Książka od racjonalizatora produkcji

Spread the love

Mam taki zwyczaj, że na spotkania autorskie zabieram kilka swoich książek. Wychodzę z założenia, ze nikt nie ma obowiązku mnie znać, aa nawet wręcz przeciwnie. Ludzie maja prawo nie wiedzieć o mnie nic. Jakoś trzeba się więc zaprezentować. Nie opublikowałam znowu tych książek tak dużo, bo tylko 5, więc nie padam z przedźwigania. Ostatnio jednak podarowałam pewnemu panu „Dziewiętnastoletniego marynarza”, a potem w domu okazało się, że to był… ostatni egzemplarz. Mój autorski. Zamówiłam więc przez internet kolejne, ale… chwilowo jestem bez książki Poprosiłam więc syna, by na te spotkania, na które teraz pojechałam pożyczył moi swoją. Od razu usłyszałam, że jest podpisana! Zaznaczyłam, że wiem i że oddam. Wzięłam książkę na spotkanie do Sieradza i… w trakcie spotkania jeden z chłopców pyta:
– A co to jest tu w środku?
Ja patrzę a to…legitymacja Racjonalizatora Produkcji wydana na nazwisko mojego syna! Wypisał ją sobie sam w 2005 roku. Skąd wziął legitymację? Nie wiem. Wiem tylko, że dokument z lat na moje oko 60-tych lub najwyżej 70-tych stwierdza, że „Polska Rzeczpospolita Ludowa w uznaniu osiągnięć wynalazczych i racjonalizatorskich nadaje obywatelowi Maciejowi … odznakę i tytuł racjonalizatora produkcji.” 
Zebrani w bibliotece się obśmiali, a mnie przypomniało się, jak to kiedyś przyszli do nas goście i z książki, która leżała na stole wypadła kartka. Na niej pismem mojego 10-letniego wówczas syna było napisane drukowanymi literami: „JAKBY CO, TO MÓJ FIUT MA NA IMIĘ MIKI”. Ze śmiechu wyli wszyscy. Tak myślę sobie, że czasem dobrze, że on już dorósł… Ale czasem trochę szkoda, bo tak rzadko znajduję takie „sekrety”. Ale może jeszcze trochę czai się ich w domu w jakichś książkach?

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...