Córeczka
A więc jesteś
Dowód?
Dwie kreski na teście ciążowym
W myślach
mebluję twój pokoik
kupuję wózek
idziemy na pierwszy spacer
słyszę twoje pierwsze słowo
Ból w podbrzuszu
temperatura
świat zmienia się tak jak ty
jesteś już tylko wspomnieniem
plamką krwi na desce w toalecie
krzykiem twego ojca, że TEGO nie sprzątnęłam
trzaśnięciem drzwi, gdy wychodzi,
by nie wrócić
wiedziałaś o tym, że cię nie chce. Prawda?
Dlatego nie wybrałaś życia
zresztą… on wolał chłopca
a ty na pewno byłaś dziewczynką
nie ma was
i tylko test z dwiema kreskami
długo leży na szafce nocnej
kreski bledną
już nie ma nawet dowodu,
że byłaś.
Był rok 2008 kiedy napisałam ten wiersz. Jeden z niewielu, których nie wyrzuciłam. Bardzo osobisty i bardzo prawdziwy. Wracam do niego teraz, gdy przez Polskę przetacza się burza wokół ustawy antyaborcyjnej. Mam bowiem wrażenie, że dla twórców nowego, a także i obowiązującego dziś projektu ustawy, aborcja jest dla kobiet przyjemnością. Nie jest. Nie miałam aborcji, ale nie mam co do tego wątpliwości. To tylko w kawałach „przychodzi baba do lekarza a lekarz też baba” istnieje wizja kobiety, której badanie ginekologiczne sprawia frajdę. Naprawdę nie sprawia. Nie jest więc nią też aborcja. Ani poronienie. Nawet samoistne, tak jak było w moim przypadku. Dziś zresztą dziękuję za nie losowi, bo nic mnie nie łączy z tamtym mężczyzną poza fatalnymi wspomnieniami, które od bardzo dawna spycham na tył mózgu, by nie pamiętać. Moje koleżanki, które miały aborcję, albo poronienie i potem łyżeczkowanie, też wspominają to wszystko, jako koszmar. Nie wiem więc skąd pomysł na dodatkowe grzebanie kobietom w macicy.
Gdy w swoim czasie pisałam tu o marginesie i szlaczku i o tym, że zwiększa się w Polsce liczba ludzi patologicznych, którzy patologię przenoszą w genach z pokolenia na pokolenie, zawrzało w sieci. Moja skrzynka pocztowa pękała w szwach od maili, których autorzy często odmawiali mi nawet prawa do życia, gdyż mam tak szkodliwe poglądy. Rozumieli, że chcę eugeniki. Nie chcę. Ja tylko pytałam, co robić, by przybywało wartościowych obywateli, a nie meneli z dziedzicznym i dziedziczonym menelstwem z pokolenia na pokolenie. Bo niestety ostatnio rozmnażają się głownie ci. Zapewne też najchętniej i najczęściej to oni skorzystają z programu 500 plus. Wielu moich znajomych, którzy mają kilkoro dzieci nie skorzysta, bo różnice wieku między ich dziećmi są zbyt duże. Część ich dzieci jest już dorosła, choć nadal na utrzymaniu rodziców, bo np. studiują. To u meneli dzieci przybywa zgodnie z zasadą „co rok prorok”. A dziś jeszcze wyczytałam, że do domów dziecka masowo zgłaszają się rodzice dzieci, którzy je tam najpierw porzucili, a teraz nagle chcą odebrać, bo skusiła ich wizja pieniędzy, które od państwa na te dzieci mogą otrzymać. Cóż… gdy ktoś ma w domu dziecka sześcioro to łatwo policzyć, że daje to prawie… Ile?
Odczytany w niedzielę list biskupów, którego treść znam z przekazów medialnych zarówno prawicowych jak i lewicowych mediów, a więc przeciwników i zwolenników aborcji, uważam za dziwny, choć zapewne potrzebny wiernym kościoła. Biskupi powinni informować wiernych o swoim stanowisku w każdej sprawie budzącej emocje. A skąd wierni mają się o tym dowiadywać jak nie z kościoła? Ale dziwne jest dla mnie, że niektórzy chcą to stanowisko biskupów narzucać także tym, którzy są poza kościołem. Dziwne też dla mnie było wystąpienie w kościele działaczki LGTB. Wydaje mi się, że prawdziwie religijne osoby i praktykujące wiarę katolicką, przyjmują takie listy z pokorą, nie protestują przeciwko nim, a już na pewno publicznie nie krzyczą w kościele. Jest to dla mnie jawna prowokacja. Na dodatek niesłużąca nikomu! Jak komuś coś w katolicyzmie nie odpowiada, to nie chodzi do kościoła. A nie włazi do świątyni z butami i wrzeszczy!
