Trzy w jednym

Spread the love
Ten wpis powinien nosić tytuł „Poezja wokół mnie” plus kolejny numerek albo „LO-teria się pisze” i też kolejny numerek, albo… „Najlepszy mój pomysł” i oczywiście tradycyjnie kolejny numerek, albo… no właśnie! Tu nie zdradzę jaki mógłby być czwarty tytuł, bo byłby bez numerka. Oczywiście gdybym nie zdecydowała się na ten ostatecznie wybrany, a który łączy w sobie w jedno, te trzy przeze mnie wcześniej wymienione. Dlaczego? Bo wielokrotnie podkreślałam, że programowo nie zajmuję się polityką (choć ją śledzę i myślę, że coś tam wiem na jej temat, choćby z racji uprawianego zawodu). Dlatego gdybym nadała czwarty możliwy tytuł sprzeniewierzyłabym się swojej zasadzie nie pisania o polityce. Tym razem więc wyjątkowo oględnie jedynie o nią zahaczę. A ponieważ nie chcę się w tym nurzać, dlatego również wyjątkowo nie nazwę „rzeczy po imieniu”, choć wszyscy w miarę śledzący bieżące wydarzenia i tak domyślą się o co chodzi.
Otóż wszystko to stało się pod wpływem bloga, pewnego upadającego polityka. Na ten blog trafiłam ostatnio przypadkiem. Gdy zaglądałam wcześniej, zawsze stwierdzałam, że facet pisać nie umie, jest nudny i niezbyt mądry. Teraz zajrzałam i… padłam. Weszłam na ten blog, zanim zrobiło się głośno o tym, co ostatnio na nim kwitnie. A kwitnie coś, co autorka korzystająca z konta owego upadającego (a może już nawet upadłego) polityka, nazwała poezją. Teraz zacznę od końca.
Po pierwsze:
(najlepszy mój pomysł nr …)
Anonimowi internauci, skomentowali owe wpisy nie zostawiając na autorce i właścicielu bloga suchej nitki. Określenie „jaki Sarkozy taka Carla Bruni” to jeden z łagodniejszych komentarzy. Dawno pisałam, że anonimowość rozbestwia. Internauci napisali autorce, że jest „od rypania a nie od rapowania” oraz apelowali do jej „waginy, bo o rozumie nie może być mowy w tym przypadku…” o zaprzestanie ośmieszania właściciela bloga. Cóż… najpierw dziwiłam się, że polityk wpuścił na swojego bloga kogoś, kto na blogu politycznym wypisuje jakieś prywatne historie. To trochę tak, jakbym na przykład ja, wpuściła na bloga swojego faceta, by załatwiał tu porachunki z… szefem. Dziwię się też, że właściciel nie usunął możliwości komentowania. Widać kręci go jednak ten szum medialny jaki wywołał i jaki niewątpliwie zapewnia mu pani „od  rypania a nie od rapowania” swoimi porypanymi wierszami, których wyrapować się raczej nie da, bo język „zginie w waginie” nie znalazłszy mózgu. I tak oto po raz kolejny upewniłam się, że w swoim czasie dobrze zrobiłam blokując możliwość komentowania bloga. Bo choć zgadzam się z przesłaniem 99% komentarzy pod blogiem, o którym piszę i który mnie “natchnął”, to z formą tych komentarzy już nie. I bynajmniej nie chodzi o brzydkie słowa, ale o anonimową agresję, która pokazuje, że muchy mają rację twierdząc, że: „w kupie raźniej”. Ludzie ośmieleni tym, że większość sądzi podobnie, “przywalają” podróbom Nicolasa S. i Carli B. coraz ostrzej, oczywiście ukrywając się przy tym pod setką mniej lub bardziej wymyślnych pseudonimów.
Po drugie:
(LO-teria się pisze nr …)
Zajrzałam do ostatniego napisanego przeze mnie i skończonego rozdziału: “LO-terii”, bo zbliża się wielkimi krokami moment, kiedy znów zaszyję się na pisanie i wyłączę komórkę. Zajrzałam zwłaszcza w wątek kryzysów wieku średniego rodziców moich bohaterów. Tych rozstań, rozwodów, scen zazdrości i tego jak te historie odbijają się na moich bohaterach. A potem… pokiwałam głową nad losem żony i dzieci dzieci stojącego nad grobem kariery polityka. Najmłodszy syn jest w wieku bohaterów „Klasy pani Czajki”. Wiem dobrze jak nastoletni chłopcy przeżywają takie rzeczy. Obserwowałam swojego syna, jak zachowywał się, gdy na skutek pewnych zdarzeń kończyło mu się dzieciństwo.
Po trzecie:
(Poezja wokół mnie nr …)
W tym ostatnim skończonym przeze mnie rozdziale „LO-terii” jest pewien wierszyk… Który z bohaterów i w jakich okolicznościach go napisał? O tym w książce. Wierszyk  jednak zaraz tu przytoczę. Ale najpierw konkluzja. A może… cytując klasyka, czyli niskiej klasy “K”: „Podsumowanie…  czysta obserwacja i inspiracja”? Choć wiem, że będzie to rzucona w próżnię, bo już tylu przede mną to mówiło i pisało. Oto moja rada dla autorki, piszącej na blogu upadającego (lub już upadłego jak ta “Madonna z wielkim cycem”, z którą kłopoty miał niejaki Rene Artois główny bohater „Allo Allo”) polityka. Moja mowa będzie krótka: Pisz pani lepiej o tym, o czym ja, czyli o gównie! Branie się za inne tematy oznacza wyższe aspiracje, a (sz)czyny (czyli poetyckie wypociny) już dawno temu przeczą, by pani miała możliwości.
Ale cóż… mam świadomość, że mój głos to wołanie na pustyni. Politycy do świata absurdów nigdy nie zaglądają. Ich świat jest zresztą bardziej absurdalny niż mój. Po co więc mają odwiedzać inne. Zwłaszcza, że… w moim nie ma dla nich miejsca. Wyjątek robię dziś bo: komentarze, bo: „LO-teria” z kryzysem wieku średniego, bo: poezja… Moja z tytułu gówniana. A tamta?

