Żegnaj Huto, żegnaj Rubinie

Spread the love

“Wszystko mija, nawet najdłuższa żmija” – pisał Stanisław Jerzy Lec. Często to powtarzam widząc, jak pewne rzeczy przemijają, odchodząc tym samym w przeszłość. Pojechałam wczoraj z kamerą żegnać Hutę Targówek. Osobliwe to miejsce widziałam po raz pierwszy i zupełnie nic na jego temat wcześniej nie wiedziałam, bo Huty, jako Huty, już od dawna nie ma. Jest jednak budynek i jego historia. I wczoraj właśnie pojechałam przywitać i pożegnać nieistniejącą już Hutę.

Historia Huty jest osobliwa. Powstała bowiem w 1926 roku, jako przedsiębiorstwo „Huta szkła Targówek Kazimierz Klimczak i Synowie”.  To był jeden z większych zakładów przemysłowych w tej okolicy. Produkowano tu szkło techniczne najbardziej zaawansowaną na tamte czasy technologią. Właściciel był dumny, bo dzięki temu udało się wyeliminować import niemieckiego szkła jenajskiego. Wykonywano tu kolby chemiczne, pojemniki na odczynniki itd. Także tu wykonano pojemnik na serce Józefa Piłsudskiego, w którym (włożone do srebrnej urny) spoczywa do dziś na cmentarzu w Wilnie. Jeszcze przed wojną na zlecenie wojska prowadzono tu eksperymentalne prace nad produkcją szklanych granatów. Chodziło o uniezależnienie dostaw dla wojska od różnych hut metali. By było ciekawiej, ów projekt nosił kryptonim „woda kwiatowa”. Huta została zbombardowana 8 września 1939 roku. Wtedy główna hala, licząca 700 metrów kwadratowych powierzchni, straciła trzy ściany i dach. Została jednak odbudowana, zyskując istniejący do dziś i unikatowy dach drewniany, który trzyma się bez filarów, kolumn czy jakichkolwiek podpór. Dach powstał w trzy miesiące i zrobili go miejscowi cieśle. W czasie okupacji Niemcy nakazali właścicielom produkować w hucie butelki na wódkę, za które płacili właśnie ową wódką. Właściciele, nie chcąc rozpijając pracowników, założyli hurtownię alkoholu, który sprzedawali zakładom gastronomicznym. Z tak uzyskanych pieniędzy płacono pensje. Huta była też miejscem, które w czasie okupacji wydawało dokumenty identyfikacyjne członkom polskiego podziemia. To wielu osobom pomagało działać w konspiracji.

Po wojnie huta została znacjonalizowana. Właściciel, Tadeusz Klimczak, otrzymał stosowny dokument w swoje urodziny. Wynikało z niego, że państwo polskie przejmuje w całości jego zakład. Paradoksalnie rok później, z niewiadomych przyczyn, otrzymał pocztą dokument, z którego wynikało, że w odebranej mu Hucie źle się dzieje. Robotnicy spodziewali się, że po znacjonalizowaniu zakładu będą lepiej wynagradzani, a tu… dostali obniżkę pensji, nawet o 30%. Państwowa kontrola wyrażała zaniepokojenie, że może stracić ponad połowę pracowników i to stało w piśmie. Tak naprawdę huta straciła jednak przede wszystkim to, czym dysponowała do tej pory. Markę. Połączono ją z hutą szkła w Wołominie, co oznaczało w praktyce likwidację. Przy okazji zaprzepaszczono nowoczesne technologie, dzięki którym przed wojną nie importowano chemicznego szkła z Jeny. Od tej pory Polska musiała „przeprosić się z niemiecką gospodarką” i importować szlachetne gatunki szkła, które wcześniej produkowano na Targówku.

W latach 90-tych budynki odzyskał wnuk Kazimierza Klimczaka – Tadeusz Klimczak jr. Kolejne 20 lat zajęło mu staranie się o zwrot zabranego dekretem Bieruta gruntu, na którym stoją budynki. Teraz musi płacić rocznie taki podatek (ok. 80 tysięcy złotych), że z wynajmu pomieszczeń na terenie Huty nie jest w stanie utrzymać obiektu, a co dopiero w niego inwestować. Postanowił więc to wszystko sprzedać. Rozmowy z inwestorami trwają.

Zanim nastąpi ich finalizacja właściciel postanowił zaprosić Warszawiaków do środka i pokazać im budynek z niezwykłym drewnianym sklepieniem. Stąd pomysł na wystawę: „Sztuka miejsca – miejsce sztuki. Pożegnanie Huty”. W środku prace czwórki artystów. Malarstwo Aldony Jabłońskiej-Klimczak, fotografia Niki Jabłońskiej, Rzeźby i obiekty Adriany Gajdzińskiej oraz Czesława Podleśnego. Prace tego ostatniego, to też pewien rodzaj pożegnania z przeszłością i tym, co wytwarzają huty, ale akurat inne, bo huty metalu. Prace Podleśnego to w większości rzeźby i obiekty z metalu, do czego artysta wykorzystał to, co znaleźć można na złomowiskach, nim trafi znów do hut na przetopienie. To z takich złomowych odpadków powstał święty Jerzy bez konia, święta opiekunka z metalowymi lokówkami, której kapliczką jest stara wanna, czy rycerz na starym szpitalnym łóżku. Jego zbroja to różne naczynia. Nic więc chyba dziwnego, że rycerski hełm ma rączkę pokrywki od rondelka. „Ostatnia wieczerza z dziadkiem?” Proszę bardzo… talerze, sztućce metalowe, a i serweta z kawałków blachy. Telewizor? Oczywiście. Koniecznie metalowy Rubin, w którym radzieccy generałowie dysputują na czerwonym tle obwieszonym sowieckimi znaczkami. Przeminął bowiem i dziadek, i blaszane garnki i Związek Radziecki ze znaczkami pełnymi sierpów i młotów. A artysta zawsze może nadać starym przedmiotom nowe znaczenie, poprzez odpowiednie ich wykorzystanie. Czy znajdzie się ktoś, kto artystycznie wykorzysta potencjał, który drzemie w budynkach dawnej huty? Mieszkańcy Targówka obawiają się, że przez nowego właściciela zostanie to wszystko zamienione w kolejny supermarket. Czy tak się stanie? Jutro ostatnia szansa obejrzeć budynki dawnej huty w obecnym kształcie. Właściciel zaprasza od 12-tej do 17-tej.

A na zdjęciach ja i telewizor z przeszłości. Rubin, który przeminął jak sen. Bo naprawdę wszystko przemija. A największym, absurdem jest wiara w to, że coś może wiecznie trwać.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...