Przysłano mi dziś link do artykułu o moim spotkaniu z czytelnikami w tczewskiej bibliotece. Artykuł został opublikowany na portalu „Wrota Pomorza”. Wprawdzie jest w nim kilka merytorycznych błędów, które zresztą zapewne wynikają z konieczności skrócenia opowieści, ale… ważne, że jest. Tak, jak ważne jest dla mnie, że po czterech latach od wydania książki mogłam o niej opowiedzieć czytelnikom z miasta, w którym zarówno dla Zbyszka, jak i dla mnie, wszystko się zaczęło.
Śmierć, która wstrząsnęła Szkołą Morską
Dlaczego młody człowiek – uczeń ówczesnej Szkoły Morskiej popełnił samobójstwo? Dlaczego w ogóle młodzi ludzie decydują się na ten ostateczny i straszny krok? Czy z historii 19-letniego Zbigniewa Piekarskiego można się czegoś nauczyć, by w porę zapobiegać podobnym tragediom?
Na te pytania próbowała odpowiedzieć pisarka i dziennikarka, a prywatnie krewna chłopaka – Małgorzata Karolina Piekarska, podczas spotkania z uczniami I Liceum Ogólnokształcącego w Miejskiej Bibliotece Publicznej.
I LO jest pośrednio spadkobiercą tradycji Szkoły Morskiej. Jego losy opisuje książka „Dziewiętnastoletni marynarz”. Składają się na nią listy Zbigniewa Piekarskiego do rodziny. To także zapis historii szkoły, Tczewa i życia jego mieszkańców okresu 20-lecia międzywojennego.
Piekarski w wieku 19 lat popełnił samobójstwo, prawdopodobnie z powodu nieszczęśliwej miłości. Jego grób znajduje się na Cmentarzu Starym przy ul. 30 Stycznia (obok grobu lekarza Szkoły Morskiej Floriana Hłaski).
Pisarka opowiadała jak pewnego dnia, przeglądając stare papiery, znalazła w niej kopertę, której zawartość od raz zwróciła jej uwagę. Koperta miała napis „Śmierć Zbyszka”. Wypadły z niej zdjęcie w trumnie, zeznania świadków z policji, szarfy żałobne, nekrolog, telegramy oraz zdjęcia prywatne i z dokumentacji. Część pochodziła z Muzeum Morskiego na Śląsku. Z dokumentów, które trafiły z rodzinnego archiwum do Szkoły Morskiej była m.in. legitymacja szkolna Zbigniewa. Jej fotokopię zaprezentowano podczas spotkania. Legitymacja okazała się jedyną zachowaną tego typu szkolną pamiątką.
– Przeszukiwałam także archiwalne numery gazet z lat 20. – wspomina autorka. – Natknęłam się na artykuł, mówiący o tym, że przyczyną mógł być zawód miłosny. Nie jest to jednak dla mnie jakiś stuprocentowy dowód. Też jestem dziennikarzem i wiem, że gazety piszą różne rzeczy. Czasem ktoś coś powie prawdopodobnego, ale niekoniecznie pewnego.
Trudności językowe
Autorka zwróciła uwagę, że samo dotarcie do listów chłopaka nie oznaczało sukcesu. Pojawił się kłopot, by je właściwie zrozumieć, ponieważ były napisane z błędami ortograficznymi. Znaczenia niektórych takich „potworków” słownych ostatecznie trudno było się domyślić… Jednym z nich jest np. „pronstator”.
Mimo to listy są ciekawym zapisem tego, co się wówczas działo w Tczewie, np. relacja z pokazu psów i nie tylko. Jest w nich mowa o zadymach podczas wycieczek, a nawet szkolne skandale. Listy, a wśród nich kartki z Dunkierki, Anglii, pokazują też bliższy kontakt chłopaka z matką niż z ojcem.
Ok. 22.00 we wtorek wyszedł z klasy…
Ostatni list z 16 listopada 1924 r. nie wskazuje zupełnie, że mogło dojść do nieszczęścia.
W książce znajdziemy opis zeznań świadków – kolegów, nauczycieli. Jest mowa o tym, że podczas warsztatów chłopak wydawał się spokojny. Nie wydawał się zbyt zestresowany zbliżającą się klasówką. „Ok. godz. 22 wyszedł z klasy, a po 10 czy 14 minutach dowiedziałem się, że nie żyje.” – wspomina jego szkolny kolega. Wiadomo jeszcze, że przed śmiercią przeczytał list od matki.
List kolegi
Kiedy w 2005 r. ukazała się w prasie recenzja książki, do pisarki zgłosił się dziennikarz, twierdząc, że ma list jaki do jego ojca napisał jeden z jego kolegów z Tczewa, Zbigniew Wojciechowski. Opisywał on m.in. okoliczności śmierci Piekarskiego.
