Poszłam ostatnio do banku, by wpłacić 105 euro. Cała wizyta była jedną z najzabawniejszych. Zaczęła się zresztą bardzo wesoło. Otóż po wejściu do oddziału rozejrzałam się, a uznawszy, że jest kolejka usiadłam obok pani, która widziałam jak siadała przed momentem. Stwierdziłam po prostu, że ona jest ostatnia. W tym momencie podeszła do mnie pracownica w stosownym uniformie i spytała:
– Pani w jakiej sprawie?
– W sprawie operacji bankowej – odparłam.
– To proszę usiąść – powiedziała pani do mnie, osoby, która już siedziała i pokazując na siedzącą obok panią poinformowała, że jestem w kolejce tuż po niej.
– Dziękuję. Domyśliłam się – odparłam nie kryjąc rozbawienia.
Po chwili moja sąsiadka wstała z kanapy i podeszła do stanowiska. Gdy odeszła chciałam wstać i ja, ale nie zdążyłam, gdyż podeszła do mnie pracownica w uniformie, by powiedzieć:
– Teraz Pani kolej.
Już się nie śmiałam, bo zauważyłam, że powaga pani w uniformie była wielka i wpisana w jej charakter. Dlatego tylko podziękowałam i podeszłam do stanowiska, gdzie siedziała bardzo młoda dziewczyna. Położyłam na stole dowód osobisty oraz dwa banknoty: 100 i 5 euro mówiąc:
– Dzień dobry. Chciałam wpłacić na konto 105 euro.
Pani bez słowa wzięła i włożyła je w maszynę do liczenia. A po kilku sekundach poinformowała mnie:
– Wpłaca pani 105 euro w 2 banknotach: 100 i 5 euro.
Przyznam, że słysząc ten tekst oczy wypadły mi z orbit, więc śmiejąc się powiedziałam:
– Zszokowała mnie pani.
– Nie rozumiem – odparła bardzo poważnie dziewczyna.
– Do stwierdzenia, że to są dwa banknoty 100 i 5 euro potrzebowała pani maszyny do liczenia?
Myślałam, że dziewczyna roześmieje się wraz ze mną z tej głupoty i na przykład powie, że takie są przepisy lub coś w tym rodzaju. Albo, że maszyna też sprawdza, czy banknoty nie są fałszywe. Zresztą gdybym wpłacała 20 banknotów jej tekst uznałabym za oczywisty, ale przy dwóch banknotach śmieszył mnie potwornie. Panience jednak nie było w ogóle do śmiechu. W odpowiedzi usłyszałam bowiem opryskliwym tonem:
– Tu są kamery i muszę wszystko wsadzać do maszyny.
Słowo „wszystko” rozbawiło mnie jeszcze bardziej. Wyobraziłam sobie dziewczynę z banku jak wsadza naprawdę wszystko do maszyny. Od śniadania począwszy aż po mój dowód, a na końcu pieniądze. Ale ryknęłam śmiechem dopiero jak stamtąd wyszłam. Powaga banku zrobiła swoje. Pomyślałam jednak, że albo za rzadko chodzę do banku albo świat już zwariował albo jedno i drugie.
Myślę, że mniej śmiesznie by było, gdyby ta pani nic nie powiedziała. Niech już sobie sprawdza i liczy 2 banknoty na tej maszynie skoro ma takie obowiązki.
A swoją drogą to ciekawe, że powstaje coraz więcej głupich przepisów, a my zamiast chociaż śmiać się z tego wykonujemy je bezwolnie. Przypomniało mi to bohaterów Metropolis Fritza Langa wykonujące bezmyślnie jak niewolnicy jakieś czynności w fabryce. Absurdy z filmu sci-fi mającego już prawie sto lat doczekały się realizacji. Nawet nie zauważyliśmy, że wyszła… groteska. Naprawdę śmieszy ona tylko mnie?