Tam gdzie myją wagony…

Spread the love

No i ruszyłam w trasę. Wymęczona chorobą, osłabiona, ale… ponieważ dusza rwie się do pracy, więc dlatego kilka dni temu wyruszyłam na spotkania autorskie do Wielenia, Trzcianki i Choszczna. Wprawdzie osłabienie spowodowało, że w pociągach podsypiałam, a w hotelach spałam jak zabita, ale przeżyłam i w całkiem niezłej formie wracam właśnie do domu. 
Przy okazji mam znów kilka refleksji kolejowych, z których najważniejsza dotyczy jazdy przewozami regionalnymi. Otóż wczoraj musiałam pojechać z Trzcianki do Choszczna i… szybko okazało się, że bezpośredniego połączenia między miejscowościami nie ma, więc muszę wsiąść w pociąg do Krzyża i w Krzyżu się przesiąść. W pociągu „InterRegio” było pusto. Ponieważ miałam walizkę, a było mi na tyle słabo, że nie miałam siły na wrzucanie bagażu na półkę, więc poszłam na koniec wielkiego wagonu. Uznałam, że tam może na ziemi, bo nie będzie przeszkadzać ewentualnym pasażerom. Efekt był taki, że siedziałam sama jak palec i czekałam aż pociąg dojedzie do Krzyża. Pociąg tymczasem sobie jechał i jechał. Kiedy pełna oczekiwania na koniec podróży patrzyłam się w czarną otchłań za oknem, podeszły do mnie jakieś panie w pomarańczowych kamizelkach z wiadrami pomyj i spytały co ja tu robię i czemu nie wysiadłam w Krzyżu. Zdenerwowana zerwałam się na równe nogi i odpowiedziałam, że byłam przekonana, że Krzyż przede mną, bo to końcowa stacja, a ten pociąg nie stanął. Co się okazało? Krzyż już był, ale pociąg nie zatrzymał się tam na dłużej, a na pięć minut. Żaden megafon nie zająknął się i nie powiedział, że tu stacja taka i taka, albo, że stacja końcowa i proszę opuścić pociąg. A ponieważ byłam jedynym pasażerem wagonu, więc nie wysiadłam idąc za owczym pędem, bo innych owiec poza mną zbłąkaną w wagonie nie było. Panie poinformowały mnie, że są w ciężkim szoku, że tam gdzie one myją wagony znalazła się osoba trzeźwa. Jak twierdziły zgodnie wielokrotnie zdarzało im się znajdować na bocznicy w wagonie osoby, które nie wysiadły, ale zawsze byli to śpiący pijacy, a tym razem znalazły trzeźwą babę trzymającą w rekach bukiety kwiatów. I tak pojeździłam sobie z nimi po bocznicy dopóki nie skończyły mycia, aż wróciłyśmy w okolice dworca w Krzyżu, gdzie z bukietami w garści przesiedziałam w poczekalni 40 minut czekając na kolejny pociąg, tym razem do Choszczna. 
Kwiaty to w ogóle osobny rozdział w historii podróżniczych przygód pisarza. Na każdym spotkaniu dostaję kwiaty, które podczas podroży koleją zamieniają się w nędzne wiechcie, a ja jestem zrozpaczona patrząc, jak piękne róże więdną na moich oczach. Błagałam moja agentkę Gabrysię, by  w moim imieniu prosiła Biblioteki, by mi tych kwiatów nie wręczano, bo one są potem katowane podróżą. Agentka ryknęła śmiechem i powiedziała, że… o to samo prosili… i tu nastąpiła długa lista nazwisk pisarzy. tak dowiedziałam się, że kwiaty w wagonie to nie tylko mój problem. Jedna z poetek ma już ponoć na końcu języka wierszyk o losach kwiatów w pociągu. Jak do końca roku go nie spłodzi, to chyba ja się za to wezmę. Wiersz będzie się zaczynał od słów: 

„Jechała pociągiem z obrzydliwym drągiem.
Myśleli, że miotła duża, a to była zwiędła róża”.

W każdym razie niestety podobno nic się z tym nie da zrobić, bo młodzież trzeba uczyć, by nagradzała autora, dlatego w ręce moje i setek innych pisarzy na spotkaniach wpadają bukiety kwiatów, których los jest gorszy niż los andersenowskiej choinki. Ona chociaż cieszy przez jeden wieczór… Mnie bukiety przeważnie nie cieszą, bo do domu dowożę przerażającą i budzącą odrazę współpasażerów miotłę. Gdy wczoraj wieczorem dotarłam do hotelu w Choszcznie w miałam garści pół bukietu plus badyl od róży, którą dostałam w drugiej bibliotece. Niestety… kwiaty poodpadały w czasie szamotania się z walizkami, gdy wysiadałam w Krzyżu. Tam, gdzie myją wagony. 
PS. Nie umiem opisać miny panów, którzy siedzą ze mną w przedziale, ale to jak patrzyli na róże, którą kładłam na półce było połączeniem zdziwienia z rozbawieniem i… swoistego rodzaju odrazą… Cóż… róża ledwo zipie. Zwłaszcza, że woda z małej buteleczki, umocowanej na końcu łodyżki, wyparowała jeszcze w pociągu „InterRegio” relacji Choszczno – Poznań.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...