Nad tym gdzie są mężczyźni zastanawiam się od dość dawna. Wokół mnie tylko postaci w spodniach obdarzone męskimi imionami i chyba przez pomyłkę natura przydzieliła im penisy.
Jakiś czas temu opisywałam Leśnego Ludka, z którym miałam wątpliwą przyjemność obcować na Słowacji. (O wpis na blogu się obraził, pieniędzy nie oddał, ale… nie przepadł jak kamień w wodę. Jest widywany tu i ówdzie.)
Kilka dni temu od jednego osobnika o męskim imieniu dostałam SMS: „śniło mi sie, że dałaś mi 170 tysięcy na budowę domu. Co za piękny sen. Ty i kasa. Spełni się?”
Dziś odebrałam z poczty polecony list. Autor, obcy człowiek o męskim imieniu, więc chyba facet. Treść mniej więcej taka: „Jestem niepełnosprawnym ojcem dwójki dzieci. Jest pani pisarką. Proszę o pomoc. Potrzebuję stu tysięcy złotych.”
Zatkało mnie. List podarłam od razu. Nie mam ani stu ani tym bardziej stu siedemdziesięciu tysięcy. Żadnemu facetowi nie dam już nawet złotówki. Nie zapłacę za niego za kawę ani za wodę mineralną. Nie przejmę odpowiedzialności za jego życie. Dawno powiedziałam dość. Swoją drogą… co dzieje się z tymi facetami, że biorą od kobiet kasę? Że proszą je o to? Że żyją na ich koszt? Że wreszcie okradają – jawnie lub dyskretnie?
Wczoraj przeczytałam wywiad jakiego udzieliła magazynowi VIVA Maria Nurowska. Przeczytałam, bo:
- jestem pisarką m.in. dzięki niej, choć ona pewnie o tym nie wie.
- W podstawówce przyjaźniłam się z jej córką, bywałam u niej w domu, a że zawsze przecież chciałam pisać, więc obserwowałam jak żyje prawdziwy pisarz i… czytałam jej książki. Były piękne. Wiele zdań z tych książek znam dziś na pamięć. Zawsze czytam co tam u niej.
- ze względu na jego tytuł: „Ostatni mężczyzna”.
Czytałam go potem jeszcze trzy razy. Jakbym czytała o sobie, ale… ja nie odważyłam się publicznie opowiadać o tym nikomu. Zresztą u mnie nie była to taka kasa, choć… pewien człowiek (bez wykształcenia, pieniędzy, pozycji społecznej itd.) przyjechał do mnie z dwiema walizkami, a odjechał swoim samochodem… nie ważne gdzie, ale życiowo ustawiony. Przy mnie podniósł swój społeczny stan i… okazałam się niepotrzebna. Nie byłam tak odważna, by wykrzyczeć to światu. Płakałam w domu, płakałam w mankiet przyjaciołom i synowi, który gdy dziś przeczytał wywiad z Nurowską powiedział: „To zupełnie jak twoja historia”. Dobrze, że powiedział, że to „moja historia”, bo jeszcze 2 lata temu i on był częścią tego dramatu. Pytał dlaczego porzucono NAS. Dziś już nie pyta. Cieszy się, że to już poza nami. A ja pytam siebie jak mogłam byc taka ślepa i głupia. Ale też zadaję sobie to pytanie coraz rzadziej, bo… wiem. Nurowska znalazła odpowiedź. I ja też. Ona znalazła ukojenie w słowach: „To nie był mężczyzna”. Ja o swoim też to wiem. Ale ulgi mi to nie przyniosło. I tylko żal mi zmarnowanych w sumie ośmiu lat. Pytam o jedno: gdzie są mężczyźni? Na mojej drodze co chwila stają dupki. A może to nasza wina – pań, bo z roku na rok stajemy się coraz silniejsze i dzielniejsze? Przerażamy facetów. Ale z drugiej strony… co to za faceci, którzy boją się kobiet? Słabej płci?!
Brawo Nurowska! Jestem pełna podziwu za to wyznanie. I trzymam kciuki, by mecenasik dostał po nosie!
PS. Cytat z książki „Mądre kobiety – głupie postępowanie”: „Często stwierdzamy, że im kobieta jest inteligentniejsza, tym głupsze i szkodliwe decyzje podejmuje przy wyborze mężczyzny”. Oj! Jakże wiele w tym z prawdy.