Bilans musi wyjść na zero, czyli wygrałam mięso

Spread the love

Nie lubię loterii, konkursów itd. Niestety cały czas gdzieś tam mnie osaczają i… czasem ulegam jakiejś pokusie mitycznej wygranej. Ostatnio uległam nie z chęci zysku, bo zysk niewielki, ale z ciekawości, bo nagrodą było… mięso. Wszystko zaczęło się niewinnie.
Ponieważ jutro wyjeżdżam na cały tydzień na serię spotkań autorskich, postanowiłam zrobić spore zakupy, by światło nie było jedyna rzeczą, jaką domownicy znajdą w lodówce. Ponieważ musiałam tez kupić szkła kontaktowe i pojechać do punktu TPSA, więc jako osoba nienawidząca zakupów uznałam, że trzeba wszystko, co ohydne i czego nie lubię załatwić od razu i w jednym miejscu. Wybrałam centrum handlowe kings cross na Jubilerskiej. W mieszczącym się tam hipermarkecie Real, po zapłaceniu za zakupy dostałam cztery kupony zdrapki. Przyznaję, że najpierw chciałam wyrzucić, ale przypomniało mi się powiedzenie, że „kto nie ryzykuje – nie jedzie” zdrapałam. Jeden z kuponów okazał się szczęśliwym, bo wygrałam… kabanosa jedynaka. Tak mnie ta nagroda ubawiła, że zdecydowałam się ją odebrać. Po odbiór nagrody trzeba było zgłosić się do punktu obsługi klienta. Pani miała problem z odczytaniem nazwy nagrody. Sowo kabanos dukała dobrą minutę, a słowo „jedynak” przeczytała, jako „jedynka”. Potem poinformowała mnie, że nie wie gdzie tego szukać i żebym zaczekała. Od razu mnie to wszystko zaciekawiło i stwierdziłam, że teraz to się kamieniem nie ruszę dopóki nie dostanę tego kabanosa. Syna wysłałam z zakupami do auta, a sama zaczęłam obserwować punkt obsługi klienta. A było co obserwować. Najpierw w sprawie mojego kabanosa pani przepytywała obecnych na stoisku kolegów i koleżanki. Potem zaczęła wydzwaniać do jakiegoś zwierzchnika. Na końcu dowiedziała się, że wygrany przeze mnie kabanos jedynak jest do odebrania w chłodni. Poleciła mi czekać, mój kupon schowała, jak najcenniejszy skarb i… oddaliła się w kierunku chłodni, czyli gdzieś w głąb sklepu. Niecierpliwić się zaczęłam po 10 minutach, bo ileż można czekać na jedną kiełbaskę. Wreszcie pani przyszła, niosąc w ręku zimnego jak diabli i mikroskopijnego kabanosika w folii. Poinformowała mnie przy tym, że jestem drugą osobą, która wygrała kabanosa i że to nie jest najlepszy pomysł dawać takie nagrody, bo chłodnia jest na drugim końcu hipermarketu. Dlatego pani przeprasza mnie. Odparłam, że nie gniewam się rzecz jasna i… zaniosłam kabanosa do auta, smiejąc się pod nosem z całej historii. W aucie mój syn powiedział, że ni cholery tego nie zje. A ponieważ i ja nie miałam chęci na kabanosa, a nie chciałam, by zmarnował się w lodówce, więc zawiozłam go do przyjaciół, do których jechałam w gości. Przyjaciele dowiedziawszy się, że tego kabanosa wygrałam na loterii nie chcieli wierzyć, że na jakiejkolwiek loterii nagrodą może być mięso. Zaręczam, że może. Dowodu jednak nie mam, bo kabanosa zjadł przyjaciel, a kupon z napisem, że moją wygraną jest „kabanos jedynak” został w Biurze Obsługi Klienta hipermarketu Real, jako korpus delicti. Jak wyjaśniła pani wręczająca nagrodę – kupon musi zachować, bo bilans musi wyjść na zero!

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...