Ratujmy młodzież, czyli ostatni dzwonek

Spread the love

W listopadzie wydawnictwo Nasza Księgarnia rozwiązało ze mną WSZYSTKIE umowy wydawnicze. Zrobili to bardzo elegancko i nie piszę tego dlatego, że mam do nich pretensje. Nic takiego. Pozostajemy w dobrych stosunkach i ze zrozumieniem przyjęłam ich decyzję i argumentację. Zresztą… będą sprzedawać moje powieści do wyczerpania. Tylko nie będzie już dodruków.

Natomiast chodzi mi o to, co to wszystko oznacza, a czego jako społeczeństwo jeszcze nie jesteśmy świadomi. Zacznijmy najpierw od powodu rozwiązania umów, bo jest on kluczowy. Otóż wydawnictwo zostaje przy literaturze dziecięcej. Takiej dla małych dzieci lub dzieci niewiele starszych, ale nie dla nastolatków. Powód? Literatura młodzieżowa po prostu się nie sprzedaje. Nastolatki nie czytają. Tylko tyle i aż tyle!

To jednak nie stało się nagle… to jest proces degradacyjny, który postępuje. Jak do tego doszło? Ano zupełnie naturalnie, czyli… poprzez ślepotę dorosłych i zaniechanie środowisk związanych z edukacją. Ale i obecne Ministerstwo Edukacji ma tu swoje winy.

W PRL młodzieżówka była dopieszczana. Zdawano sobie sprawę z tego, że czytelnik w wieku przechodzenia z literatury dziecięcej do tej dla dorosłych musi dostawać najlepsze książki na swój wiek. Takie, które przygotują go do obcowania z literaturą dorosłą, a jednocześnie pomogą w życiu i codziennych problemach etc. Bowiem to w wieku nastu lat człowiek zaczyna krytycznie patrzeć na świat, polemizować z dorosłymi, a przede wszystkim mieć swoje, często bardzo poważne problemy. Bywają to takie problemy, które dorośli bagatelizują, a które mogą stać się przyczyną ucieczek z domu, prób samobójczych, a nawet… ataków na rówieśników czy dorosłych, czyli po prostu zabójstw. Dobrym przykładem jest morderstwo w Rakowiskach, kiedy para nastolatków zamordowała rodziców chłopaka. Nie był to kaprys. Były konflikty, a więc problemy być musiały. Zabrakło ich rozpoznania i rozmów.

Internet i media społecznościowe nie są w stanie załatwić wszystkiego. Także i Młodzieżowy Telefon Zaufania, na który jeden się dodzwoni a drugi nawet nie spróbuje, nie wszystkim sprawi ulgę. Pomoc powinna być kompleksowa. A jedną z form pomocy jest… literatura traktująca o problemach nastolatków. Kiedyś była również prasa, ale od kilku lat liczba tytułów prasowych piszących o problemach młodzieży spadła. Tymczasem naprawdę internet nie pomoże we wszystkich problemach. Przede wszystkim w sieci nikt nie jest anonimowy. Młodzi ludzie coraz częściej zdają sobie z tego sprawę. Wiedzą, że można prześledzić strony, na które wchodzimy, komentarze wypisywane w sieci i to czego szukamy w wyszukiwarkach. Nic więc się nie ukryje.

Papierowa gazeta wbrew pozorom dawała czytelnikom szansę pozostania nierozpoznawalnymi i znalezienia odpowiedzi na nurtujące pytania. Stąd popularność w moim pokoleniu takich gazet jak „Świat Młodych”, „Na przełaj” czy „Razem”, a w późniejszych latach „Cogito” czy „Victora”, z którymi jako dziennikarka byłam związana. W każdym z młodzieżowych pism były kąciki porad prowadzone przez dojrzałych ludzi, często psychologów lub pedagogów. Sama prowadziłam taki kącik w magazynie „Trzynastka”, więc wiem ile dostawałam listów i jak moje odpowiedzi były dla czytelników ważne. Do pisma można było wysłać list nawet anonimowo. Po prostu zaadresować do kącika porad psychologicznych i sprawdzać czy nam opowiedziano na łamach. Było to bezpieczniejsze. Czytelnik napisał. Nikt nie wiedział, że to on, a odpowiedź była.

