Przodkowie patrzą z góry

Spread the love

Wielokrotnie różni ludzie pytali mnie skąd aż tyle wiem o swojej rodzinie i swoich przodkach. Odpowiedź prosta. Interesowało mnie to, więc wiem. Dlaczego mnie to interesowało? Po pierwsze, dlatego, że ciekawe, a po drugie, dlatego, że własne. Wiedziałam, że nie znajdę wśród przodków ani Króla, ani księcia, ale to kim byli, skąd przyszli itd. wydało mi się interesujące. Paradoksalnie najbardziej się nimi zainteresowałam wtedy, kiedy nie bardzo było kogo o nich spytać, bo zostałam sama. Musiałam, więc wydłubywać z zakamarków pamięci rodzinne rozmowy i grzebać w papierach, których przez lata nikt nie wyrzucił. To głównie z tych papierów budowałam sobie ich obraz. Ale było warto. W momencie, w którym samotność doskwierała mi najbardziej, kiedy nie tylko wiedziałam, ale wręcz czułam, że mój los nikogo już nie obchodzi – byli jeszcze oni. Patrzyli z pożółkłych fotografii i portretów, spozierali z drobnych pamiątek. Jako dziecko byłam wścibska i ciekawska – dlatego pochodzenie większości pamiątek znałam. To kałamarz, który przywiózł pradziadek Ludwik Piekarski z Kaukazu, to przycisk do papieru, który przywiózł drugi pradziadek Antoni Adamski z podróży w głąb Rosji. To krzesła po przyrodniej siostrze dziadka Juliana Steca, to… i tak dalej, dalej i dalej. Z notatek ojca, pożółkłych papierów, listów itp. budowałam wizerunek swoich przodków, których nigdy nie znałam, bo zmarli na długo przed moim urodzeniem. Wiem, że Pradziadek Ludwik Piekarski był… żartownisiem i filutem. Zachowały się jego zabawne wierszyki pisane na różne okazje. Ale wiem też, że budował wodociągi w Kijowie, Lwowie, Tyflisie (dziś Tbilisi) i Baku, do którego mam nadzieje kiedyś pojadę. Jego syn, a mój dziadek był bardziej powściągliwy, choć poczucia humoru mu nie brakowało. Walczył w Batalionie Oaza na Sadybie, na Forcie Czerniakowskim. Tez był inżynierem od budowy wodociągów i skanalizował m.in. Nowy Dwór, Modlin i Krasnystaw, gdzie ma swoją ulicę. Z kolei dziadek ze strony mamy Julian Stec był ogrodnikiem na kolei. Oddelegowany przed wojną do Chełma, gdzie powstawał wielki węzeł kolejowy mieszkał z rodziną na Rampie Brzeskiej i obsadzał kolej kwiatami, ale wcześniej…, jako żołnierz ochotnik brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej, podczas której odniósł rany i leżał w szpitalu we Lwowie. Jego dowódca, którego nazwisko znam z książeczki wojskowej – zginął w Katyniu. To drobiazgi, z których składa się moja historia. Ale każdy może sobie taką zbudować, jeśli tylko będzie chciał i uparcie szukał nitek, kłębków informacji czekających na rozsupłanie. Ja drążyłam też linie boczne, badałam, co z kuzynami moich przodków. I tak… doszłam do Wojciecha Bellona – twórcy Wolnej Grupy Bukowina, bo moja praprababka była z domu Bellon. Ale znalazłam i takich, którzy nie zapisali się chlubnie w historii. Oto córka siostry mojej praprababki z domu Gorczyckiej wyszła za mąż za niejakiego… Eligiusza Niewiadomskiego. Kto to był i kogo zabił – chyba powszechnie wiadomo.

To, że wiem, kim byli moi przodkowie, a także to, że z ich własnych listów, notatek, pamiętników, drobnych zapisków znam ich charakter daje mi nie tylko silne poczucie własnej tożsamości. Nie tylko wiem, po kim mam takie a nie inne cechy charakteru, ale przede wszystkim daje mi duże poczucie bezpieczeństwa. W chwilach, gdy nie wiem, co robić często zastanawiam się, jak by postąpili na moim miejscu. Gdy teraz Ulubiony siedzi nad monodramem napisanym na podstawie listów mojego pradziadka do prababci, często mam wrażenie, że oboje – i pradziadek i prababka – krążą koło nas i na przemian śmieją się, cieszą, a czasem dziwią. Bo pewnie nie zawsze dobrze rozumiemy to, o czym jedno do drugiego pisało. W końcu sto lat to przecież wiek, a wiek to naprawdę epoka. Myślę jednak, czy będzie im się ten monodram podobał, czy podoba im się pomysł i czuję, że są zadowoleni, choć pewnie i lekko zażenowani, że ich skryte tajemnice wychodzą właśnie na jaw. Starałam się jednak tak postąpić z tekstem, by nie przynieść wstydu nikomu. Ani im, ani sobie, a właściwe może bardziej im?

