Mówią duchy

Spread the love

Kilka tygodni temu po raz pierwszy dla Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego przygotowałam materiał o mordzie na ludności cywilnej Woli podczas Powstania Warszawskiego. Od tamtej pory wracałam do sprawy kilkakrotnie. Dziś znów wyruszyłam z kamerą w miasto zbierać wspomnienia i nazwiska pomordowanych cywili.
Wszystko dlatego, że o godniejsze upamiętnienie kilkunastu tysięcy mieszkańców Woli apelują członkowie społecznego komitetu ochrony miejsc pamięci, a także rodziny zamordowanych oraz ci, którzy przeżyli mord. Ich zdaniem pomnik przy Górczewskiej to za mało. A przecież zbliża się sześćdziesiąta piąta rocznica mordu ludności cywilnej Woli. Mordu, uważanego za jedną z największych zbrodni niemieckich w czasie Powstania Warszawskiego.
Rzeź Woli rozpoczęła się piątego sierpnia. Niemcy nie oszczędzali nikogo. Wśród ofiar były zarówno kobiety, jak i dzieci, a także trzystu pacjentów szpitala przy Płockiej. Mord przeżyli nieliczni. Eugeniusz Trepczyński uratował się dzięki temu, że prowadzony przez niego pod rękę chory przewrócił się i pociągnął go za sobą. Pan Eugeniusz wśród trupów przeleżał do wieczora. Gdy opowiadał mi to do kamery użył takiego określenia: „kiedy nas rozstrzeliwano…” – brzmiało to tak, jakby mówił duch, no bo czy rozstrzeliwani przeżywają?
Duchem, który przeżył jest też Krystyna Borowska, która jako ośmioletnia dziewczynka była świadkiem śmierci ojca i piętnastoletniego brata. Obserwowała wszystko przez dziurę w parkanie. Pamięta, że gnali mężczyzn grupami po 50-ciu i serią z automatu kosili, gdy grupa przekraczała ulicę. Wokół wszystko płonęło, a oni „szli, jak barany na rzeź… Bez płaczu, bez krzyku. Przedtem żegnali się. Ci, co byli niżej. Bo myśmy byli wysoko, na ławkach, a ci, co byli nisko tak machali.” – mówi pani Krystyna i próbuje powstrzymać napływające do oczu łzy. Te wspomnienia są z nią codziennie. Od sześćdziesięciu pięciu lat.
Jednak duchów – jak pani Krystyna czy pan Eugeniusz – nie ma zbyt wielu. Częściej o mordzie na Woli opowiadają mi ci, którzy ocaleli, ale stracili kogoś z rodziny. Wśród zamordowanych był między innymi ojciec Macieja Grączewskiego. Pan Maciej pokazuje mi miejsce, gdzie potem palono zwłoki. To tuż przed stojącym przy Górczewskiej dzisiejszym salonem Nissana. Podczas budowy tego salonu okazało się, że ziemia w tym miejscu składa się z kilkudziesięciocentymetrowej warstwy popiołu, pochodzącego z ludzkich zwłok. Bo, jak mówi Maciej Grączewski – palenie odbywało się na obszarze o promieniu stu metrów.
Pani Henryka Boguszewicz do kamery opowiada mi, że jej stryj po pierwszym strzale padł na ziemię i to całkiem siny. Jego żona była świadkiem tej śmierci. Po wojnie nie wróciła już do Polski. O upamiętnienie stryja walczy więc bratanica.
Społeczny komitet ochrony miejsca pamięci na Woli pragnie upamiętnić wszystkich cywili, których zwłoki spalono miejscu, gdzie dziś przy Górczewskiej przed salonem samochodowym stoi krzyż. Ofiarami masowych egzekucji padły całe rodziny. Dlatego większości nazwisk pomordowanych prawdopodobnie nigdy nie uda się ustalić. Pani Irena Kryst opowiadała o piętnastu członkach swojej rodziny. Wśród nich było małżeństwo z czteromiesięcznym synkiem, którego podobno zabito rzutem o ścianę. Następnego dnia po emisji materiału zgłosił się do redakcji Pan Henryk Troszyński, który był świadkiem tego mordu. Dziś odwiedziłam go z kamerą: Historia, która opowiedział i to jak ją opowiadał sprawiła, że wraz z całą ekipą zamarliśmy. Pan Henryk szedł z grupą ludzi Górczewską. Z domu przy wiadukcie kolejowym wybiegła kobieta z dzieckiem na ręku. Krzyczała, jakby działa się straszna tragedia. Miała rozwiane włosy i urwane ramiączko sukienki, przez co lewą pierś miała na wierzchu. Niemiec przyskoczył do niej i wyrwał z jej rąk to dziecko. Potem trzymając je za gołe nóżki strzelił kobiecie w mleczną pierś i zabił ją. A potem niosąc to dziecko za nóżki głową do dołu doszedł do muru i uderzył niemowlęciem o mur.

Kardynał Stefan Wyszyński mówił, że gdy gaśnie pamięć ludzka, dalej mówią kamienie.. Na pomniku do tej pory widnieje tylko jedno nazwisko. W latach sześćdziesiątych z prywatnej inicjatywy umieszczono tu napis:

„NAJDROŻSZYM
WERONIKOM
MATCE I SIOSTRZE
KU WIECZNEJ PAMIĘCI
STACH JABŁOŃSKI”

Sam kamień nic więcej nie mówi. Tylko czasem mnie do kamery mówią duchy.

Jeśli ktoś z czytelników zna nazwiska ofiar mordu przy Górczewskiej na Woli proszę o kontakt. Niech pamięć ludzka sprawi, że kamień przy krzyżu będzie miał o czym i o kim mówić.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...