Tego nie robi się kotu?

Spread the love

Gdy nie mam zwierząt bardzo się męczę. Jakoś chyba podskórnie boję się wojny. Z tym mi się bowiem kojarzy brak w domu zwierzaków. Pamiętam opowieści ojca o tym, jak w czasie wojny Niemcy zabrali pradziadkowi pieska – ukochanego ratlerka prababci Zosi. Pamiętam opowieść o jedzeniu w powstaniu warszawskim dzikich kotów. No i scenę z filmu „Sami swoi”, kiedy Witia jedzie na jarmark po kota, bo na wsi kota jak na lekarstwo. Po śmierci Zrazika i Szczurów – Welurka i Gierojka – nastał w domu czas żałoby.

Pan wyjechał. A obok na poduszce... Dziadziuś
Zrazik
Gierojek... odpoczywamy w sypialni... #ogony #szczur #szczurek #rat
Gierojek
Welur został sam... #ogony #szczur
Welurek
Na trzy tygodnie zawitały do nas koty przyjaciółki, ale poza tym – zwierzęca posucha. Myślałam o papudze – raz już miałam. Niestety Zrazik ją dorwał, zatłukł i częściowo zjadł. Chyba mu zresztą nie smakowała. Cały czas szukamy młodziutkiego jamnika, a konkretnie jamniczki. Myśleliśmy też o kocie.

Aaa kotki dwa całe szare obydwa #koty  #kotyrosyjskie #wtorek #jutrzenka

Pewnego dnia na Facebooku, na tablicy koleżanki, wpadło mi w oczy ogłoszenie. Jest do oddania półtoraroczna kotka. Był telefon. Zadzwoniłam. Cisza. Zadzwoniłam jeszcze ze dwa razy. Też cisza. W końcu wysłałam SMS, że nazywam się tak i tak, a ponieważ nikt nie odbiera, to proszę o kontakt w sprawie kotka, że oddzwonię itd. Nikt nie oddzwonił ani nie odpisał. Próbowałam jeszcze kilka razy. Wreszcie sukces. Po drugiej stronie pani. Niezbyt przyjemna. Burczy na mnie. Kotka nie ma ona. To jest jakaś fundacja. Kotek jest gdzieś tam. Wyśle mi informacje mailem, ale później, bo nie ma teraz czasu. Musi tylko mnie uprzedzić, że procedura adopcji kotka jest skomplikowana. Najpierw przyjedzie ktoś do mnie oglądać mieszkanie i warunki, w jakich chcę trzymać kota. Jeśli jest balkon, to mam mieć siatkę. Jeśli są okna to ma być zabezpieczenie. (kto widział dom bez okien?) Próbowałam pani mówić, że balkon mam niezabezpieczony, ale to tylko I piętro, zaś balkon jest potwornie długi i idący po łuku przez część domu (ma ze 12 metrów), więc zabezpieczenie takiego balkonu jest bardzo trudne i kosztowne, ale nie zostałam dopuszczona do głosu. Pani powtarzała, że najpierw przyjedzie komisja, która będzie badać, kim jestem i czy nadaję się, jako koci opiekun. Czeka mnie podpisanie szeregu dokumentów i spotkanie z psychologiem (!). Powiedziałam, że rezygnuję. Nie mam nic przeciwko wizytom ludzi u mnie, ale wszystko to wiało mi jakąś chorą lustracją. Miałam zresztą wrażenie, że ludziom z tej fundacji nie bardzo zależy na znalezieniu domu dla kota. Wyjątkowo zamieściłam post na Facebooku z opisem sytuacji, ale chciałam, by znajomi wiedzieli, że chętnie przygarnę kota. Jednak po kilku godzinach skasowałam post. To, co wyszło z niektórych znajomych – szkoda gadać. Kilkoro w dość faszyzujący sposób próbowało mnie przekonać, że pani miała rację. Niestety to ja z nią rozmawiałam. To ja słyszałam ten ton, sposób mówienia itd. I to ja słyszałam i czułam brak zaangażowania w sprawę. Jedna z przyjaciółek powiedziała, żebym się nie martwiła. Ją wszystkie zwierzęta znajdowały, więc i mnie jakiś kot znajdzie. Nie minął tydzień, gdy jedna z koleżanek zadzwoniła z wiadomością, że znajoma jej uczennicy ma do oddania kota. Podesłała informacje mailem. Kot był cudny. Rasy zwanej przeze mnie „profesor”, czyli czarny ze skarpetkami i krawatem. Miał niestety już 8 lat. To przeraziło Ulubionego. Ośmioletniego kota nie chciał, bo powiedział, że boi się, czy ten kot nas pokocha. Właścicielka kota oddać musiała, bo dwa lata temu zakochała się, a teraz wychodzi za mąż zaś wybranek ma straszne uczulenie. (Opisywanie skutków uczulenia sobie daruję. Można sprawdzić w internecie.) W każdym razie kobieta rozpacza, bo kota kocha, ale kocha też faceta i musiała dokonać wyboru. Żal nam jej było, ale Ulubiony stwierdził, że jak się kot nie przyzwyczai, to będzie dla wszystkich dramat. Dlatego współczując pani powiedzieliśmy, że nie. Po mniej więcej dwóch tygodniach od właścicielki „profesora” przyszedł rozpaczliwy SMS. Napisała m.in., że ma „nóż na gardle” i musi „w tym tygodniu znaleźć kotu dom” inaczej będzie musiała „oddać go do schroniska”. czy nie mogłabym pomóc. Może ktoś ze znajomych zechce. Pomyślałam, że może to jest ten znak – to jest ten kot, który mnie znalazł. Byłam akurat w pracy na zdjęciach, ale zadzwoniłam do Ulubionego i po krótkiej wymianie zdań stwierdziliśmy, że bierzemy kota rasy „profesor” o smakowitym imieniu Szarlotek. Wieczorem właścicielka przyjechała z nim w transporterze.

