Wielu moich znajomych żartobliwie twierdzi, że jestem osobą, której wszystko kojarzy się z głupotami, świństwami i seksem. Może i tak jest, bo rzeczywiście z seksem kojarzą mi się różne zdania, wypowiadane w specyficznych, np. autobusowych sytuacjach, które tu w swoim czasie opisałam. Przyznaję też, że potrafię wszystko idiotycznie zrymować. Np. ze słów: Solec, bolec, stolec, kolec stworzyć kretyński wierszyk brzmiący tak:
W miejscowości Solec,
Gość o ksywce Bolec,
Oddał w krzakach stolec
Wbił se w zadek kolec.
Wszystko to jednak jest ćwiczeniem językowym i grą w rymy. Zaczęłam się w to bawić jeszcze w dzieciństwie pod wpływem książki „Pamiętnik Oli”, jakiegoś ukraińskiego pisarza (na pewno ukraińskiego, bo tytułowa Ola kochała wiersze Tarasa Szewczenki). Właśnie Ola bawiła się w takie rymowanki ze swoim tatą. Choć przyznaje, że rymowała grzeczniej niż ja. Np. Postać – zostać.
Poeta? Co za śmieszna postać!
Chyba już lepiej chemikiem zostać.
Myślę jednak, że o wiele bardziej ode mnie zboczony jest Bill Gates i polscy pracownicy jego korporacji. Wnioski takie wysnułam korzystając z programu Microsoft Word 2003. Otóż teraz, gdy kończę powieść i szykuję się do ręcznych poprawek, postanowiłam użyć korekty w programie. W końcu piszę szybko, zdarzają mi się literówki typu „ejst” zamiast „jest” i tym podobne. Wygodniej mi będzie więc poprawić to wszystko korzystając z komputera. Niestety (lub stety, jak kto woli) Word wyłapuje także błędy stylistyczne i interpunkcyjne. Nie zawsze zgadzam się z tym, co proponuje, ale mniejsza o to. Martwi mnie natomiast, że sporo używanych przeze mnie wyrazów Word uważa albo za przestarzałe albo za wulgarne. Przestarzały jest np. wyraz „lubić”. A wulgarny? W powieści są tylko trzy wulgarne wyrazy, z czego dwa właściwie dawno weszły do literatury (chodzi mi o słowa „dupa” i „gówno”) zaś trzeci, rzeczywiście wulgarny, bo „kurwa” pojawia się tylko raz i ma zresztą duże, dramaturgiczne znaczenie dla rozwoju akcji. Tymczasem zdaniem twórców polskiej wersji słownika, wulgarny jest wyraz (Uwaga! Niespodzianka!) „spuścić” stosowany przeze mnie w zdaniu, „Marcin spuścił głowę”. To samo z wyrazem „lody”. Tak więc bohaterów mojej książki, zdaniem autorów słownika, tata nie mógł zabrać na lody, bo to wulgarne. Zapewne w ich wyobrażeniu tata z mojej powieści to ktoś w rodzaju Josefa Fritzla, a lody, które proponuje to nie bambino czy cassate, ale takie w ruchomym waflu. Fuj panie Gates! Chciałabym spuścić na to zasłonę miłosierdzia, ale pan mi zabrania!
Author: Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...