Prawie, jak Niesamowity Dwór, czyli słówko o tym, co wiemy o wolnomularstwie

Spread the love

Zastanawiałam się ostatnio nad tym, jak niewiele wiemy o masonach. Coś tam niby dzwoni nam w uchu, ale nie do końca. Większość ludzi kompletnie nie ma pojęcia kim byli wolnomularze. Nie ma tez pojęcia kto należał do loży masońskich itd. Myślałam o tym kilka tygodni temu, gdy przytrafiła mi się zabawna rozmowa z pewnym snobem mitomanem, ale i wczoraj, gdy o poranku wędrowałam po parku wokół pałacu w Dobrzycy. Powinnam zacząć od historii snoba mitomana, ale zacznę od parku, który pchnął mnie znów w objęcia Pana Samochodzika. Jak to?

Chyba już wiem, co czuł Pan Samochodzik, gdy w Janówce chodził po parku wokół niesamowitego dworu. Dobrzyca bardzo mi się skojarzyła z Janówką. Nocowałam wczoraj w pałacu, a konkretnie w przypałacowym hoteliku. Hotelik, jak hotelik, skromny. Za to park…. przebogaty. Rano byłam umówiona w biurze pałacowym o ósmej. Opuściłam jednak swój pokoik znacznie wcześniej, by zwiedzić park. Bardzo pasował mi do mojego wyobrażenia parku z „Niesamowitego dworu”. Wprawdzie stojący w nim pałac nie jest dworem, a i w swoim planie nie przypomina budowli, którą opisał Nienacki, ale sam fakt, że jego pierwszy właściciel Augustyn Gorzeński miał związki z masonerią, a symbolika architektoniczna pałacu i parku nawiązuje do tradycji wolnomularskich, sprawiają, że czułam się tam trochę jak w otoczeniu dworu w Janówce.

Pałac w Dobrzycy wybudował w latach 1798-1799 Stanisław Zawadzki dla adiutanta i szefa kancelarii wojskowej króla Stanisława Augusta, generała Augustyna Gorzeńskiego.
Jak to jest z tą symboliką pałacu? Zacznijmy od tego, ze budynek składa się z dwóch nierównej wielkości skrzydeł, które swoim planem przypominają literę L (a co za tym idzie węgielnicę masońską). Wejście do pałacu to czterokolumnowy portyk toskański, który ozdobiono cytatem z Horacego „Ille terrarum mihi praeter omnes angulus ridet” (co po łacinie oznacza: „ten zakątek na ziemi milszy mi ponad wszystko”), a ponieważ łacińskie słowo angulus oznacza oprócz zakątka również węgielnicę, jeden z symboli wolnomularskich, więc jasne jest, że kręcimy się wokół czegoś, na kształt loży… Gdzie w Dobrzycy spotykali się wolnomularze? Funkcje loży masońskiej pełnił tu stojący niedaleko pałacu Panteon zbudowany na kształt Panteonu rzymskiego. 