Internet przyniósł upadek pism papierowych. Nakłady gazet zaczęły drastycznie spadać, a co za tym idzie pisma zaczęły padać. Likwidowano też telewizyjne programy młodzieżowe jak „LUZ”, z którym również byłam związana, bo byłam sekretarzem redakcji miesięcznika „Luz”, który wydawano do programu. „Rower Błażeja”, który zastąpił „LUZ” też długo nie utrzymał się na antenie. Filmy i seriale dla młodzieży przestały w Polsce powstawać, bo jedno „Magiczne drzewo” wiosny nie czyni. A film „Za niebieskimi drzwiami” wg prozy Marcina Szczygielskiego to też wyjątek potwierdzający regułę.

Nastał czas internetu. Ale… przecież w internecie nie ma anonimowości, a więc nie ma jej również na forach psychologicznych. Obserwuję wiele grup wsparcia na Facebooku i zdarzało mi się czytać pytania z problemami, a w odpowiedzi padały teksty: „Czy matka wie, że piszesz takie rzeczy?” czyli ktoś robił to, czego nie robi się nastolatkowi. Nie tylko odbierał tym pytaniem poczucie bezpieczeństwa, ale jeszcze wbijał w poczucie winy, że zadawane jest pytanie, które potencjalnie może sprawić np. przykrość rodzicom. Były też przypadki zawiadamiania osób, których problem dotyczył, że sprawa jest na tapecie na takiej i takiej grupie czy na takim to a takim forum. Dochodziło wtedy do publicznych pyskówek etc. Najczęściej było jednak szydzenie z problemu, dokuczanie, że błahy i wyśmiewanie tego kto zadawał pytanie. Jak więc pomagać młodym ludziom?

Od wieków temu służyła literatura (dopiero potem film, który żeby powstał potrzebuje scenariusza, będącego czymś w rodzaju dzieła literackiego). By korzystać z dobrodziejstw literatury trzeba posiadać umiejętność czytania. Powieści psychologiczne dla młodzieży, których czytelnik mógł utożsamiać się z bohaterami, pojawiły się dość późno. Mam na myśli powieści, których autorzy analizowali stan ducha bohaterów, pokazywali ich rozterki etc. Przed wojną niemal nie było takich książek. Dla dorosłych zresztą również. Warto przypomnieć jaką rewolucję zrobiła Maria Kuncewiczowa powieścią „Cudzoziemka”, w której pokazywała emocje targające główną bohaterką. Emocje, które nie były społecznie akceptowane, bo w polskim społeczeństwie jest z góry założone jaka ma być kobieta. Bohaterka powieści Kuncewiczowej taka nie jest. A co z młodzieżą? Co z jej problemami?

