Nie chce mi się opisywać dzisiejszego dnia. Napomknę więc tylko, że by męczący i nawet przemoczyłam nogi, co zaowocowało potem snuciem się po redakcji w cztery numery za dużych kapciach montażystki. Na 20-tą pojechałam z synem do Muzeum Powstania Warszawskiego na Koncert Niepodległości. Uczucia mam mieszanie. Zwłaszcza jeśli idzie o wykonanie. Choć lubię Marka Bałatę to jazzowe śpiewanie niektórych marszy nie przypadło mi do gustu. było jednak coś, co mnie niezwykle wzruszyło. To 'Orlątko’ do słów Artura Oppmana zaśpiewane przez III Artystyczną Drużynę Harcerską„Szachraj”. Jednak, kiedy zaśpiewał te zwrotki taki nastoletni chłopczyk, to bardzo to chwytało za serce. I do tego ten tekst…
Orlątko
O mamo, otrzyj oczy
Z uśmiechem do mnie mów,
Ta krew, co z piersi broczy —
Ta krew — to za nasz Lwów!…
Ja biłem się tak samo
Jak starsi — mamo, chwal!…
Tylko mi Ciebie, mamo,
Tylko mi Polski żal!…
Z prawdziwym karabinem
U pierwszych stałem czat…
O, nie płacz nad twym synem,
Co za Ojczyznę padł!…
Z krwawą na kurtce plamą
Odchodzę dumny w dal…
Tylko mi Ciebie, mamo,
Tylko mi Polski żal…
Mamo, czy jesteś ze mną?
Nie słyszę Twoich słów —
W oczach mi trochę ciemno…
Obroniliśmy Lwów!
Zostaniesz biedna sama…
Baczność! Za Lwów! Cel! Pal!
Tylko mi Ciebie, mamo,
Tylko mi Polski żal!…
Artur Oppman
I znów stanął mi przed oczami Lwów. I przypomniał mi się mój własny tekst, który napisałam ostatnio do 'Mieszkańca’. Do tego numeru, który ukaże się jutro.
Więcej niż myślenie po polsku…
Gdy 91 lat temu Polska odzyskała niepodległość gazety grzmiały, że piąte pokolenie doczekało. Dziś do głosu doszło czwarte pokolenie tych, którzy wówczas walczyli o Ojczyznę. Czy doceniają to, co zrobili ich prapradziadowie?
Mikołaj ma 9 lat. Mieszka we Lwowie. Tu się urodził. Tak jak jego tata, dziadek, pradziadek i prapradziadek, który walczył w okopach I wojny światowej. W Polsce był tylko raz. Jawi się mu, jako wielka i piękna. I tylko żal mu, że Lwów nie jest już w jej granicach. Ważne jednak, że może nie tylko myśleć po polsku, ale i mówić po polsku, a w polskiej szkole uczyć się polskiego. Na prośbę dorosłych, by powiedział jakiś wierszyk bez namysłu recytuje:
— Kto ty jesteś?
— Polak mały.
— Jaki znak twój?
— Orzeł biały.
— Gdzie ty mieszkasz?
— Między swemi.
— W jakim kraju?
— W polskiej ziemi.
— Czem ta ziemia?
— Mą Ojczyzną.
— Czem zdobyta?
— Krwią i blizną.
— Czy ją kochasz?
— Kocham szczerze.
— A w co wierzysz?
— W Polskę wierzę!
— Coś ty dla niej?
— Wdzięczne dziecię
— Coś jej winien?
— Oddać życie.
Dla Mikołaja jasne jest, że w Polsce ten wierszyk znają wszystkie dzieci, a zwłaszcza te starsze.
Roland mieszka w Polsce ma 16 lat. Gdy słyszy, że kiedyś rówieśnik jego prapradziadka fotografował się w stroju krakowskim i na tle płachty z rosochatymi wierzbami, wybucha śmiechem Wielkie mi co. Rosochate wierzby i mazowiecki krajobraz jak z Żelazowej Woli. Czapka krakowska? Gadżet przyczepiony do ołówka pamiątki z grodu Kraka i smoka wawelskiego. Dla niego nie jest to żaden symbol polskości. Informacja, że jego prapradziadek – jeżeli umiał czytać i pisać i jeżeli na dodatek pisał po polsku to raczej z błędami, bo chodził do szkoły pod zaborem. Tam obowiązywał język rosyjski albo niemiecki. Jaki dokładnie? Tego Roland nie wie, bo nie wie ani kim był pradziadek ani jak miał na imię. Nie wie też, czy jego przodkowie żyli w Warszawie, czy może skądś do stolicy przyszli. Roland nie jest jedyny. Świadomość, że niepodległość to coś więcej niż puste słowo mają nieliczni. Tylko ci, którzy potrafią sobie wyobrazić, że 91 lat temu walka szła o polski język w szkołach, o polskie „Ojcze nasz” i polskie pieśni w kościołach. Dla reszty to kolejna nudna, patriotyczna uroczystość, podczas której jakiś facet przebrany za innego faceta (podobno on się Piłsudski nazywa), obowiązkowo w czapce i z sumiastymi wąsami coś tam mówi. Ale jaki to ma sens i czym to coś jest – dokładnie niewielu się wsłuchuje.
Dlatego gdy Roland słyszy, że podczas I wojny światowej do walki naprzeciw siebie stanęli Polacy, ale każdy w mundurze obcej armii najpierw wytrzeszcza oczy, a po chwili zastanowienia dopiero mówi, że… faktycznie. Jak tak zaczyna logicznie myśleć, to tak musiało być. Gdy potem słyszy, że na polu walki brat strzelał do brata, a przekonywał się o tym dopiero wtedy, gdy ten śmiertelnie ranny padając krzyczał po polsku: „Jezus Maria!” lub „O matko!” – znaczenie tej historii dociera do niego dopiero po chwili.
Nad tym, czy to fajnie, że dziś Roland może po polsku nie tylko myśleć, ale i czytać, pisać, mówić oraz uczyć się – jeszcze się nie zastanawiał. Obiecuje, że to zrobi. Tylko później, ale nie potrafi powiedzieć kiedy.
Myślenie po polsku to coś, co było możliwe zawsze, gorzej z tym mówieniem, pisaniem, czytaniem… Ale coś, co mamy na wyciągniecie reki nigdy nie jest doceniane. Aż się chce napisać: niestety…