Piszę o tym wszystkim w świetle ostatniej afery z Fundacją KidProtect, która miała zajmować się pomocą ofiarom pedofilii. Jej prezes Jakub Śpiewak, (jak wynika z raportów, a także z faktu, że się publicznie przyznał i pokajał) zdefraudował ponad 170 tysięcy złotych wydając je na markowe ciuchy, biżuterię, przejazd taksówkami itd. Jakub Śpiewak nie wyleciał sroce spod ogona. Jest synem Jana Leona Śpiewaka, a co za tym idzie wnukiem Jana Śpiewaka i Anny Kamieńskiej – artystycznego małżeństwa, którego księgozbiór po śmierci ostatniego z małżonków miałam przyjemność katalogować w BUW, bo tam została jego część przekazana. To wtedy poznałam, kim było to małżeństwo i zachwyciłam się nimi: ich poezją i mrówczą pracą tłumaczy.

Jest takie powiedzenie „noblesse oblige”, czyli „szlachectwo zobowiązuje”. Tyczy ono nie tylko ludzi, którzy pieczętują się herbami szlacheckimi, ale tez tych, którzy pieczętują się przodkami wnoszącymi znaczący wkład w kulturę i historię. Jan Śpiewak i Anna Kamieńska byli wybitnymi postaciami kultury polskiej. Kto w dzieciństwie nie czytał „Rozalki Olaboga” ten trąba! Nie rozumiem, ale może ktoś mi w tym pomoże, jak mógł im wnuk przynieść taki wstyd! Nie chcę, by ktoś odebrał, że uważam, iż oni odpowiadają za postępowanie wnuka! Absolutnie tak nie myślę. Nie uważam też, że powinno się obarczać winą za to postępowanie jego ojca Jana Leona Śpiewaka nieżyjącego już publicystę ani też jego stryja – Pawła Śpiewaka dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego. W końcu to nie jest czyn małego chłopca, za którego odpowiadają opiekunowie! To jest czyn dorosłego mężczyzny – Pana Prezesa. On sam za to wszystko, co zrobił odpowiada. Szczerze mi go żal, bo zawsze jest mi żal ludzi, których gubi pycha i głupota. Ale przykre, że nie było w nim odrobiny, tego przysłowiowego grama refleksji. Przykro, że nie pomyślał, że takie działanie przyniesie szkodę Fundacji, której przewodniczył, innym fundacjom, bo wszyscy będą teraz patrzeć na tego typu organizacje podejrzliwie, ale przyniesie też wstyd przodkom. Gdy zmarła Wisława Szymborska Jakub Śpiewak, mający jak widać ambicje i zapędy poetyckie, zamieścił na swojej stronie wiersz, w którym napisał m.in.

Umrzeć
tego się nie robi światu.
Bo kiedy się już wszystkie gazety przejrzało,
kiedy się pilotem przez kanały telewizora przeleciało,
a nekrolog boleśnie nie chce zniknąć….

Panie Jakubie…

Kraść
tego się nie robi swym przodkom
Bo kiedy się już wszystkie gazety przejrzało,
kiedy się pilotem przez kanały telewizora przeleciało,
a informacja o kradzieży nie chce zniknąć…

Codziennie myślę, by swoimi czynami nie przynieść wstydu mojemu tacie – Maciejowi Piekarskiemu, publicyście, varsavianiście, laureatowi nagrody m.st. Warszawy. Na blogu ważę słowa. Bo mój tata – to był wspaniały człowiek. Nie zasłużył na to, by mu przynosić wstyd. Jan Śpiewak i Anna Kamieńska też nie zasłużyli. Myślę o nich. Kolejny dzień, bo temat nie znika z mediów. I wstyd mi za małego wnuka wielkich ludzi.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...