GÓWNIANA OPOWIEŚĆ

W mojej łazience,
Koło kibelka
Leżało gówno,
Na dnie rondelka.

Długo leżało,
Strasznie śmierdziało
Nagle zniknęło.
Co się z nim stało?

To żuczek gnojarz
Wziął je na taczkę
Poszedł obdzielić
Nim żuczków paczkę.

„Niech każdy żuczek
Gówienko toczy
Szybciej mu minie
Dzionek uroczy.”

Powiedział żuczek
I wręczył kupki
Wkrótce powstały
Z gówienka słupki.

Potem budynki
I miasto całe
Gówniane było,
Ale wspaniałe.

Tyle to można
Zrobić z gówienka
Którym śmierdziała
Moja łazienka.

PS.
A owa pani też tu nie zajrzy. To nie jej but z metką. Tu jest więcej do czytania.

PS.2.
Żałując, że określenie „Jaki Sarkozy taka Carla Bruni” nie jest mojego autorstwa, nucę sparafrazowaną starą piosenkę z Kabaretu Starszych Panów:

Już luty zdarł buty i chodnik schnie
Kaziu, Kaziu, Kaziu odkochaj się
Na onecie,  na blogu ośmieszasz się
Kaziu, odkochaj się

Zawsze z nią w studio też, co za głupi zwierz
Uroczej Monice O., pokazałeś dno
Isabel opętała cię
Kaziu, odkochaj się

PS.3.
Tak nie natchnęli mnie nigdy ani: Janusz Palikot, Joanna Senyszyn, Janusz Korwin-Mikke, Mirosław Drzewiecki, Ryszard Czarnecki, Robert Biedroń… których blogi w miarę regularnie podczytuję, myśląc o ich autorach to i owo.
Tak. Miłość bywa twórcza. Nawet dla postronnych obserwatorów.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...