Strach, czyli co kto ma w sercu?

Spread the love

Strach to bardzo nieprzyjemne uczucie. Nie lubię się bać. Wczoraj się bałam. I to kilka razy. Pierwszy raz jadąc do pracy. W końcu zapowiedziano manifestacje w związku z Dniem Niepodległości. Do pracy pojechałam samochodem, bo miałam ze sobą paczkę niespodziankę. Przywiozłam prosto z Wilna dla koleżanek i kolegów z redakcji chleb litewski i dwie półtoralitrowe butelki kwasu chlebowego. A dla przyjaciółki z redakcji osobną torbę litewskich frykasów i durnot. (Między innymi setkę wódki w kubeczku. Wygląda to, jak jogurt, ale w środku jest wódka, a na kubeczku akcyza! Szok!) Tramwajem wieźć tego nie chciałam, bo ciężkie i nieporęczne, a na dodatek w święta tramwaje rzadko jeżdżą. Zresztą tego dnia był na mieście spory tłok. W święta parkowanie jest bezpłatne, więc… wzięłam samochód. Na Plac Powstańców jednak nie dojechałam. Musiałam zostawić auto na tyłach Nowego Światu. Przyznam, że bałam się, czy samochód nie zostanie obrzucony jakimiś petardami etc. W końcu w swoim czasie przy takiej okazji kilka aut zdemolowano.

Potem bałam się drugi raz. Gdy Marsz Niepodległości ruszył w kierunku Saskiej Kępy. Gdy w mediach podawano informacje o zamieszkach na „moim” rondzie, czyli rondzie Waszyngtona, zadzwoniłam do Panicza Syna spytać, czy jest cały i zdrowy. Na szczęście siedział w domu. Ku memu zdumieniu przed… telewizorem, co zdarza mu się rzadko, bo jego pokolenie częściej gapi się w internet niż TV. Tymczasem on wraz z dziewczyną i garstką znajomych oglądał relacje z zamieszek stwierdzając po raz kolejny, że nie wyjdą z domu, bo się boją. Nie tylko tego, że ktoś z nich dostanie w mordę od jakiegoś oszołoma. Także tego, że znów bez powodu Panicza Syna będzie spisywać policja. Panicz Syn ma długie włosy, co przeciętnemu policjantowi kojarzy się z przestępstwami i narkotykami i zawsze, ilekroć cokolwiek dzieje się na Stadionie Narodowym, Panicz Syn zanim dojdzie do domu, jest co najmniej trzy razy legitymowany przez policjantów, którzy do Warszawy zjeżdżają z całej Polski i nie potrafią zrozumieć, że ulica zameldowania, którą ma wpisaną w dowód jest o 30 metrów od miejsca, w którym go zatrzymują, a on sam właśnie zmierza do domu.

Potem bałam się trzeci raz, gdy już byłam po pracy. Samochód cały i zdrowy przywitałam najczulszymi słowami kierowcy. Pozostała sprawa drugiego ważnego domownika – Ulubionego. Ten zaś nie chciał mnie fatygować i powiedział, że wróci sam środkami komunikacji miejskiej, czyli od metra tramwajem przez Most Poniatowskiego. Spędził biedak dzień cały w studiu nagrań przed mikrofonem i nie miał świadomości, co się dzieje w centrum i w naszej okolicy. Musiałam siłą go przekonać, że przyjadę po niego autem, bo to będzie bezpieczniejsze. Do domu wróciliśmy Mostem Siekierkowskim.

To bardzo smutne, że w Święto Niepodległości tak dzieje się w Warszawie, jak się dzieje. Że mnie ogarnia strach o moje mienie (samochód), życie i bezpieczeństwo bliskich (Panicz Syn i Ulubiony). Powinnam przecież cieszyć się niepodległością, a nie bać. A jednak… bałam się!