A kuku! #kot #szarlotek #dom #

To była ubiegła niedziela. Dla nas rozpoczął się nowy rozdział w życiu. Szarlotek wprawdzie od razu dawał się głaskać i brać na ręce, ale pierwsze dwa dni był niebyt ufny. Bał się gwałtownych ruchów. Często coś go płoszyło. Prawdopodobnie wszystko wynikało z tego, że przyszedł do nas z 36-metrowego mieszkanka, w którym wielu rzeczy nie było mu wolno. Teraz trafił do mieszkania, które ma 90 metrów i wolno mu niemal wszystko. Ale… kot o tym jeszcze nie wie. Wyuczone zachowania zostały. Pierwsze trzy dni panicznie bał się sypialni, bo stoi tam łóżko, a w takie miejsce kot miał wcześniej zakaz wstępu. Brany na ręce i kładziony na narzucie uciekał przerażony z piskiem. Tak więc musiałam zapomnieć o wspólnym oglądaniu w sypialni TV, czy czytaniu książek. Lęk budziła też łazienka, do której również wchodzić nie było mu wolno. Na szczęście zwyciężyła ciekawość i już trzeciego dnia, gdy się kąpałam, siedział grzecznie koło wanny, a nawet zaglądał do środka. W domu kot ma do dyspozycji mnóstwo kryjówek, mnóstwo przestrzeni do biegania i wielki balkon. Widzę więc, że czuje się coraz swobodniejszy. Wprawdzie na razie na balkon wyłazi tylko na rękach Ulubionego, ale dość szybko oparcie fotela, stojącego tyłem do balkonu, stało się jego ulubionym miejscem. Siedzi i obserwuje ogród ze srokami i innymi kotami, które wypuszczane przez sąsiadów przychodzą do nas na spacery i łowy. Drugim jego ulubionym miejscem jest parapet w gabinecie. Szybko zresztą okazało się, że kot jest bardzo towarzyski i nie lubi być sam. Dlatego gdy siedzę w gabinecie i piszę – on leży lub siedzi na parapecie obok, bądź na stojącej na biurku drukarce. Gdy jesteśmy w salonie – kot obok na kanapie. Gdy w kuchni – też koło nas. A jak wracamy do domu, wita przybiegając pod drzwi. Może jednak mimo obaw Ulubionego ośmioletni Szarlotek się zadomowi?

Stół opanowany! #kot #szarlotek #dom
Kąpię się, a koło wanny... Szarlotek #dom #szarlotek #kot #poranek

Spadło ciśnienie #kot #dom #szarlotek #sen

Pornografia okienna z kotem #porno #dom #kot #szarlotek

W gabinecie na parapecie... #dom #szarlotek #kot

Siedzimy #szarlotek #kot #dom

Znajoma, która ma 19 kotów opowiadała, że 19ty przyszedł do niej sam. Mieszka na parterze w ursynowskim bloku i 3 lata temu ze zdumieniem odkryła, że w mieszkaniu jest o jednego kota więcej. Prawdopodobnie zobaczywszy jej stado wszedł przez okno lub drzwi do ogrodu. Był dziki i dopiero po dwóch latach pozwolił się pogłaskać. Teraz przychodzi do niej tak, jak i inne od dawna udomowione. Jest więc ogromna nadzieja, że Szarlotek, choć daje się głaskać i nie jest do końca dziki, będzie z czasem jeszcze bardziej przyjazny i ufny.

Dla nas nowy domownik, a dla niego zmiana domu. Wielu znajomych twierdzi, że „tego nie robi się kotu”. Niby nie. Ale co począć, gdy czasem trzeba?

Przyszedł do łóżka... #kot #szarlotek #dom

Na zdjęciach – Szarlotek. Na ostatnim – w sypialni. Jednak przyszedł oglądać z nami film. Postanowiliśmy nie zmieniać mu imienia. Ulubiony tylko czasem mówi do niego „Charlie”, bo brzmi podobnie, a krócej, a mnie zdarza się, że mówię „Chaplin”, bo jednak ten garnitur kogoś mi przypomina…

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...