Kiedyś myślałam, że kapusta – zwłaszcza warzywna głowiasta – to przysmak kozłów. Wszystko za sprawą Kornela Makuszyńskiego i Mariana Walentynowicza, których książeczkami karmiono mnie w dzieciństwie. Otóż Koziołek Matołek w swej wędrówce do Pacanowa z powodu zamiłowania do kapusty miał różne kłopoty.
Jednak nie dalej, jak przedwczoraj okazało się, że są i inni amatorzy kapusty. Bynajmniej nie mam tu na myśli motyla bielinka kapustnika. Stali czytelnicy bloga zapewne domyślą się, że jest to zwierzę po pierwsze: bezrogie, po drugie krótkonogie, z paszczy podobne raczej do malowanego przez Mariana Walentynowicza smoka wawelskiego w książeczce, którą również napisał Kornel Makuszyński. Jest to oczywiście mój pies – szacowny 13 letni emerytowany jamnik z licznymi brakami w uzębieniu. Tenże pan emeryt, gdy upadł mi na podłogę liść kapusty, dostał jakiegoś amoku i rzucił się nań, niemalże jak znany z przedwojennego wierszyka „znudzony onanizmem siedmioletni Franio” na kapiącą się w wannie siostrę! Ponieważ liść został pożarty z chamskim chrupnięciem, więc już dobrowolnie dałam mu drugi i konsumpcję sfotografowałam, ponieważ, kiedy opowiadam komukolwiek o tym, że mój pies żre (jedzeniem nie można tej czynności nazwać, bo za dużo mlaskania, prosięcego chrumkania, siorbania etc.) niemal wszystko – to mi ludzie nie wierzą. Proszę bardzo, oto przed czytelnikami – Zrazik i kapusta. I nie wiem, czy to nie znaczy, że pan emeryt skończy zgodnie z definicją swego imienia, jako zraz zawinięty w kapustę… A z tym żarciem wszystkiego uparty jest, jak kozioł! Może to jednak jakaś mutacja kozła? Tylko rogów brak?