Podzwonne Dnia Kota, czyli słówko o psie

Spread the love

Wczorajszy dzień kota skłonił mnie do refleksji o zwierzętach. Jakiś to w końcu oddech pomiędzy zdjęciami, montażem, pisaniem, czytaniem i innymi zajęciami. Wygrzebałam swoje zdjęcie z kotem. Zdjęcie z dzieciństwa rzecz jasna. Przypomniałam sobie historię, jak to dzieckiem będąc postanowiłam sprawdzić o co chodzi w powiedzeniu taty, że „latam po domu jak kot z pęcherzem”. Przed Bożym Narodzeniem, gdy karp został zabity i pęcherz z niego wyjęty, przywiązałam kotu ten pęcherz do ogona. (Na swoje usprawiedliwienie mam to, że miałam jakieś 10 lat.) Kot dostał szału i zdemolował dom. Oberwał wszystkie zasłony w salonie, w kuchni zrzucił z suszarki naczynia, z górnych półek bibliotecznych szaf zrzucił książki, postrącał bibeloty i poobrywał ubrania z wieszaka w przedpokoju. W ogóle narobił tysiąca nieszczęść, bo na koniec wisiał na sześcioramiennym mosiężnym żyrandolu z księstwa warszawskiego wywijając nim na wszystkie strony ku przerażeniu całej naszej trójki. Dopóki pęcherz nie został doszczętnie „zeszmacony” nie można było kota dotknąć, by to dwucentymetrowe zamienione w burą szmatkę „ustrojstwo” odwiązać. Kiedy wreszcie pęcherz się „zeszmacił”, a kot uspokoił, mama powiedziała, że oboje jesteśmy z ojcem nienormalni i więcej się z nami nie bawi. Kota nigdy nie chciała itd. W każdym razie ów kot, o dźwięcznym imieniu Fiut (tata czasem mówił na niego „ruda Peja”) był właściwie ostatnim kotem, z którym mam jakieś bujniejsze wspomnienia. Potem jeszcze tylko raz miałam kota, który po trzech miesiącach został niefrasobliwie przez kolegę wypuszczony na klatkę i zniknął z mego życia na zawsze. Zostawiając zapach moczu na kilku meblach.

Hodowałam też szczura, ale poi dwóch latach zmarł mi na ręku powodując głęboką i szczerą żałobę na długi czas. Dlatego od wielu lat w moim życiu jest czas psów. Szczury za krótko żyją. Koty lepiej mieć minimum dwa. Tak więc jest pies.

Wielokrotnie przeze mnie opisywany. Jamnik po przejściach. Jamnik z dziwnymi upodobaniami. Zwłaszcza kulinarnymi. Pomijam, ze wszystko, co jest jedzeniem może zjeść. Jest w stanie zjeść też rzeczy, które jedzeniem nie są. Kiedyś u mojej przyjaciółki w domu wygrzebał jej ze śmietnika brudną podpaskę i zaniósł do salonu, by na oczach gości rozpocząć konsumpcję! Myślałam, że gospodyni go zatłucze! Nasłuchał się tylko, że go nienawidzi i więcej do siebie nie zaprosi. Po tej strasznej reprymendzie, (kiedy i mnie się dostało, ze przyszłam w gości z psem chamem i zboczeńcem) poszedł z podkulonym ogonem.

W domu też zjada różne rzeczy, które nie są do jedzenia. Już tu kiedyś pisałam i zamieszczałam zdjęcie, jak wygrzebał ze śmietnika herbatę Tetley (udając przy tym, że nic takiego nie miało miejsca) Tylko zapomniał skubany, że ja umiem czytać i sznureczek z metką go zdradził.

Zdarzyło mu się zjedzenie mydła nivea. Była konsumpcja kompresów gazowych, a wczoraj…

Po Walentynkach zostało wspomnienie oraz drobne prezenty i zwiędłe kwiaty. O ile róże mają to do siebie, że schną, o tyle tulipany więdną i gubią płatki. I właśnie tymi płatkami zainteresował się Zrazik. Najpierw kradł po jednym i wynosił do kuchni na posłanie. Potem… skonsumował wszystkie na podłodze pod stoliczkiem, na którym stał wazon. Oto dowód.

Znajomi powiedzieli, że będzie miał pachnące stolce. Niestety nieprawda. Publicznie dementuję tę ohydna plotę.

I tylko tak myślę, że obecność zwierzęcia w domu naprawdę koi nerwy i dostarcza dużo radości. No… chyba, że ktoś musi mieć bardzo, bardzo czysto. Ja na szczęście nie. Bezczelnie wyznaje zasadę, że nudne kobiety mają wysprzątane mieszkania. Staram się nie być nudna. Pies bardzo w tym pomaga.

PS. Producent tuszy dostarczył mi nową drukarkę.

Ps.2. Burza wokół 1% nadal trwa…

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...