W totalnym pędzie, czyli najgorszy reisefieber

Spread the love
W totalnym pędzie, czyli najgorszy reisefieber
Rzecz wygląda następująco. Jutro wyjeżdżam. Najpierw przez 2 dni mam 5 spotkań autorskich, a potem opuszczam kraj. Wyjeżdżam na Ukrainę. Reisefieber mam od kilku dni.
Po pierwsze: gdy zajrzałam do paszportu okazało się, że jego ważność kończy się we wrześniu. Mam nadzieję, że mnie wpuszczą. Już wiem, że po powrocie muszę złożyć dokumenty na nowy paszport, bo nigdy nic nie wiadomo.
Po drugie: cały czas się martwię, że czegoś zapomnę. I nie chodzi bynajmniej o szampon, szczoteczkę do zębów, ale ważniejsze rzeczy.
Po trzecie: martwię się, czy modem USB będzie działał na ukraińskich kartach SIM. Jeśli nie to czy znajdę tam wi-fi lub inne metody korzystania z sieci bez robienia ludziom kłopotu.
Po czwarte: biorę ze sobą kamerę i martwię się czy uda mi się coś nakręcić.
Po piąte: nie wiem, kiedy wrócę, bo to nie ode mnie zależy, a od różnych urzędników. Do załatwienia mam wiele spraw. W końcu dopiero co wyszła tam moja książka. Ale i Ulubiony ma do załatwienia swoje interesy.
Po szóste: jadę samochodem z wyrwanym bębenkiem zamka w drzwiach, bo miałam włamanie. Zamek centralny działa, ale dziura w drzwiach nie wygląda dobrze. Naprawa przewidziana jest na „jak wrócę”, a to nastąpi pewnie dopiero w maju.
Po siódme: martwię się jak moje auto poradzi sobie na tamtych drogach.
Po ósme: martwi mnie, że będę skazana na mapę papierowa i GPS w komórce, bo taki normalny ukradziono mi wyrywając ten nieszczęsny bębenek zamka z drzwi.
Po dziewiąte: (powinno być po pierwsze, ale umieszczając to na końcu zmniejszam zdenerwowanie) martwię się jak mój syn da sobie tu radę beze mnie i czy będzie chodził do szkoły.
Wreszcie po dziesiąte: martwię się, czy mi starczy pieniędzy.
Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, postaram się na bieżąco opisywać swoje wrażenia z podróży.
Przyznaję, że to najgroszy reisefieber w moim życiu.

Rzecz wygląda następująco. Jutro wyjeżdżam. Najpierw przez 2 dni mam 5 spotkań autorskich, a potem opuszczam kraj. Wyjeżdżam na Ukrainę. Reisefieber mam od kilku dni.Po pierwsze: gdy zajrzałam do paszportu okazało się, że jego ważność kończy się we wrześniu. Mam nadzieję, że mnie wpuszczą. Już wiem, że po powrocie muszę złożyć dokumenty na nowy paszport, bo nigdy nic nie wiadomo.Po drugie: cały czas się martwię, że czegoś zapomnę. I nie chodzi bynajmniej o szampon, szczoteczkę do zębów, ale ważniejsze rzeczy.Po trzecie: martwię się, czy modem USB będzie działał na ukraińskich kartach SIM. Jeśli nie to czy znajdę tam wi-fi lub inne metody korzystania z sieci bez robienia ludziom kłopotu.Po czwarte: biorę ze sobą kamerę i martwię się czy uda mi się coś nakręcić.Po piąte: nie wiem, kiedy wrócę, bo to nie ode mnie zależy, a od różnych urzędników. Do załatwienia mam wiele spraw. W końcu dopiero co wyszła tam moja książka. Ale i Ulubiony ma do załatwienia swoje interesy.Po szóste: jadę samochodem z wyrwanym bębenkiem zamka w drzwiach, bo miałam włamanie. Zamek centralny działa, ale dziura w drzwiach nie wygląda dobrze. Naprawa przewidziana jest na „jak wrócę”, a to nastąpi pewnie dopiero w maju.Po siódme: martwię się jak moje auto poradzi sobie na tamtych drogach.Po ósme: martwi mnie, że będę skazana na mapę papierowa i GPS w komórce, bo taki normalny ukradziono mi wyrywając ten nieszczęsny bębenek zamka z drzwi.Po dziewiąte: (powinno być po pierwsze, ale umieszczając to na końcu zmniejszam zdenerwowanie) martwię się jak mój syn da sobie tu radę beze mnie i czy będzie chodził do szkoły.Wreszcie po dziesiąte: martwię się, czy mi starczy pieniędzy.Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, postaram się na bieżąco opisywać swoje wrażenia z podróży.Przyznaję, że to najgroszy reisefieber w moim życiu.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...