Musiałam ostatnio napisać tekst, w którym potrzebowałam zacytować Arystotelesa i zrobić do cytatu stosowny przypis. Przypis – rzecz banalna. Bierze się po prostu książkę, w tym przypadku Poetykę, odszukuje odpowiedni fragment i… cytuje. Ten „mój” cytat wykorzystywałam półtora roku temu w jednym z felietonów dla Magazynu Literackiego „Książki”. Problem był taki, że wówczas w felietonie korzystałam z tłumaczenia starego, a teraz chciałam z nowszego autorstwa Henryka Podbielskiego. Poza tym do felietonu nie robiłam przypisu. Nie podawałam więc źródła cytatu. Tym razem potrzebowałam podać. Wzięłam z półki Poetykę, którą mam w jednym tomie z Retoryką i… zaczęłam szukać. Wiedziałam gdzie mniej więcej ten cytat powinien być, ale… nie było. Ponieważ lubię Poetykę, a na dodatek jest to dzieło krótkie, więc stwierdziłam, że na spokojnie znów przeczytam sobie całość i stosowny cytat sam się znajdzie, a przy okazji jeszcze może coś fajnego sobie w niej wygrzebię i wykorzystam. I tak… doszłam do strony 324 swojego egzemplarza (10 strony Poetyki) i zdania, które zaczynało się następująco:
„Tragedia jest bowiem naśladowaniem nie ludzi,”
w tym momencie wzrok przeniosłam na drugą stronę, a tam był tekst (rzekomo dalszy) brzmiący następująco:
„właściwą oryginałowi formę zyskują podobieństwo postaci, ale malują je piękniejszymi.”
Przyznam, że zgłupiałam. Co to za idiotyczne zdanie, z którego nic kompletnie nie rozumiem? I nagle sprawa się wyjaśniła. Obok strony 324 była strona… 341. Oto dlaczego wcześniej nie mogłam znaleźć odpowiedniego cytatu. Po prostu mój egzemplarz był pozbawiony szesnastu stron, a akurat na jednej z tych szesnastu było to, co chciałam zacytować. Zaczęłam się zastanawiać jak to możliwe. Przecież czytałam tę książkę i to w niej było. Co stało się z szesnastoma stronami? I wówczas… przypomniałam sobie, że przecież swój egzemplarz Poetyki podarowałam Paniczowi Synowi, który jest anglistą, a sobie kupiłam nowy. Teraz wiem jaki. Po prostu wybrakowany.
Ponieważ bez przypisu podającego źródło cytatu ani rusz, więc… zadzwoniłam do poetki i filozofki w jednym, czyli Gabrieli Kurylewicz z prośbą o ratunek. I tak po kwadransie w mojej skrzynce mailowej znalazły się nadesłane przez nią fotografie brakujących stron. Tekst napisałam. Jednak cała sprawa niezwykle mnie zmęczyła psychiczne. Postanowiłam odpocząć. Przy czym? Oczywiście przy książce. Przy jakiej odpoczywa się najlepiej? Przy młodzieżówce, którą się już zna. Wybór padł na Zbigniewa Nienackiego Pan Samochodzik i niewidzialni. Niedawno kupiłam sobie na Allegro za 2 złote moje ulubione wydanie z kolorowym samochodem na okładce. Po pół godzinie lektury dotarłam do strony 64 mojego starego-nowego egzemplarza. Na samym dole zaczynał się dialog:
„– Winnetou nie lubi przypływać tu latem – po-”.
Spojrzałam na następną stronę, a tam było napisane:
„do strzałki i kawałkiem węgla w krysztale górskim.”
„Ki diabeł?” pomyślałam i… okazało się, że jestem na stronie 81. Znów brak szesnastu stron.
Ulubiony najpierw nie chciał mi wierzyć. Ale dowody jasno mówiły same za siebie. I teraz on powiedział to zdanie, które ciągle powtarzają mi znajomi: „To się mogło przytrafić tylko tobie”.
A ja tak sobie myślę… Może jednak zagrać w Totka?