Przepracowanie i przemęczenie to dobry czas na powrót do lektur z dzieciństwa. I tak… w podróż na spotkania autorskie oprócz ostatniej książki Olgi Tokarczuk i „Duśki” autorstwa Hanny Karolak zabrałam Hannę Ożogowską. Oczywiście „Głowę na tranzystorach” i „Za minutę pierwsza miłość”. Teoretycznie obie pozycje znam na pamięć, ale… przecież zawsze w każdej z książek zwrócę uwagę coś innego. Tym razem zainteresowały mnie wszystkie wątki poboczne. Te, w których Ożogowska przemycała drobne prawdy o życiu.
Dlatego zwróciłam uwagę, że Nemek Batorowicz nie ma pełnej rodziny. W „Za minutę pierwsza miłość” jego mama drugi raz się rozwodzi, a stara Bigoszewska oburza się, że Marcin o rozwodach gada przy niej, jego matce, jak gdyby nigdy nic. Nemek swoją domową sytuację bardzo przezywa. Jest małomówny i pewnie dlatego, że czuje się samotny, bo mama skupia się na nowym mężu. Może dlatego tak dobrze się uczy? Nemek najpierw miał jechać z mamą do Bułgarii, a potem… chcieli jechać znajomi jej męża i dla Nemka nie było miejsca w samochodzie. Trafił do Zielonego Siodła. Gdy mama wraca i przywozi mu żółwia, on opowiada kolegom, że podobno wieźli dwa, tylko jeden uciekł i dodaje, że „pewnie nieprawda”. Marcin pyta, jak może mówić, że nieprawda, skoro to mama mu mówi. Nemek dodaje, że już w nic nie wierzy… Żółw zresztą szybko mu zdycha. Niby wypełniał przy nim wszystkie obowiązki, ale nie bardzo miał do niego serce.
Zwróciłam uwagę na wątek o Brunie, który krzyczy na babkę… To właściwie pół strony w książce. Mama Marcina opowiada, że sąsiadka sama chowa wnuka, którego podrzuciła jej na wychowanie córka. Wnuk już wyrósł, jest studentem i ciągle krzyczy na babkę, która sobie dla niego flaki wypruwa. Że sąsiedzi próbowali interweniować, ale teraz babka i Bruno się obrazili i nikomu nawet dzień dobry nie mówią.
Zwróciłam uwagę na wątek Basińskiego, którego rodzice budują domek w Wilanowie i on co niedziele jeździ nosić cegły i pracować na budowie.
Oj, na dziwne rzeczy zwraca się uwagę w młodzieżowych książkach, gdy się je czyta, kiedy się jest dorosłym. Ciekawe na co dorośli zwracają uwagę w moich książkach?
Wczoraj w Elblągu jedna nauczycielka mnie spytała, jak się czuje jako autor, który jest w kanonie. Przyznam, że nijak, bo to w ogóle nie wpływa na moje życie. To nawet trochę zabawne, gdy czytelnicy więcej wiedzą o moich książkach niż ja sama. W Elblągu w lekturze mają i „Klasę pani Czajki” i „Tropicieli” i „Dziką”… Nauczycielki same powiedziały, że zaczytują się, bo można z każdej książki wyciągnąć setki tematów do lekcji. I pomyśleć, że kiedyś przed laty, mama znajomego wyciągnęła ode mnie moją książkę, zażyczyła sobie autograf, a gdy po miesiącu spytałam, czy przeczytała powiedziała, że nie, bo to nie na jej wiek… Ja tam lubię czytać książki dla młodzieży. Zawsze znajdę w nich coś dla siebie. A Ożogowska, do której teraz wróciłam… że też na liście andersenowskiej IBBY znalazło się tylko „Ucho od śledzia”. Przecież te inne też są takie piękne! I ten język! I te ortograficzne podpowiedzi. Twarz piszemy przez rz, bo się wymienia na morda!
A skoro już jestem przy mordzie to… W Ryjewie nikt nie wiedział gdzie leśniczówka, bo powinnam była pytać o pensjonat… Co kraj, to obyczaj!