Paradoksalnie dzień wcześniej wróciliśmy z Wilna, gdzie Ulubiony był oklaskiwany na festiwalu Monowschód. Tam grał w teatrze na Pohulance, który mimo życzenia twórców i fundatorów, czyli polskiej społeczności Wilna, by służył mieszkającym tam Polakom, Niepodległa Litwa podarowała Rosjanom. Jest tam teraz Rosyjski Teatr Narodowy Litwy. Na szczęście organizatorzy festiwalu wypożyczyli teatr na festiwal. I tak na scenie, na której w swoim czasie występowały takie gwiazdy, jak Irena Eichlerówna, Nina Andrycz, Henryk Borowski, Hanka Ordonówna, Aleksander Zelwerowicz, Zygmunt Bończa-Tomaszewski, Zdzisław Mrożewski, Danuta Szaflarska, Jerzy Duszyński, Igor Przegrodzki, Hanka Bielicka Ulubiony zaprezentował swój monodram „Listy do Skręcipitki”. Tuż potem pokazaliśmy film dokumentalny „Zdarzyło się naprawdę” o prawdziwej historii bohaterów monodramu, czyli mojego pradziadka i prababci. Wileńska prasa napisała, że „Polski festiwal teatralny uwieńczył spektakl o miłości i patriotyzmie” wyjaśniając w artykule: „Minimum środków scenicznych, krótkie przerywniki muzyczne, godzinna przekonująca gra jednego aktora, tematy miłości, tęsknoty i patriotyzmu – monodram „Listy do Skręcipitki” w wykonaniu aktora Zacharjasza Muszyńskiego w niedzielę, 9 listopada, w wileńskim teatrze na Pohulance zakończył odbywający się na Litwie trzydniowy Międzynarodowy Festiwal Monospektaklu „MONOWschód II”.
 Swoistym komentarzem do monodramu, dopowiedzeniem głównego przesłania sztuki był wyświetlony po zakończeniu spektaklu 14-minutowy film dokumentalny „Zdarzyło się naprawdę”, w którym autorka scenariusza Małgorzata Piekarska opowiada o tym, że do pracy nad sztuką zainspirowała ją zachowana korespondencja jej pradziadka i prababci, których rozdzieliły zawirowania życiowe. M. Piekarska nadmienia, że listy wysyłane przez pradziadka do żony są przepełnione patriotyzmem, miłością do ojczyzny, które to wartości obecnie, jak mówi, nie są w Polsce aktualne.”

"Listy do Skręcipitki" na scenie Teatru na Pohulance
„Listy do Skręcipitki” na scenie Teatru na Pohulance

Bo nikt mi nie wmówi, że to patriotyzm i miłość do Ojczyzny pchnęły ludzi z zamaskowanymi twarzami do rwania bruku, płyt chodnikowych i szarżowania na policjantów. Co z tego, że organizatorzy marszu odcięli się od takiego zachowania? W marszach (zarówno Prezydenckim jak i Niepodległości) idą ludzie z różnych pobudek, ale z moich obserwacji wynika, że patriotyzm nie jest głównym motorem ich działań. Raczej to walka polityczna. Gdyby było inaczej powstałby jeden marsz. Patriota kocha Ojczyznę bez względu na to, kto jest jej prezydentem, kto premierem i kto jest w opozycji. Ojczyzna to symbol. To coś ponad podziałami. To nie jest Polska żadnego z polityków tylko każdego z nas, którzy czujemy się Polakami lub jej mieszkańcami!

Po wileńskim spektaklu, zarówno w kuluarach, jak i potem na bankiecie podchodzili do nas różni ludzie z refleksjami. Mogłabym cytować wiele, ale chwalenie się zawsze mnie trochę jednak żenuje. Napiszę więc tylko to, co powiedział pewien Polak mieszkający na Litwie. „Małgosiu! To było o nas teraz! To my tak tęsknimy!” A przecież spektakl jest o moim pradziadku, który sto lat temu nie mógł wrócić do Polski, bo utknął w głębi Rosji, gdyż zastała go tam I wojna światowa i Rewolucja Październikowa. Pradziadek pisał o miłości do Ojczyzny, której jeszcze nie było na mapie, ale dla niego była. Gdy pierwszy raz czytałam te listy i śmiałam się (choćby z określenia Skręcipitka) i strasznie płakałam. Pradziadkowa tęsknota za Polską była przejmująca. Polska, której nie było na mapie istniała w jego sercu niezwykle silnie! Co jest w sercach tych, którzy co roku biorą udział w burdach? Zachodzę w głowę, ale nie wiem!

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...