Czy rozmawiać z dzieckiem o Powstaniu Warszawskim? Jak to robić? Moi rodzice nie mieli tego dylematu. Dlaczego? Powstanie było w moim domu tak powszednie, jak chleb.
Ojciec miał 12 lat, gdy wybuchło. Do walki stanął jego starszy brat – Antek. Miał 15 lat, gdy 1 sierpnia o wpół do drugiej pożegnał się z rodziną. Mój tata, rozczytany w patriotycznych książkach, zdjął ze ściany drewniany krzyżyk i dał starszemu bratu. I choć moja babcia mówiła, że Antek ma przecież medalik od chrztu, to jednak krzyżyk od brata został schowany w kieszeni wojskowych, zielonych bryczesów. Babcia i mój ojciec długo słuchali stukotu podkutych przez szewca Bruna oficerek. Była wtedy w szóstym miesiącu ciąży z trzecim dzieckiem. Przez łzy powiedziała:
– On nie wróci…
Koło krzyża wisi obrazek. Niewielka akwarelka, przedstawiająca wąsatego mężczyznę klęczącego przed krzyżem. Moja praprababka Emilia Wróblewska dostała go od powstańca styczniowego, który za udział w walkach siedział w więzieniu w Radomiu.
Z drugiej strony krzyża wisi grafika Artura Grottgera z cyklu Warszawa – „Pierwsza ofiara”.
Ten krzyż, w takim układzie, wisiał na ścianie, gdy byłam małym dzieckiem. Wisi i teraz, gdy sama jestem matką. Czy będzie wisiał u mojego syna, gdy mnie zabraknie? Mam taka nadzieję.
Pięć lat temu wszystkie te pamiątki na prawie trzy miesiące wypożyczyłam na wystawę o życiu religijnym w Powstaniu Warszawskim. Mniej więcej pod koniec drugiego miesiąca odezwał się mój syn:
– Kiedy ten krzyż wróci? Bo bez niego w domu jest jakoś dziwnie. Tak… – szukał chwilę słowa – … nienormalnie.
Poczułam wtedy, że coś mi się udało.
W tym roku mój syn kończy 16 lat. Jest już starszy od Antka. Do tej pory nie zdołałam go namówić na przeczytanie wspomnień dziadka. Wierzę jednak, że pewnego dnia po nie sięgnie. Staram się nie robić nic na siłę. W końcu chleba nikt na siłę nie wciska. A przecież Powstanie Warszawskie w domu warszawiaków z dziada pradziada, jest powszednie jak chleb. Problem mają ci, którzy nie są tu zakorzenieni. Ale… może wystarczy bardziej tu wrosnąć? No i znaleźć kogoś, z kim się utożsamimy. Bo z historią w ogóle jest tak, że łatwiej o niej opowiadać, kiedy czujemy, że jesteśmy związani z tymi, którzy ją tworzyli.
PS. Powyższy felieton został napisany na zamówienie organizatorów gry miejskiej dla dzieci prowadzącej śladami Powstania Warszawskiego. Szczegóły wkrótce.