Miałam kiedyś znajomego pisarza. Kontakt z nim zerwałam po wielu różnych historiach. Kilka tu opisywałam, ale wielu innych nie. Chyba jednak pora to zrobić, bo… Ale po kolei.
Otóż wspomniany tu przeze mnie pisarz w pewnym momencie wrócił do tematu nieprzeczytanej przeze mnie książki swojego autorstwa. Rozpętała się potworna awantura, w wyniku której postanowiłam mu tę książkę oddać, bo na pewno już jej nie przeczytam. Mam tzw. „brzyda” i tyle. Ponieważ była jego zdaniem „zmarnowana” przez wpisaną dedykację dla mnie, więc zdecydowałam się kupić mu nową książkę w empiku. Kupiłam przez internet, ale z odbiorem osobistym. Tygodniowe prośby o podanie przez niego adresu, na jaki mam tę książkę przesłać (wiem gdzie mieszka, ale nie będę stała pod blokiem i darła się) spełzły na niczym. W efekcie postanowiłam odwieźć ją do wydawnictwa. Przyjechałam na miejsce, poinformowałam panią z promocji, że sprawa jest delikatna. Powiedziałam, że autor mimo że zrobiłam o nim program w TV zwyzywał mnie, naubliżał mi etc. Ja się nie obraziłam, ale nie chcę mieć z nim nic wspólnego i proszę o oddanie mu tych dwóch książek – tej z autografem i tej nowiutkiej, nieodpakowanej a kupionej w empiku przez internet. Zaznaczyłam, że nie chcę by do niego dzwonili, ale oddali mu przy okazji. Co usłyszałam od pani? To był dopiero szok! Pani ucieszyła się, że przyszedł ktoś, komu może wylać swoje żale i kto zrozumie ją. W wielkim skrócie powiedziała mi, że to ostatnia rzecz, jaką mu w tym wydawnictwie wydali. I nie dlatego, że ja przyszłam oddać jego książkę. Tę decyzje podjęli już w czasie promocji. Mają go po prostu dosyć. Traktował wszystkich jak „śmieć i gówno”. Poniżał, poniewierał, gwiazdorzył itd. Kilka anegdotek, które usłyszałam zbiły mnie z nóg, choć myślałam, że jeśli idzie o tę osobę nic mnie nie zadziwi. W każdym razie pani obiecała książki oddać. Co stało się dalej w wydawnictwie – nie wiem, ale… do byłego kolegi-pisarza trafiła tylko książka z jego własną dedykacją dla mnie, a książka kupiona w empiku trafiła… do empiku nieodpakowana. Empik chciał mi oddać pieniądze. Stanowczo odmówiłam. Powiedziałam, by odesłali ją do wydawnictwa lub wyrzucili na ulicę. Tymczasem jej autor twierdził, że książki mu nie dodałam, tylko bezczelnie do wydawnictwa odwiozłam jedynie tę z autografem. Przesłałam mu emailem internetowy dowód zakupu dodając, że jak poda adres wysyłkowy, to kupię mu jeszcze raz i to nawet kilka egzemplarzy. Byleby tylko dał mi święty spokój. Adresu jednak nie podał. Ja zaś po raz kolejny powiedziałam, że nie życzę sobie więcej z nim kontaktu. Ponieważ przez wiele dni nękał mnie i ubliżał mi publicznie na Facebooku, a na dodatek zasypywał obraźliwymi mailami itd., zdecydowałam się zablokować go na portalu społecznościowym, jego adres mailowy zdefiniować, jako spam tak, by nawet do spamu nie wpadał, a od razu na serwerze był kasowany. Znajomych poprosiłam, by przekazali, że nie chce go znać, bo meczy mnie ta znajomość. Nikt się nie zdziwił. W środowisku pisarskim wiele osób omija go szerokim łukiem. Przez lata dziwili się, że się kontaktujemy i że znoszę te zachowania poniżej – zdaniem wielu osób – wszelkiej krytyki. Były kolega-pisarz ma opinie wyjątkowo konfliktowej osoby. Kabotyn, mizogin, bufon – to najczęstsze określenia. Fakt, że ma talent pisarski nie jest w stanie zrekompensować ciężkiego charakteru. Mam więc chyba prawo – podobnie jak inni – nie chcieć utrzymywać z nim kontaktu. I nie pisałabym o tym, gdyby w ciągu ostatniego pół roku nie przysłał mi kilku SMS-ów. Nie odpowiedziałam na żaden, bo nie chce kontynuować znajomości. Brzmiały rożnie „Nie bądź głupia!” „Odezwij się!” „Przeszło ci kretynko?” Plus różne inne epitety. Generalnie kolega-pisarz ma bardzo złe zdanie o kobietach. Podobne do tego, jak Janusz Korwin-Mikke. Chętnie by im założył chomąto i pozbawił praw publicznych. Gejem jednak nie jest, więc ma tu spory problem. Nie wszystkie kobiety lubią być traktowane jak przedmioty.
