List ze Lwowa

Spread the love

Minął prawie miesiąc od mojej wizyty we Lwowie. Reportaż o Cmentarzu Łyczakowskim zrobiłam. Nosił tytuł „Muzeum pod gołym niebem” i miał emisję 1-go listopada. Do zmontowania został mi ten o polskiej rodzinie. Myślę o niej często. Zaglądam do zdjęć, które im zrobiłam. Ciekawi mnie, jak tam oni? Wiem, ze drobiazgi, które od nas dostali bardzo im się podobały, bo przed przekroczeniem granicy na moją ukraińską komórkę przyszedł SMS z podziękowaniami. Wczoraj otrzymałam ze Lwowa list. Niby zwykły, elektroniczny, a jednak niezwykły. Od kogo? 
Odczytuję go podczas zakupów w hipermarkecie. Nienawidzę zakupów, ale czasem trzeba je zrobić. Dlatego tego dnia biegam pomiędzy regałami w poszukiwaniu proszków do prania, mydeł i środków czystości. Na środku głównej alejki dobiega mnie znajomy dźwięk oznaczający, że przyszły e-maile. W komórce odczytuję tylko nagłówki, a treść tylko wtedy, gdy widzę, że to może być coś ważnego. Tym razem spośród kilkudziesięciu listów moją uwagę przykuwa zatytułowany: „Pozdrowienia ze Lwowa”. Postanawiam odczytać go natychmiast i… zatyka mnie. Byłam przekonana, że to pani Katarzyna lub pan Andrzej pytają o reportaż, a tu… okazuje się, że to list od ich syna, 9-letniego Mikołaja. List brzmi tak: 
Dzień dobry. Tego maila piszę ja, Mikołaj, Wasz czytelnik. Bardzo dziękuję. Te książki są bardzo śmieszne i ciekawe. Oto jeden ze śmiesznych wypadków w książce „Dzika” [piosenka z lekcji muzyki]: … babcia srała na balkonie, w domu dziadek depilował… bardzo śmiesznie prawda? Bardzo dziękuję za takie piękne książki. Proszę pisać jeszcze.  Przeczytałem już wszystkie trzy książki. Są super.
Musiałam usiąść pod wieszakiem z jakimiś paltami, by ochłonąć, bo tak się wzruszyłam. Odpisałam po powrocie do domu. Refleksji mam oczywiście setki. O języku polskim, jakiego używają we Lwowie. O tej chęci czytania i głodzie czytania, który był w Mikołaju, a który tak trudno znaleźć w Polsce. (Od razu mi się przypomniało, jak na spotkaniu autorskim w Gołuchowie młodzież była zdziwiona, że ja sienkiewiczowskich „Krzyżaków” nie tylko czytałam, ale na dodatek kilka razy i lubię… ) Ale też i myślę o tym, że jaka to szkoda, że książki pisze się dłużej niż czytelnik je czyta… 
A z drugiej strony, że też akurat zacytował ten fragment o sraniu… Ale w sumie wiadomo. Kupa zawsze śmieszy dzieci najbardziej. I nikt z dorosłych nie wmówi mi, że tak nie jest. A jakby chciał coś na to poradzić, to wątpię, by mu się udało.

Mikołaj czyta „Tropicieli”

PS. Codziennie przychodzą do mnie listy od czytelników. Dostałam więc ich w swoim życiu już setki jeśli nie tysiące. Na wszystkie odpisuję, bo wszystkie cieszą, wszystkie sprawiają przyjemność, ale jeszcze żaden mnie tak nie wzruszył.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...