Jedną z ważniejszych w literaturze polskiej była książka „Ten obcy” Ireny Jurgielewiczowej, która opowiadała o pierwszym uczuciu i o problemach, jakie dzieci mają z dorosłymi. Była jedną z pierwszych powieści pokazujących, że dorosły może przysparzać problemów dziecku, a nie odwrotnie. A przecież były to czasy, gdy powiedzonka, że „dzieci i ryby głosu nie mają” funkcjonowały w mowie potocznej. Mówiło się też wtedy o tym, że dzieci nie mają nerwów, problemów etc. Dzieciństwo to beztroski czas, kiedy dziecko jest tylko i wyłącznie szczęśliwe. A jeśli nie jest to pewno jest niegrzeczne i to już jest jego wina. Sama wyrastałam w takim przekonaniu. Długo wierzyłam, że pewne nieszczęścia, które spotykają mnie w dorosłym życiu to kara za to, że w dzieciństwie nie zawsze byłam grzeczna. Dopiero potem przyszła refleksja: co to znaczy grzeczne dziecko. Grzeczne to takie, które spełnia oczekiwania dorosłych. Wszystko jest ok dopóki dorosły ma „prawidłowe” oczekiwania. A gdy ma nieprawidłowe? A przecież często właśnie takie ma. Czytamy w prasie i internecie o pedofilii, znęcaniu się, zmuszaniu do przestępstw… Pedofil oczekuje od dziecka uległości… Czyli tego, że grzecznie spełni jego zachcianki. I przeważnie dziecko spełnia. A wtedy powstają problemy. I to są te właśnie problemy, o których powinno się pisać książki. Sama napisałam ich kilka. Pierwszą była „Klasa pani Czajki”, czyli składająca się z opowiadań powieść o dojrzewaniu i problemach tego wieku. Do dziś miała sześć wydań. Czy tylko dlatego, że bohaterami byli gimnazjaliści to znaczy, że się zdezaktualizowała, a rynek jest nasycony? Ależ skąd! Na Ukrainie powieść trafiła na 2 miejsce w rankingu 20 najważniejszych powieści młodzieżowych. A przecież na Ukrainie nie ma gimnazjów. Jednak problemy, które porusza ta książka dotyczą wszystkich nastolatków. Od lat dostaję listy od czytelników. Najczęściej piszą chłopcy. Wraz z bohaterami powieści przechodzą fascynacje dziewczynami, pierwsze pocałunki i tak dalej. Ale też i dzięki lekturze książki łatwiej im zmierzyć się z problemem oczekiwania od nich odpowiedzialności, bycia mężczyznami etc. Bo czy dzisiejsze czasy sprzyjają byciu prawdziwym mężczyzną? I co to właściwie znaczy? W drugiej części „Klasy pani Czajki”, czyli „LO-terii” poruszałam m.in. problem stawania się dorosłym w obliczu śmierci rodzica, problem samobójstwa, radzenia sobie ze śmiercią rówieśnika i z konsekwencjami nietrafionych wyborów. Co robić, gdy emocje biorą górę nad rozsądkiem? Gdy mam dobrego chłopaka, a serce zaczyna bić na widok łajdaka, który zrobi mi krzywdę? Pisałam o zaborczej miłości, zazdrości itd. W „Licencji na dorosłość” pokazywałam jak wygląda ucieczka od siebie i życia, poruszałam problem nietolerancji wobec inności, przemocy domowej, a nawet pedofilii. Choć nietolerancją wobec inności zajmowałam się też w powieści przygodowo-kryminalnej „Dzika”. We wszystkich trzech częściach „Klasy pani Czajki” zajmowałam się też problemem radzenia sobie z życiem w momencie, w którym nie znamy jednego rodzica. Jak żyć, gdy nie jest się dzieckiem chcianym a z wpadki? Jak żyć, gdy odkrywamy wielką rodzinną tajemnicę?

Teraz te wszystkie moje książki zostaną bez wydawcy, a za moment bez wznowień itd. Oczywiście są jeszcze audiobooki, są biblioteki, w których na razie można je dostać zanim zostaną wycofane, bo nie wypożyczane, ale… czy to wystarczy? Powieści dla nastolatków w ogóle z roku na rok jest coraz mniej. Nie sprzedają się. I winę za to ponoszą… dorośli. Ileż razy byłam świadkiem, gdy nastolatek chciał na targach kupić powieść, a rodzic mówił: „Po co ci? Raz przeczytasz i będzie stała. Pożyczysz od kogoś. Gdyby to była lektura to jeszcze…” Kiedyś rodzic w zamian za rezygnację z książki oferował córce sweter. Zaniemówiłam wtedy. A dziewczyna… uległa. Najchętniej rodzice kupują książki maluchom. Tym starszym wolą kupić coś „bardziej potrzebnego”. Dokładnie tak to nazywają. Coś „bardziej potrzebnego” i ważniejszego niż książka. Same nastolatki, wchodząc w okres dorosłości też często wolą… piwo, papierosy albo uzbierać na tatuaż. Nie znaczy to jednak, że niczego nie czytają. Czytają kryminały, czytają powieści dla dorosłych, ale nie dlatego, że nie chciałyby powieści dla młodzieży. Po pierwsze te niemal nigdy nie są reklamowane, a co za tym idzie trudno się o nich dowiedzieć. Szeptanka też nie zawsze pomoże. Gdy powieść porusza jakieś intymne problemy nikt nie chce przyznać się przed drugim, że to czytał, że go to zaciekawiło. Dlatego nie będzie oficjalnie nikomu tego polecał. A i blogi z recenzjami książek też przestały być tak popularne jak jeszcze kilka lat temu. Został instagram. Zdjęcie książki koło filiżanki z kawą i pięć kulawych zdań nie zawsze oddających to, o czym jest powieść. Tak wygląda współczesna reklama literatury. W tym tylko czasami tej dla młodzieży. Dlatego nastolatkowie czytają to co jest modne. Nawet jeśli jest to rzecz literacko czy artystycznie wręcz słaba.