Niestety sam pomysł, by na siłę utrzymywać każdą ciążę, nawet patologiczną, uważam za jeszcze bardziej poroniony od samego poronienia. Natura wie, co robi. Przekonało się o tym kilka moich koleżanek podtrzymujących ciążę i walczących o nią. W ich przypadku zawsze kończyło się to urodzeniem dzieci z potwornymi wadami. Nie chcę opisywać dokładnie, bo mogą sobie tego nie życzyć. Dźwigają zresztą swój krzyż z godnością. I niestety bez wsparcia państwa, które dziś chce zmusić, do powtórzenia ich losu kolejne kobiety i ich dzieci. W przypadku, gdy rodzi się dziecko z wadami fizycznymi, ale zdrowe psychicznie, jego rodzicom jest o tyle lepiej, że z dorastającym kalekim dzieckiem jest normalny kontakt. Można gadać, śmiać się, płakać, grać w gry, czytać książki i oglądać filmy, oczywiście pod warunkiem, że dziecko ma oczy i widzi. Choć w wieku dojrzewania przeżywa ono bunt pt. „Nienawidzę cię! Dlaczego mnie takim urodziłaś? Dlaczego nie jestem zdrowy jak inni?” Ileż moich koleżanek usłyszało te słowa. Ileż nocy przepłakały, że nie potrafią na nie odpowiedzieć inaczej, jak „bo marzyłam o tobie!”. W przypadku upośledzenia umysłowego takich pytań nie ma, ale jest codzienna walka o godne życie dziecka i… zapewnienie mu tego godnego życia po własnej śmierci.
Skąd jest ciąża? Dorosłym tłumaczyć nie muszę. Seks. Dla prymitywnych osób to najtańsza forma rozrywki. Prymitywy nie tylko nie pójdą do kina czy teatru, bo to kosztuje, ale nawet nie zajrzą do biblioteki, która jest bezpłatna. Wszystkie intelektualne przyjemności zastąpi im seks. A seks to emocje. Nie jestem najmądrzejsza z całej wsi, ale wiem, że zakazy i nakazy, którymi próbuje się uregulować sprawy zależne od emocji nie odnoszą rezultatu. Emocje wymykają się spod kontroli. Gdy biorą górę, nikt nie myśli o konsekwencjach i co na to prawo. Czasy, w których żyjemy nie sprzyjają rozmnażaniu się ludzi, którzy patrzą w przyszłość i widząc niepewność jutra boją się. Ci planują rodzicielstwo. Najpierw zabezpieczają się przed niechcianymi ciążami, zwłaszcza, gdy dają się ponieść emocjom. Często z powodów egzystencjalnych mają nerwice, depresje itd., a to wszystko, gdy jest połączone ze strachem o przyszłość, powoduje, że jak już chcą dzieci, to nagle okazuje się, że nie mogą ich mieć. Często zresztą nie wiadomo z jakiego powodu. Lekarze mówią o psychice. Nie każdy zaś chce adoptować. Bezpłodne kobiety pytają się: „Czemu nie zachodzę w ciążę?” Tymczasem wokół widzą, że patologia zachodzi. I jakby było mało tego, że ta patologia zachodzi w ciążę, to zdarza jej się to o wiele częściej niż innym! Potem ta patologia rodzi. I to rodzi mimo picia w ciąży, niezdrowego odżywiania się, nagannego prowadzenia się, braku badań ginekologicznych, wizyt u lekarza itd. Tymczasem tych patoli przed porzuceniem urodzonego dziecka nie powstrzyma żaden zakaz. Niestety przeważnie mają daleko do okien życia. Nie stać ich też na legalną aborcję za granicą. Zresztą, gdyby mogli zrobić ją legalnie w Polsce, ale za pieniądze, to i tak woleliby wydać tę forsę na wódę. Dlatego nie wiem, czy tworząc prawo antyaborcyjne nie trzeba zacząć myśleć nie o katolikach. Ci i tak nie będą dokonywać aborcji. I to bez względu na to, co mówią o tym przepisy. Może warto pomyśleć jednak o patolach i ich nienarodzonych dzieciach. Czy jako państwo damy radę je przyjąć, wychować i utrzymać? Czy na pewno w ten sposób zyskamy wartościowych obywateli, którzy podniosą nasz PKB? Czy nie warto jednak pomyśleć też o masie normalnych kobiet, które obecny przepis zmusi do rodzenia i chowania chorych dzieci? Dzieci, które będą do końca życia zależne od innych, a których matki nie porzucą, bo nie pozwoli im na to presja społeczna. Nie porzucą nawet, gdy je same porzuci mąż zmęczony opieką nad niepełnosprawnym, choć własnym bachorem.
Gdyby nie fakt, że chodzi o człowieka, byłabym za tym, by kobiety rodzące upośledzone dzieci, zanosiły je pod drzwi domów polskich parlamentarzystów, chcących zaostrzenia ustawy aborcyjnej. Dlatego zastanawiam się, czy okno życia nie powinno zostać otwarte w polskim sejmie. Zaś zostawiane tam dzieci nie powinny być przymusowo oddawane na wychowanie posłom i senatorom, zwłaszcza lobbującym za zaostrzeniem obecnie obowiązującej ustawy. Ale ponieważ mam coraz gorsze zdanie o politykach, więc nie wiem czy nie działoby się tym dzieciom znacznie gorzej niż na wysypiskach śmieci i szambach. Bo to tam trafiają maleństwa, których matki nie chciały, ale na skutek braku zgody państwa na aborcję na życzenie, musiały te ciąże donosić i urodzić. Są ludzie, których żaden przepis nie zmusi do miłości. Są zaś tacy, których zmusi, ale uczyni ich życie piekłem. A przecież to podobno ateiści twierdzą, że piekło jest na ziemi.