Na co dzień myślę prozą. Jak każdy. Są jednak takie momenty, gdy myślenie prozą jest zachwiane. Z reguły, gdy naczytam się czego poetyckiego, lub coś poetyckiego obejrzę. Wczoraj i nasłuchałam się (robiłam dla Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego materiał o Herbercie) i naoglądałam. Wieczorem wraz z synem obejrzeliśmy film „Balzac i mała Chinka”. Niesłychanie poetycką opowieść o miłości w czasach rewolucji kulturalnej w Chinach. Dwóch nastolatków zostaje skazanych na reedukację w wiosce wysoko w górach. Obaj zakochują się w pięknej krawcównie. Czytają jej zakazane powieści Balzaca i odmieniają jej życie tak, że porzuca wioskę. Chce zobaczyć co jeszcze świat ma jej do zaoferowania. Choć z jej zachowania wynika, że nie bardzo zrozumiała Balzaca. W filmie jest wiele pięknych scen. Zwłaszcza ta, gdy jeden z chłopców czyta nocą jedną z zakazanych książek, a rano na pytanie drugiego jaka była, odpowiada:
– Piękna! Świat się zmienił. Już nic nie jest takie jak było.
A potem krzyczy:
– Balzac!
Literatura zawsze zmienia człowieka. Im więcej książek przeczytamy, tym jesteśmy wewnętrznie bogatsi. Oczywiście pod warunkiem, że czytamy ze zrozumieniem.
Film jest ekranizacją biograficznej powieści reżysera Sijie Dai. Widziałam „Balzaka i małą Chinkę” kilka lat temu w kinie. Film zachwycił mnie niesłychanie. Humorem, nostalgią, krajobrazem. Mojemu synowi tez się podobał. Chciałam mu go pokazać, by i on mógł powiedzieć, że „już nic nie jest takie jak było”.
Balzaca uwielbiała moja prababcia, Zofia z Ruszczykowskich Piekarska. Gdy mój ojciec przyprowadził do domu mamę, prababcia (wykształcona, znająca języki itd.) zawołała ją i poprosiła:
– Podejdź do półki i podaj „Ojca Goriot”.
Mama podeszła i zdjąwszy z półki książkę podała prababci.
– A teraz otwórz na stronie jak on idzie zastawić surdut.
– Przepraszam panią, ale nie znam francuskiego – odparła mama.
Na to prababcia zawołała w głos do Jacka Chruszczyńskiego – przyjaciela ojca:
– Panie Chruszczow! Proszę zabrać te osobę. Nie nadaje się!
Fakt, że ktoś nie może przeczytać Balzaca w oryginale był dla niej niemal zbrodnią. Co myślałaby o malej niepiśmiennej Chince, która „Ojca Goriot” poznawała dzięki dwóm chłopcom – wrogom Mao?
A poezja? Już raz pisałam o poezji wokół mnie.
(http://piekarska.blog.onet.pl/2,ID309774888,DA2008-04-12,index.html)
Oto co teraz się kołatało w mojej głowie. Pod wpływem Herberta i filmu Sijie Dai.
Dziś powiem ci, że koniec
Dziś powiem ci, że koniec
Nie wiem dlaczego
Nic przecież nie zrobiłaś złego
Dzisiaj stąd wyjdę i więcej nie wrócę
Bym został – nie proś
I nie płacz
I na mnie tak nie patrz.
Nie jest przecież ze mnie poeta.
A ty jego potrzebujesz.
Raczej ze mnie łachmyta
Co jak poeta się czuje
Gdy czasem coś tam sobie prymitywnie zrymuje.
Dziś powiem ci, że koniec
Ty jeszcze o tym nie wiesz.
Nie powiedziałem?
Obiecuję to sobie dwa lata
I… nic.
Nie mówię.
Zamiast tego tulę
Choć niezbyt czule
Wieczorami, mówię, że kocham
Przecież to tylko słowo
Udaję, że nie widzę, gdy szlochasz
I moczysz mi łzami koszulę
I powtarzam to, choć bez wiary, na nowo
Prostuję ci zmarszczki na czole
Kupuję specjalne kremy
Liczę ci kalorie, gdy jemy
Mówię, że źle gotujesz,
Prasujesz,
Całujesz…
I mija czas
Zbieram siły, by powiedzieć, że koniec
Och! Przydałby się do tego goniec,
Który za mnie załatwiłby sprawę
Mówią, że gdy sam tego nie powiem
Nie jestem mężczyzną
Ale przecież odznaczam się wielką tężyzną
Łamię w rękach podkowy
O! Teraz też złamałem.
To twoje serce?
Nie chciałem.
Ja tylko wreszcie
Ci powiedziałem.