Jakby tego było mało licea rzadko organizują spotkania autorskie z pisarzami piszącymi dla młodzieży. Sama jeżdżę głównie do uczniów z ostatnich klas podstawówki. Nota bene na jednym z ostatnich spotkań podpisywałam… ukraińską wersję „Klasy pani Czajki”, bo to podsunęła mi do podpisania czytelniczka. Była to dziewczynka z Ukrainy mieszkająca w Polsce. Teraz spotkań jest mniej. Przecież minister Czarnek powiedział, by nie płacić autorom za spotkania. A kto pojedzie do młodzieży za darmo? Zwłaszcza, gdy na powieści zarobić nie może, bo nakłady młodzieżówek to 1/10 nakładów powieści dla dzieci i 1/30 powieści dla dorosłych, a za każdą sprzedaną książkę ma się góra 2 złote. Jak żyć sprzedając rocznie 3 tysiące egzemplarzy?

Jednocześnie często po spotkaniach okazywało się, że… mam temat do kolejnych powieści. Pytali mnie czytelnicy o sprawy życiowe, ci, którzy się wstydzili pisali listy, dzielili się swoimi problemami. Zawsze ponadczasowymi. Takimi jak niesprawiedliwy nauczyciel, nielojalna koleżanka, chłopak, który nie zwraca uwagi i szydzi, a podoba się jak diabli. Czy dziewczyna, która się śmieje i wybiera innego, a ten inny to dupek…

Tymczasem… wg badań nastolatki nie czytają. Dlaczego? Po pierwsze zniknął kult czytania powieści dla młodzieży. Nie ma już spójnych serii dla nastolatków. Mówi się, że nie czytają to… po co wydawać?

Ale cóż… dorośli też często nic nie czytają siedząc całymi dniami na Facebooku czy Twitterze. Dlatego nastolatki o wszystkim dowiadują się przeważnie z ineternetu. Czy w sposób bezpieczny dla siebie? Czy w sposób odpowiedni? Czy to naprawdę pomaga im w życiu? Chyba nie, skoro ciągle rośnie liczba nastolatków wymagających pomocy psychologa, skoro psychiatra dziecięca i młodzieżowa są w zapaści i skoro rośnie liczba samobójstw wśród nastolatków i dzieci.

Wiek dojrzewania jest najważniejszy w życiu człowieka. Wszystko jest pierwsze! Wszystko jest prawdziwe! Jednocześnie jest w człowieku siła, która sprawia, że chce góry przenosić. Mądry dorosły może pomóc mu stać się kimś. Wartościowa, psychologiczna książka również. Skąd ją wziąć?

Nasza Księgarnia rozwiązała umowy nie tylko ze mną. Rzecz dotyczy kilkudziesięciu autorów powieści młodzieżowych. Wielu z nich przerzuciło się na pisanie dla dzieci, bo jest bardziej opłacalne. Ja tego nie zrobię. I nie dlatego, że piszących dla dzieci jest więcej niż tych dla młodzieży. Bo warto podkreślić fakt, że bardziej opłacalne jest pisanie dla dzieci, bo dzieciom wszyscy książki kupią. Ja nie chcę pisać dla dzieci, bo książki dla dzieci i tak czytają im rodzice cenzurując treści! To nastolatkowie czytają już sami! A ja chcę pisać dla tych, którzy czytają sami! Dla tych, którzy mają swoje sekrety. Chcę z nimi prowadzić intymne rozmowy o życiu pokazując im świat i tym samym pomagać przetrwać to co jest trudne. Myślę, że jestem w tym dobra, bo wiem jak to jest czuć się niezrozumiałym, odrzuconym, samotnym, wyśmiewanym itd. Doskonale pamiętam te uczucia. Pielęgnuję je w sobie dla swoich czytelników.

