy być pod wskazanym adresem i burmistrz powie, jakie jest stanowisko dzielnicy w tej sprawie. O 10-tej to ja dopiero miałam wyruszać z kamerą. Niestety urzędnik od burmistrza twierdził, jak w praskim handlu – godzina 10.00 i ciemna mogiła, bo burmistrz potem ma ważne sprawy. Musiałam ściągać ekipę pół godziny wcześniej i pędzić na złamanie karku na obrzeza miasta, bo rzecz działa się w jednej z tych dzielnic, które w granicach wielkiej Warszawy są od niedawna.
Na miejscu okazało się, że burmistrz przygotował się całkiem porządnie. Miał ze sobą całą dokumentację starań rodziny pani Eleonory o nowe mieszkanie i dokumenty ze wszystkich możliwych urzędów podlegających dzielnicy. Sam jednak w mieszkaniu nie był. Ja byłam.
Z dokumentów wynikało, ze: Pani Eleonora to mieszkanie dostała 10 lat temu, choć z poprzedniego miała orzeczoną eksmisję bez prawa do lokalu zastępczego. Dzielnica jednak się ulitowała i ze względu na zły stan zdrowia pani Eleonory i jej męża przydzieliła obecne mieszkanie. To dwadzieścia kilka metrów przedzielone regałem, by była kuchnia, a także mikroskopijna łazieneczka. Od wielu lat pani Eleonora skarży się na grzyba w mieszkaniu, od lat prosi o zamianę lokalu. Jednak dopiero w zeszłym roku, we wrześniu złożyła wszystkie dokumenty. Wcześniej pisała pisma, a gdy przychodziła odpowiedz z kompletem dokumentów do wypełnienia pani Eleonora milczała. W styczniu rodzina pani Eleonory znalazła się na liście oczekujących na przydział. Rodzina to trzy osoby. Ona – lat 83, mąż – lat 88 i syn – lat 54, bezrobotny z chorobą alkoholową. Cała trójka żyje z rent pani Eleonory i jej męża. To na tyle spora suma, że rodzinie nie należy się pomoc Ośrodka Pomocy Społecznej. Jednak, wziąwszy pod uwagę podeszły wiek małżonków, dzielnica pomoc zaoferowała. To dzienny pobyt w domu opieki. Państwo mieliby przychodzić tam na 8-mą rano, mieć posiłki – drugie śniadanie i obiad, opiekę lekarską, towarzystwo itd. aż do 16-tej. Tego małżonkowie nie chcą. Chcą zmienić mieszkanie. Tymczasem w kolejce czekają też inni, a w ogóle mieszkań wolnych w dzielnicy na razie nie ma. Budowa nowych bloków komunalnych rozpocznie się w przyszłym roku. Dlatego jeśli nie zwolni się jakiś lokal w sposób naturalny, to pani Eleonora może liczyć na nowe mieszkanie najwcześniej za dwa lata. Pani Eleonora wyje z rozpaczy, bo tyle czekać nie chce. Chce się zabić, bo tak żyć nie można. Rzeczywiście. Coś w tym jest, bo my wytrzymujemy w tym smrodzie ledwo pół godziny. Mieszkanie jest czyste i wysprzątane, choć bardzo biedne, ale smród grzyba jest nie do zniesienia. Po nagraniu rozmów z lokatorami musimy ograć grzyba. Dźwiękowiec wystawia głowę za jedyne otwarte w mieszkaniu wąskie okienko aneksu kuchennego. Nie jest w stanie znieść tego smrodu. Ja ruszam nozdrzami jak pies, chowając twarz w szaliku. Próbuję oddychać zapachem własnego ubrania, po raz kolejny ciesząc się, że nie palę. Czemu inne okna nie są otwarte? Pani Eleonora twierdzi, że jak je otworzy, to się nie zamkną, bo są wypaczone. Okna poobtykane są szmatami. Pleśnią i grzybem śmierdzi tu wszystko. Szmaty też. Ludzie też. Chleb w chlebaku też. Komisje nadzoru budowlanego stwierdzały, że winę za grzyba ponoszą… lokatorzy, bo nie otwierają okien! Zaklejają wszystkie otwory. Coś w tym jest, bo np. wywietrznik nad kuchenką jest zaklejony plastrem.
Zarząd Gospodarki Nieruchomościami zaproponował rodzinie pani Eleonory odgrzybienie lokalu. Na ten czas, na dwa tygodnie, rodzina miałaby przeprowadzić się do Ośrodka Pomocy Społecznej kilka ulic dalej. (Tego ośrodka, którego pomoc tak naprawdę im się nie należy, bo mają wyższy dochód niż przewidują przepisy). Na to jednak rodzina pani Eleonory nie wyraziła zgody. Nie wyraziła też zgody na zamontowanie wywietrzników w oknach. Ostatniej komisji nie wpuściła do mieszkania. Dlaczego?
– Bo oni tu już odgrzybiali i sami powiedzieli, że grzyb będzie wracał. Że trzeba by na całe wakacje odbić tynk z zewnątrz i wewnątrz, by tego grzyba wysuszyć – tłumaczy pani Eleonora.
