Jest taki stary dowcip o Bacy, który stanął przed sądem za pędzenie bimbru, gdyż znaleziono u niego aparaturę. Otóż Baca podczas rozprawy powiedział:
– Wysoki sądzie! Wsadźcie mnie jeszcze za gwałt, gdyż aparaturę też mam.
Przypomniał mi się ten dowcip dlatego, że dostałam ostatnio maila o takiej treści:
Na swoim blogu napisała Pani „Z owej Gali powstała rejestracja, a mnie poproszono o zmontowanie z tego kilkunastu minutowego reportażu. Finał tej sprawy to już opowieść na inny zupełnie temat, którym być może też się zajmę, bo to kolejny absurd wart opisania.”
Uprzedzam, że jeśli w owym opisie znajdą się kłamliwe tezy o mobbingu lub w inny sposób zostaną naruszone moje dobra osobiste, sprawę skieruję do sądu. Mój adwokat twierdzi bez cienia wątpliwości, że wygra sprawę. Pod względem oceny szans na wygraną mój adwokat jest nadzwyczaj uczciwy, w odróżnieniu od niektórych przedstawicieli tego zawodu.
Proszę się czuć ostrzeżoną i nie zdziwić, kiedy przegra Pani sprawę, jeśli zechce Pani opisać publicznie swoje wrażenia, jak podejrzewam, że zostaną opisane.
Bardzo mnie ów list ubawił, gdyż wielokrotnie zapowiadałam na blogu, że o czymś napiszę i do tego nie dochodziło. Powód był zawsze jeden. Znajdował się ciekawszy temat. Tak było i tym razem. Pod palce wepchnęła się historia o sądzie. Potem miałam inne rzeczy na głowie, aż tu nagle… sam mi się wcisnął temat o tym jak mocno w Polakach tkwi homo sovieticus, czego ów list jest po prostu świetnym przykładem.
Z czym tu bowiem mamy do czynienia? Ano z charakterystyczną dla PRL i krajów sowieckich cenzurą prewencyjną. Ja jeszcze nic nie napisałam, ale autor listu domyśla się, co mogłoby w moim tekście być, gdybym go napisała i już robi wszystko, bym tego nie zrobiła, czyli straszy mnie sądem, moją przegraną, której jest pewien i tym samym robi z siebie kompletnego idiotę.
Po pierwsze: nie wie co bym napisała, ale najwyraźniej czuje się niepewnie, a nawet boi się tego, więc mnie straszy. Po drugie: zapomina, że jest wolność słowa. Po trzecie: mam prawo do krytyki. Po czwarte: jest ślepy na prosty fakt, że nie pada tu niczyje nazwisko ani nazwa instytucji. Wreszcie po piąte: od kilkunastu lat prowadzę bloga i już było kilka prób zamknięcia mi ust, ale zawsze kończyły się niczym. Doskonale wiem jak pisać, by nie trafić przed oblicze temidy. I niejeden idiota przejechał się na straszeniu mnie. Zdarzało się, że był to idiota dyrektor, a nawet idiota prezes.
Ten list to próba zastraszenia mnie poprzez sugestię osądzenia i to za czyny niepopełnione tylko dlatego, że mam instrument do pisania, jak Baca ma instrument do gwałcenia. Paradoksalnie ta próba zamknięcia mi ust jest najlepszym dowodem jak homo sovieticus tkwi w autorze listu i jego promotorach.
Czym jest homo sovieticus? Pisałam tu jakiś czas temu jak tkwi on w nas wszystkich, którzy żyliśmy w PRL i co ciekawe bardzo często tkwi w naszych dzieciach.
Jak się objawia? To przede wszystkim skłonność do kombinowania, omijania i łamania przepisów, a także szukanie znajomości i wiara w istnienie uprzywilejowanych grup. Dobrym przykładem była tu opisywana przeze mnie historia artystów, którzy uważając się za lepszych od innych, skorzystali ze szczepionki przeciw koronawirusowi, gdy jeszcze nie był uruchomiony powszechny program szczepień. Ale homo sovieticus to także pragnienie, by wszyscy mieli takie samo zdanie. By nigdy nas nie krytykowali. To zresztą jest charakterystyczne również dla obecnej Rosji.
Pisałam o tym, jak prawie 8 lat temu poleciałam do Irkucka i miałam spotkanie z rosyjskimi pisarzami. Ich prezes był zgorszony tym, że w Rosji ludzie sami wydają sobie książki i te książki są złe, bo nikt nie kontroluje tego co piszą. Gdyby kontrolował byłyby one na wyższym poziomie.