„Właściwie nie miałem zamiaru już do Was pisać, bo z mojej strony byłoby to wyrazem braku ambicji. Tylekroć razy zwracałem się do Was listownie, ale pozostawało to bez echa. (…) Nosiłem się z zamiarem nie pisania więcej. Niestety w ostatnim czasie pojawiły się wypadki, o których moim obowiązkiem jest Wam o nich donieść, choć na pewno nie dowiedzielibyście się o tym nie wcześniej niż na Boże Narodzenie. Jednym z faktów jest usunięcie Tolka ze szkoły. Igrał, igrał i się doigrał.”
Dalej jest mowa o tym, że zwrócono się do ojca ucznia z propozycją odebrania Tolka ze szkoły. Wkrótce chłopak został skreślony z listy uczniów.
„W ten sposób pozbyliśmy się jednego kolegi. Niestety nie ma wśród nas małego Piekarskiego, który popełnił śmierć samobójczą przez powieszenie. Kto wie co mu strzeliło do głowy. Cały czas we wtorek był wesół. Palił, dowcipkował. Był jak zwykle. W pewnej chwili poprosił o klucze do szafki. Nikt niczego nie podejrzewał”. Po jakimś czasie klasa dowiedziała się o nieszczęściu.
Chłopiec powiesił się na trzecim piętrze szkoły.
Pozostały tylko domysły
Żadne przesłanki szkolne ani rodzinne nie tłumaczą w sposób bezsporny przyczyny samobójstwa. Nawet informacja o tym, że brat odbił mu dziewczynę.
– Z tego co się dowiedziałam, zbierając informacje w rodzinie, była to miłość, której nigdy nie wyznał, dziejąca się w jego głowie – mówiła Małgorzata Karolina Piekarska. – Najwyraźniej brat go ubiegł, a on nie umiał sobie z tym poradzić. Moja prababcia pochowała trzech synów, wnuka i męża. Tak wygląda życie i tak się czasem toczą losy.
Autorka przyznała, że zebranie materiału do książki było bardzo pracochłonne. Nie wystarczyło dotarcie do archiwów rodzinnych, dokumentów i pamiątek szkolnych. Bardzo trudno było znaleźć osoby, które żyły w tamtych latach. Z uwagi na fakt, że historia dotyka bezpośrednio jej rodziny było to też niełatwe przeżycie emocjonalnie.
Pytania i dyskusja
W dyskusji Bożena Deja-Gałecka, nauczycielka historii z I LO przyznała, że zawsze zajmując się historią szkoły chciała dowiedzieć się kim był Zbigniew Piekarski i dlaczego właściwie zginął.
– Pierwszy raz usłyszałam, te historię – stwierdziła Angelina Obrzut, uczennica Ib z ILO. – Przekonała mnie wersja o nieszczęśliwej miłości. Chętnie przeczytam tę książkę. Interesuję się historią. Lubię czytać. Chcę w ten sposób dowiedzieć się czegoś o mojej szkole i samym Tczewie. Jeśli chodzi o spotkanie obawiam się, że niekiedy interpretacja listów przez autorkę może się nieco różnić od intencji tego chłopaka.
Wawrzyniec Mocny
źródło: http://tczew.portalpomorza.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=3062&Itemid=34
PS.1. Wszystkich którzy są zainteresowani moją książką „Dziewiętnastoletni marynarz”’ informuję, że można ją kupić chyba już tylko na allegro w hurtowni taniej książki Oleńka.
PS.2. I tylko taka drobna uwaga. Artykuł kończy sformułowanie „obawiam się, że niekiedy interpretacja listów przez autorkę może się nieco różnić od intencji tego chłopaka.” W książce nie ma nawet próby interpretacji żadnego listu. Przypisy jedynie wyjaśniają kim są postaci w listach wspominane. Ale cóż… tak to jest, jak się prosi o wypowiedź na temat książki kogoś, kto jej nie czytał. Ale z drugiej strony nie czytał jej nikt z obecnej na spotkaniu młodzieży. Mam nadzieję, że zachęciłam ich do sięgnięcia po nią.
PS.3. Dla wszystkich wielbicieli książki „Znaczy Kapitan” autorstwa Karola Olgierda Borchardta – fragment listu Zbyszka:
Zdarzył się na „Lwowie” ciekawy wypadek, mianowicie znaleziono na statku parę butelek koniaku w czasie rewizji celnej, a że to groziło grubą karą (którą już statek zapłacił 100₤) więc komendant chciał się dowiedzieć czyj to koniak i na ogólnej zbiórce odezwał się do nas kandydatów i załogi w ten mniej więcej sposób: 'Celnicy chcą znaczy wiedzieć kto to chował koniak, więc proszę się do mnie zgłosić i powiedzieć mi znaczy jego nazwisko. Jeśli się znaczy nikt nie zgłosi to będę musiał wyznaczyć.’ Kogo to on chciał wyznaczyć nie wiem, ale my zrozumieliśmy, że to on chce zwalić na kogoś całą winę, zaczęły się rozmowy na ten temat, doszły do uszu Mamerta, a ten nie chcąc widocznie z nami zadzierać (już były dwa strajki) zapłacił sam karę.