Sytuacja zdaje się być patowa i tak ją przedstawiam w materiale telewizyjnym. Niech widz wyrobi sobie zdanie. Czy tej rodzinie, w mieszkaniu której grzyb jest na całym suficie i wszystkich ścianach należy się nowy lokal czy nie? Pani Eleonora nie chce już odgrzybiania i remontu. Chce tylko nowego mieszkania. I nie tylko ze względu na grzyba. Ona chce na parterze, bo schody na drugie piętro bez windy męczą. Gdy powtarzam, że mieszkań dzielnica nie ma słyszę:
– Pani! Oni tak mówią. Ja chodzę i widzę, że mieszkania puste stoją.
– Ale może to są własnościowe – mówię.
– Nie. To w blokach.
– W blokach też może być mieszkanie własnościowe. A jak ktoś ma własnościowe, to ma prawo w nim nie mieszkać, byleby płacił za nie. Skąd więc pani wie, że lokale są, tylko dzielnica pani dać nie chce?
– Jeden pan mi powiedział.
I tak jest ze wszystkim. Pani Eleonora twierdzi, że urzędnik powiedział jej, że nie zmienią mieszkania, bo są starzy i się nie opłaca. Burmistrz prosi o dane tego urzędnika, bo to jest szczyt! Nie wie, że pani Eleonora i jemu przypina łatkę. Podobno powiedział jej, że od razu da jej mieszkanie, jak wymelduje syna. Teraz pani Eleonora grozi samobójstwem. Chory na Alzheimera mąż mówi o ucinaniu urzędnikom głowy siekierą, bo czekają tylko na ich śmierć, która nie przychodzi. Gdy mówię, że jak sobie państwo coś zrobią to pogorszą sytuację materialną bezrobotnego syna, który nie ma prawa do zasiłku itd. pani Eleonora wzrusza ramionami. To już nie będzie jej problem. Syn, na moje pytanie, co zrobi, gdy umrą rodzice, wzrusza ramionami.
– Jakoś to będzie – odpowiada.
Ale jak? Nie ma żadnych dochodów ani praw do żadnych rent. Nie pracuje. Leczyć z alkoholizmu się nie chce. My widzimy go trzeźwego, ale w torbie ściskam wyjaśnienia Ośrodka Pomocy Społecznej, który proponował leczenie na wniosek… pani Eleonory.
Gdy wracamy z tego mieszkania dźwiękowiec mówi:
– Właściwie po dzisiejszym dniu powinienem rzucić pracę. Ja się zaharowuję, mam kredyt na mieszkanie, a właściwie, czemu? A zostać pijakiem, stanąć pod urzędem i żądać chałupy.
Niby fakt. Tylko pani Eleonora jest stara, całe życie pracowała i ma emeryturę. Jej mąż również. A syn? No właśnie… coś z tym wychowaniem syna im nie wyszło. Tylko, co?
A może to wina systemu? Tylko, którego? Obecnego? Czy tego, który co jakiś czas wspominamy i za którym zdarza się ludziom tęsknić?
Jeden z zachodnich historyków, którego nazwiska nie pomnę teraz, powiedział, że nam Polakom będzie trudno budować nowy porządek, bo musimy oduczyć się kombinatorstwa. A kombinowaliśmy przez 123 lata zaborów, 6 lat okupacji i prawie pół wieku PRL-u… Coś w tym jest. Tylko czy pani Eleonora kombinuje? Grzyb jest realny. Ale zatrzaśnięte okna również.
P.S. I tak na marginesie, ale jakże na temat…
Dostałam kilka dni temu następujący list:
Witam 🙂
Nie wiem czy przeczyta Pani tę wiadomość, ale piszę z nietypową sprawą.
Jestem maturzystką, moi rodzice nie są bogaci, a na wakacje chciałabym pojechać nad morze. Niestety nie mam na tyle pieniążków. Piszę, bo chciałabym zapytać czy nie ofiarowałaby Pani mi 200 zł? Dla mnie to duża kwota i na pewno wspomogłaby moje plany 🙂
Serdecznie pozdrawiam i życzę miłego dnia:)
Kasia
Odpisałam następująco:
Droga Kasiu,
Z zasady czytam wszystkie listy i na wszystkie odpowiadam. Miło mi, ze zajrzałaś na mojego bloga, miło, że znalazłaś adres, pod który można do mnie napisać. Przykro, że tego bloga nie czytałaś. Prośbom takim jak twoja poświeciłam bowiem tam trochę miejsca i gorąco zachęcam do zapoznania się z lekturą. (Wpisy Tupet oraz Szczyt szczytów, czyli tupet taki, że szok!)
Mam syna niewiele od ciebie młodszego, bo w I klasie liceum i w tym roku w wakacje będzie musiał na swoje wojaże zarobić sobie sam w Macdonaldzie czy KFC. Zarobienie na swoje wakacje polecam i Tobie.
Jeżeli zaś twój list jest żartem, to spieszę donieść, że jest to żart tak częsty, że dawno już przestał mnie bawić. Niemniej jednak…
… Pozdrawiam serdecznie