I przykro mi, że nie mam przestrzeni, by dzielić się z nimi tym wszystkim. Od listopada ślę oferty wydawnictwom. Przeważnie milczą. Tylko dwa odpowiedziały, ale odmownie.

Ktoś powie: masz internet. Pisz do internetu. Ale internet nie jest do tego odpowiedni. To musi być książka. Książka, z którą można zaszyć się na strychu, pod drzewem, pod kołdrą, w kącie. I być sam na sam z lekturą, która utwierdzi, że nie jestem jedynym z takimi problemami. Sprawi, że może czytelnik zechce o tym z kimś rozmawiać, podzielić się rozterkami. Najpierw jednak będzie szukać odpowiedzi i rad w książkach. A potem rozwiązywać te problemy w życiu. Po to jest literatura!

Godząc się na śmierć tej młodzieżowej zabijamy przyszłe pokolenia, które w dorosłość wchodzą nieprzygotowane i bez wsparcia, które może dać im lektura.

Uprzedzając ewentualny atak hejterów. Mam z czego żyć, bo piszę jeszcze inne rzeczy i robię jeszcze inne rzeczy. Nie jest to więc tekst, którego celem jest prośba o litowanie się nade mną i wydanie moich książek. Ja apeluję o zlitowanie się nad nastolatkami! Apeluję w imieniu tych nastolatków, ale też w imieniu kilkudziesięciu polskich pisarzy książek dla młodzieży. Apeluję, choć jeden z nich powiedział, że: „Dzisiejszy system edukacji to hodowla zatwardziałych, wtórnych analfabetów.” I przerzucił na pisanie dla dzieci z klas I-III. A druga dodała: „Wydawnictwa nie chcą książek do czytania tylko do oglądania.” Tłumacząc dlaczego najlepiej sprzedają się te, w których tekst jest najkrótszy. Trzecia zaś powiedziała mi, że może to i dobrze? Bo od kilku lat ma wrażenie, że siedzą przed nią nie nastolatkowie a psychopaci.

Wydawcy obudźcie się! Dorośli obudźcie się! To może być ostatni dzwonek, by uratować przyszłe pokolenia przed powszechna degeneracją intelektualną i emocjonalną.

I tak na koniec trochę klasyki, czyli… Konstanty Ildefons Gałczyński. Tak dziś niemodny.

Piosenka o książce

Chcemy książki, co życiu pomaga,
bohaterów wesołych jak słońce,
takiej, żeby ją brać do plecaka
na wycieczkę nad morze szumiące.

Ćwiercią pióra się pisze na niby,
taka książka nam z serca ucieka,
niechaj pisze ją człowiek prawdziwy,
wierny brat prawdziwego człowieka –

Z książki płynie odwaga,
książka życiu pomaga,
chcemy książek
jak słońce
i piosenek
jak wiatr.

Gdy pracujesz rzetelnie, toś wesół,
w oczach iskry masz, ręce jak kowal,
w budowaniu hartuje się zespół,
a gdzie zespół, tam rośnie budowa.

Kiedy chcesz być sprawniejszy i lepszy,
kiedy idziesz celowo do celu,
wiedz, że radość i rytm płynie z wierszy,
a zachęta i wzór z bohaterów.

Z książki płynie odwaga,
książka życiu pomaga,
chcemy książek
jak słońce
i piosenek
jak wiatr.

Świeci czas jak pochodnia jaskrawa,
rytm podaje ulicy ulica,
do roboty wciąż wstaje Warszawa,
nasza piękna jak dzień przodownica.

Nad iglicą Pałacu Kultury
śpiewa wieczór w sopranie i basie,
a ty idziesz, kolego, wśród ulic,
z tobą książka, twój mądry przyjaciel.

Z książki płynie odwaga,
książka życiu pomaga,
chcemy książek
jak słońce
i piosenek
jak wiatr.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...