Zaczęłam Panu Prezesowi tłumaczyć, że na całym świecie tak jest. Że to oznacza wolny rynek. Że w Polsce też ludzie sami sobie wydają książki, choć różnie to potem bywa z dystrybucją no i poziom wiadomo, że różny. Z tego zresztą powodu większym szacunkiem otaczana jest literatura wydawana przez uznane wydawnictwa. Niemniej jednak nie można w wolnym kraju zakazać ludziom wydawania samemu sobie swoich książek. A skoro Rosja ma się za wolny kraj… Pan Prezes zaczął jednak wtedy jeszcze głośniej krzyczeć, że to co piszą ci ludzie, to się nie nadaje do czytania. Ja mu na to, że się domyślam, że wszędzie na świecie tak bywa, ale to właśnie jest uboczny skutek wolności wypowiedzi i braku cenzury. Zwróciłam mu uwagę, że wolność polega też na tym, że on nie musi tego czytać. Ja głupot nie czytam. A poza tym…, i tu użyłam koronnego argumentu, uważam, że lepiej jak ktoś pisze, nawet bardzo złe rzeczy i wydaje je za swoje pieniądze, niż miałby te pieniądze przepijać. Te argumenty zbiły Pana Prezesa z pantałyku. Dla homo sovieticus jest to bowiem coś nie do pomyślenia.
Pisałam też w swoim czasie o synu przyjaciółki z dzieciństwa. Dziewczyna mieszka w Wielkiej Brytanii, bo wyszła za mąż za Brytyjczyka. Jeden z jej synów zdecydował się na studiowanie filologii rosyjskiej. W ramach studiów, odbywanych zresztą na jednej z angielskich uczelni, dostał się na Erasmusa do Petersburga. Spędził w Rosji pół roku. Wrócił w lutym, tuż przed wybuchem wojny. Do matki powiedział: „To naród stracony dla świata. Oni nienawidzą ludzi wolnych. Nienawidzą każdego, kto ma inne zdanie.”
Ta niestety powszechna wśród Rosjan nienawiść do ludzi o innych poglądach jest mi znana nie tylko z moich podróży do Rosji, jak wspomniana wyżej historia z pisarzami, ale też i z ostatnich kontaktów z Rosjanami w mediach społecznościowych. Np. o ile ja mówiłam do mojego interlokutora, żeby żył sobie po swojemu i co go obchodzi jak żyją inni. Niech on w ich życie nie ingeruje. O tyle on już tak nie twierdził. Ja mam żyć tak jak on chce. I on mi wytłumaczy, jak ja mam chcieć żyć. Gdy powiedziałam, że nie życzę sobie – to się nasłuchałam, że i tak będę żyła tak jak on chce, bo oni tu do mnie jeszcze przyjdą! Wejdą tu do Polski po swoje! Po swój nadwiślański kraj. Jak napomknęłam, że skoro mówimy o tym co jest czyje to Polska jest Polska, a Buriacja jest Buriatów. Generalnie zrobiła się afera i facet aż zachrypł! Bo w przeciwieństwie do mnie jemu nie chodziło o to, by wysłuchać racji drugiej strony, ale by skłonić ją do zmiany zdania. To właśnie jest homo sovieticus.
Aby go zwalczyć w sobie, a naprawdę warto jeśli chcemy być wolni – trzeba go sobie uświadomić. Uświadamiam więc czytelników: jeśli rozpoznaliście u siebie ten typ patrzenia na świat to znaczy, że nim jesteście. Zróbcie pierwszy krok, by przestać być.
Słowa: „Idziemy na wschód. Tam musi być jakaś cywilizacja” to tylko zdanie z filmu Seksmisja. Dziś wiemy, że na wschodzie nie ma cywilizacji, a jest wojna i prowadzą ją ludzie, w których homo sovieticus nie tylko tkwi, ale którzy nimi są.
Dlatego nie idźcie tą drogą.
Inaczej znów ktoś przy was poczuje się jak Baca ze starego dowcipu.
A o co jeszcze można mnie oskarżyć tylko dlatego, że mam aparaturę? Możliwości jest naprawdę wiele. Pytanie „Co się gapisz?” i prześladowanie za to, że ktoś na nas patrzy też jest charakterystyczne dla homo sovieticus. Więcej podpowiadać nie będę. Zalecam zmiany w myśleniu. Przydają się w życiu. Zwłaszcza, gdy chce się być prawdziwie wolnym człowiekiem.
PS To bardzo ciekawe mieć czytelnika, który z zapartym tchem sprawdza, czy już o nim napisałam czy nie. Zalecam cierpliwość.
PS 2. Chciałabym poznać prawnika, który przed pójściem do sądu jest pewien, że wygra sprawę.