Taksa w taksi, czyli polsko-litewscy przedstawiciele pewnego rodu

Spread the love

Trzeba uważać na litewskie taksówki. To nasz wniosek po wczorajszej przygodzie. Rano pojechaliśmy do Matki Boskiej Ostrobramskiej, Klasztoru Bazylianów i celi Konrada oraz do Muzeum Mickiewicza etc. Ponieważ samochód mamy wypakowany scenografią, więc zostawiliśmy go na parkingu hotelowym i zamówiliśmy taksówkę, by zabrała nas spod hotelu do centrum. Koszt taksi (tak pisze się taxi po litewsku) to 12 litów. Wracając miałam zamówić taksówkę przez telefon, ale… koło pomnika Giedymina Ulubiony zobaczył postój, a tam trzy taksówki. Wsiedliśmy w jedną. Taksówkarz szybko zorientował się, że nie jesteśmy tutejsi. Rozmawialiśmy z nim po rosyjsku. Zerknęłam na wywieszony na szybie identyfikator, jak się nazywa kierowca. Napis głosił, że pan ma na nazwisko… kończące się na „vičiusa”, ale polskie i na dodatek bardzo w Polsce popularne. To ubawiło mnie do łez, bo to był po prostu jakiś litewski przedstawiciel rodu, który w Polsce kończy się na „icz”. (Na tej zasadzie, jak „Mickevičius”  to „Mickiewicz”.) Miałam znajomego o tym samym nazwisku, co litewski taksówkarz i skojarzenia mam słabe. Mój znajomy nie był zbyt uczciwy. Jeden ze wspólnych kolegów spłacał jego kredyt, bo był jego żyrantem. Gdy w pewnej rozmowie z „iczem” zwróciłam uwagę, że tak nieuczciwie postąpił z kimś, kto mu pomógł żyrując pożyczkę, usłyszałam:

– Widzisz? A mogło być tak pięknie. Twój tata miał mi to podżyrować. Potem by sobie umarł i nikt nie musiałby tego spłacać.

Tylko ja wiem, jaki diabeł we mnie wstąpił, gdy usłyszałam wtedy to „szczere wyznanie”. Przecież, jako jedyny spadkobierca swojego Ojca, taki kredyt musiałabym spłacać ja! Tak wrzeszczałam na „icza”, że trzeba było mnie uspokajać. Myślę więc, że nikogo nie dziwi, że mam niezbyt dobre skojarzenia z tym nazwiskiem. Nawet miałam ochotę powiedzieć to litewskiemu taksówkarzowi i jakoś zażartować, ale… ugryzłam się w język. Zresztą w tym momencie mój wzrok padł na taksometr bijący wszelkie rekordy prędkości. Cóż… spostrzegłam, że ustawiony jest na drugą taryfę. Poprzednia taksówka jechała na pierwszej. Swoją drogą na której taryfie ma jeździć w centrum miasta w środku dnia w tygodniu? Gdy dojeżdżaliśmy pod hotel powiedziałam po rosyjsku do litewskiego „icza” czyli „vičiusa”:

– Bardzo mi przykro, ale nie mamy takiej sumy. Nie byłam przygotowana na taki wydatek. W poprzednią stronę, i to nawet dalej, bo do Ostrej Bramy zapłaciliśmy 12 litów. Mamy więc przy sobie 27 litów gotówki. Czemuż to podróż z panem kosztowała ponad 30?

Taksówkarza trochę zatkało. Powiedział, że przyjmie 27 i nie będziemy się kłócić. A co do wyższej ceny oznajmił, że w Wilnie ceny mogą się różnić nawet czterokrotnie. Co miało oznaczać, że koszt naszej podróży nie był jeszcze najwyższy. Poinformowałam pana na odchodne, że ja mam nauczkę, by brać taksówki tylko zamawiane przez telefon, ale też, że rozumiem już czemu długo stał na postoju.

Och „icze” i „vičiusy”! Mam nadzieję, że spotkam kiedyś uczciwszych przedstawicieli tego polsko-litewskiego rodu.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...