Ponieważ wczoraj przyszedł kolejny SMS od niego, więc zdecydowałam się na FB napisać apel do wspólnych znajomych i przyjaciół. Brzmiał tak:
„Proszę wspólnych znajomych moich i Przerośniętego Krasnala Ogrodowego o inicjałach … o poinformowanie go, że ja nie jestem obrażona ani się nie gniewam. Ja po prostu nie chcę utrzymywać tej znajomości. Dlatego nie odblokuję go na FB, nie usunę blokady na jego mail i to z tego powodu nie odpowiadam na SMS. Wcale nie dlatego, że ostatni brzmi: „Odbanuj mnie głupia ruro!”. Jestem wolnym człowiekiem i mam prawo nie chcieć z kimś się kolegować. Życzę mu wszystkiego najlepszego. Nobla w dziedzinie literatury, wielu doktoratów i milionów fanów, zwłaszcza płci żeńskiej, bo wiem, że nic go tak nie kręci jak wpatrzone w niego adoratorki. Niech wiec adorują do upadłego! Jego numer telefonu mam w komórce, bo nie wyrzucam niczyich numerów. Nawet osób zmarłych. A co dopiero żywego. Choć bufon. Natomiast być może ten numer dodam do spamu i blokowanych. Bo uważam, że średnio inteligentny człowiek powinien zrozumieć, że jeśli ktoś nie odpowiada na SMS, to nie chce kontaktu.
Z góry dziękuję za spełnienie mej prośby.
Jego ewentualnego komentarza proszę mi nie przekazywać, bo mnie nie interesuje.”
Prośbę zdecydował się przekazać mu mój przyjaciel, którego znam od 40 lat. Autor SMSów wyparł się, że to on do mnie pisze. Co niezwykle mnie ubawiło. Zaraz tez przyszedł kolejny SMS. Cóż… „corpus delicti” w postaci tych dwóch ostatnich istnieje. (Poprzednie zostały wykasowane przy reinstalacji systemu w telefonie.)
Mam znajomych z realnego świata, którzy powyrzucali mnie z grona znajomych na FB, a w życiu realnym nie chcą ze mną rozmawiać, a nawet udają, że nie poznają mnie na ulicy. Mimo wielu wspólnych przeżyć i naprawdę mocnych więzi. W wielu przypadkach nawet nie znam przyczyn, a jedynie się ich domyślam lub dowiaduję się o nich od osób trzecich otwierając szeroko oczy ze zdumienia. I owszem, dziwi mnie, że można bez wyjaśnienia czegoś, tak się zachowywać. Uważam jednak, że mimo wszystko mają pełne prawo nie chcieć mnie znać! Mają prawo nie chcieć ze mną się kontaktować i to nawet bez powodu, albo choćby tylko dlatego, że im się mój ryj nie podoba i wnerwiam ich całym swoim jestestwem. Ja się im nie narzucam! Dlatego nigdy nie zrozumiem kogoś, kto na siłę chce być w gronie moich znajomych, mimo tak jasnych przekazów, że ja już znajomości nie chcę! Rzadko kogoś skreślam ze swojego życia. Właściwie skreśliłam chyba tylko trzy osoby. Tu – nawet nie skreślam! Tylko izoluję się. Mam nadzieję, że do szczęśliwego końca żywota mojego lub jego. Choć oczywiście gdyby zaszła potrzeba podania żarcia – podam. Umycia za przeproszeniem dupy, bo sparaliżowany – umyję. Ale nie chcę z tą osobą prowadzić żadnych rozmów i wymian myśli! No chyba mam prawo!?
Znajomi nieznający sprawy ani sprawcy radzili zgłosić stalking. Nie chcę się zajmować takimi rzeczami. Uważam, że zablokowanie jego numeru, emalia i jego osoby na portalach społecznościowych powinno w zupełności wystarczyć.