Tak więc wszystko nie tak, jak w książce o Panu Samochodziku, ale… jest ten park czymś w moim pojęciu łączącym fikcję z rzeczywistością. Park jesienią przypomina to, co opisał Nienacki. Stajni i wozowni już w nim nie ma. Jest za to wspomniany wcześniej Panteon. Są urocze alejki. No i jest platan. Największy w Polsce! Zasadzony w 1791 roku przez samego Gorzeńskiego, dla uczczenia konstytucji 3-go maja. 
Park, który tak mnie zachwycił usytuowany jest u zbiegu dwóch nurtów rzeczki Potoki i powstał równocześnie z pałacem. Był jednym z pierwszych w Wielkopolsce parków krajobrazowych. Założycielem był ogrodnik Gieńcz, który został pochowany podobno na terenie parku, który nadał mu charakter ogrodu angielskiego z wczesnymi cechami ogrodu romantycznego. Stad nie zachowane już dziś sztuczne ruiny oraz na szczęście zachowana grota, która jest podobno początkiem długiego podziemnego korytarza prowadzącego do Zamku Górków w Koźminie. Aż się chce w nią wleźć… W drugiej połowie XIX w. umieszczono nad tym stawem rzeźbę ogrodową, tak zwaną Babę z kamienia czy zdaniem innych Babę Jagę. Jak powiedziała mi pani z biblioteki, która zabierała mnie z siedziby dyrekcji pałacu, miejscowa legenda mówi, że owa baba to pewna kobieta, która z miłości do jakiegoś mężczyzny ukradła z kościoła w Dobrzycy złoty kielich i spotkała ją za to kara. Mężczyzna, którego kochała i dla którego kielich ukradła nie był wiele wart. Ale ta historia nie ma już zbyt wiele wspólnego z masonerią, choć figura kobiety stoi przy grocie, do której wejście jest początkiem tajemnego przejścia do zamku, co bardzo przypomina mi historię z „Niesamowitego dworu”… 
Szłam tym parkiem, ciągnąc za sobą walizkę i fotografując otoczenie, kiedy przypomniała mi się historia ze snobem mitomanem. Zdarzyła się kilka tygodni temu i uświadomiła mi, że mitomania to straszna choroba. Ów mitoman opowiadał niestworzone rzeczy, a my przez jakiś czas braliśmy je za dobre monety. Zorientowawszy się, jak się sprawy mają zaczęliśmy robić sobie z niego jaja. I tak pewnego dnia doszło do wspanialej wymiany zdań o masonach. Ów mitoman opowiedział, jak to w pewnym mieście (pal sześc w jakim) był w masońskiej knajpie. Oczywiście bardzo drogiej, bo nasz ukochany mitoman był jeszcze na dodatek snobem i wszystko w jego życiu musiało być najlepsze, markowe, drogie itd. Jego znajomi musieli być elitą, czyli dyrektorami, bo w jego pojęciu elita to dyrektorzy. Gdy tak snuł swoje mitomańsko-snobistyczne opowieści zaczęłam go o tę masońską knajpę wypytywać, a jechaliśmy samochodem. Mitoman opowiadał, że to knajpa baaardzo droga i tajna. Wchodzi się tam przez zwykłe mieszkanie, ale otwierający drzwi mówi, że to pomyłka i dopiero, gdy turyści mu powiedzą, że słyszeli, że tu jest masońska knajpa to zgadza się ich wpuścić, ale po wysłuchaniu przez nich trwającego 6 minut (nie wiem, czemu akurat 6) wykładu o masonach i ich historii. Knajpa jest droga, wystrój bogaty, a na ścianach rzeźby…
– Jakie rzeźby? – zainteresowałam się. 
– Nie znam się – odparł mitoman. – To są właściwie płaskorzeźby. 
– Ale co na nich jest? – spytałam, wietrząc już, że mitoman nigdy tam nie był. 
– Jacyś święci – odparł. 
– Świeci w masońskiej knajpie? Dziwne. – powiedziałam, a mitoman się zmieszał. Ja zaś wyjęłam laptopa i podłączywszy się do internetu i znalazłszy ową knajpę w sieci zaczęłam o niej czytać. Niestety informacje były skąpe. Jedynie adres. Postanowiłam jednak drążyć temat i spytałam mitomana snoba, co było mówione podczas tego sześciominutowego wykładu o masonach. Mitoman snob odparł, że nie słuchał zbyt uważnie. Na to wszystko odezwał się jadący z nami kolega i spytał:
– Kto to właściwie są masoni? 
Zapadła cisza. Czekałam w napięciu, co na takie pytanie odpowie wszechwiedzący snob i mitoman w jednej osobie. A on, starając się nadać swojemu głosowi naukowy charakter zaczął tak…
– Masoni to są… yyy jakby to jasno i prosto powiedzieć, to tacy… yyy Jakby ci to wytłumaczyć byś zrozumiał… yyy to są…
I w tym momencie we mnie odezwał się złośliwy diabeł i usłużnie jak gdyby nigdy nic podpowiedziałam:
– To taka międzynarodowa organizacja walcząca z monarchią. 
– Tak! – Ucieszył się mitoman snob i dodał z uznaniem: – Świetnie powiedziane! 
Gdyby rozmowa odbywała się nie w aucie, a na motorze z pewnością bym z niego spadła. A tak… tkwiłam wbita w przednie siedzenie auta z wyrazem twarzy nie wiem jakim, bo nie miałam lusterka przed nosem. Na najbliższym postoju powiedziałam koledze, który z nami jechał i zadał pytanie o to, kim są masoni:
– Słuchaj. Nie chcę byś myślał, że masoni to międzynarodowa organizacja walcząca z monarchią. To był żart, a ten mitoman znów się podłożył. Masoneria to najkrócej mówiąc międzynarodowy ruch parareligijny i etyczny o charakterze antyklerykalnym. I nie wierz, że walczył z monarchią, bo do loży należał nasz ostatni król Stanisław August Poniatowski. 
Więcej nie zdążyłam mu powiedzieć, bo czas było znów wsiadać do auta i wysłuchiwać kolejnego mitu… O bogatych ludziach z elity, którzy zarabiają kupę euro, jeżdżą luksusowymi limuzynami i mieszkają w wielkich rezydencjach. Pewno w pałacach, ale czy mieściły kiedyś w swoich murach masońskie loże, to ja już nie wiem… raczej wątpię.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...