Tupet

Spread the love

„Ludzie to mają tupet” pomyślałam rano, gdy miałam napisać o czymś innym, ale w poczcie znalazłam list od pewnego pana. Pan pisze do mnie od kilku dni niemal codziennie, zwraca się do mnie per „Karolinko” i pyta, kiedy ja zwrócę się do niego po imieniu, bo ja piszę per „pan”. 
Myślałam, że ów pan, jak wielu piszących do mnie czytelników, chce po prostu mailowo pogadać i wymienić się poglądami. Dlatego cierpliwie odpisywałam, często odrywając się od kolejnego rozdziału książki, którą kończę, co powoduje, że nie zarabiam, a właśnie wydaję to, co mam i czego nie mam na jedzenie itd.. Pan w każdym razie pisał o Tadeuszu Sznuku, starych listach, itd. Dziś jednak wyszło szydło z worka. Jak w bajce Krasickiego zdarto suknię, „a z bajki prawda się odkryła”. List, który dostałam zwaliłby mnie z nóg, gdybym nie czytała go leżąc w łóżku z laptopem na kolanach. A tak tylko sprawił, że zaczęłam się trząść. Treść przytoczę we fragmentach. 
„Pomyślałem sobie, że musisz dobrze zarabiać i nie bardzo masz czas wydać pieniądze, hihihi
Jeśli moje założenie jest słuszne to coś podpowiem. Otóż moim zdaniem rozpoczęliśmy trzecią /i ostatnią w tym cyklu/ falę wzrostów na światowych giełdach. Jeżeli jesteś zainteresowana dobrym ulokowaniem pieniędzy to skorzystaj z Funduszu Inwestycyjnego… (tu nazwa) i zastosuj się do podpowiedzi Pana Andrzeja prowadzącego stonkę… (tu nazwa).
Jeśli nie masz czasu, to poproś Syna aby sprawdził ile można było zarobić w ostatnich latach, korzystając z sygnałów!!!.
Dodam, że nie znamy się z Panem Andrzejem ale starannie przyglądnąłem się Jego podpowiedziom i wiem, że to bardzo mądry Facet!
Przyznaj, że zaskoczyłem Ciebie ponownie.”
O tak! Zaskok był wielki! „hihihi”. Podeszło mi wszystko pod gardło! Ja borykam się z nieopłaconymi w terminie rachunkami, choć nie bardzo chcę o tym pisać. A jednak wielokrotnie nawet na blogu pisałam, że w telewizji kokosy zarabiają nieliczni, a szara masa, do której ja należę, klepie biedę. Że po zdjęciu mi programu z anteny, kiedy jestem już tylko szarym reporterem, te moje telewizyjne zarobki są tak śmieszne, że nie wiem, w co włożyć ręce! Odmówiłam bycia rzecznikiem w dwóch instytucjach, bo chcę być dziennikarzem, a nie ustami prezesa jakiegoś przedsiębiorstwa. Nie chciałam skorzystać z protekcyjnej pomocy dwóch upartyjnionych kolegów (każdy z innej partii), bo wolę być „boso, ale w ostrogach”, a tu… taki list! 
Jaki trzeba mieć tupet, by coś takiego napisać? Jakże to przypomina list pewnego znajomego poety z ameryki, o którym też kiedyś pisałam, a który w swoim czasie radził mi inwestować w nieruchomości i na giełdzie i pisał, że biedny to głupi człowiek, więc żebym mu odpowiedziała, jak osoba wykształcona może nie mieć pieniędzy. W Polsce może! On jednak zapomniał podpowiedzieć, skąd mam wziąć to coś, co powinnam zainwestować tam gdzie mi radzi. Ten pan też o tym zapomniał. 
Najgłupsze jest w tym wszystkim to, że list od „dowcipnego 'hihihi’ czytelnika”, zwracającego się do mnie per „Karolinko”  przyszedł w momencie, gdy co 2 godziny budziłam się w nocy gnębiona wizją odcinanego gazu i prądu, bo zalegam z opłatami. Oczywiście zapłacę wszystkie rachunki, ale jak mnie zapłacą. To zaś na pewno nie będzie tak szybko, jak życzyłyby sobie tego przedsiębiorstwa, w których mam długi. Myślę jednak, że list jest pewnym charakterystycznym znakiem naszych czasów. Poznanie przez Internet, takie wirtualne sprawiło, że nie zastanawiamy się czy rozmowa, którą w liście zaczynamy jest stosowna, na miejscu itd. Jest to charakterystyczne dla pewnego rodzaju ludzi, mierzących innych pozorami, że za stanowiskiem, funkcją, pozycją społeczną na pewno idą wielkie pieniądze. No i mierzących własną miarką, że pieniądze są największym naszym szczęściem. A ja przecież skoro piszę, wydaję książki itd., to muszę mieć ich kupę. Listów z prośbami o pieniądze dostaję wiele, o czym też w swoim czasie pisałam. Najczęściej piszą mężczyźni – samotni ojcowie, którym fantazji na zrobienie dzieci starczyło, ale na zakasanie rękawów, by zarobić na ich utrzymanie już nie. Ostatnio nawet znajomy grafoman w swoich emailach bąkał na ten temat, bo przecież potrzebuje wydać te wiersze, których pisze sześćdziesiąt dziennie. Nie mam, nie mam, nie mam! Mam za to nadzieję, że życzliwy czytelnik, który udawał, że chce sobie ze mną popisać i zabierał mi czas, a tak naprawdę miał jeden cel załatwić sobie prowizję od jakiegoś inwestycyjnego biznesu, więcej do mnie nie napisze. A jeśli już, to będzie to krótki liścik ze słowem przepraszam, dołączony do przekazu pieniężnego. Bardzo by mi się przydał. Adres jest na mojej stronie w dziale kontakt. Wprawdzie na skrytkę pocztową, ale też dojdzie, drogi… Olku!

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...