Śmierć za 23,18, czyli jak zbić kasę na hipochondrykach

Spread the love

Mam znajomego, który jak do mnie zadzwoni, to gada i skończyć nie może. Jest strasznym pesymistą i hipochondrykiem, więc nie chcąc go bardziej dołować, zazwyczaj słucham uprzejmie o kolejnej migrenie, grożącym mu zawale, strasznym nadciśnieniu itd. (Ze znajomych chyba ja jedyna mam jeszcze cierpliwość.) Zawsze wtedy albo stawiam na komputerze pasjansa, albo coś sobie przeglądam, a on wymienia wszystkie choroby jak nie przymierzając jakaś „stara babcia”. Dziś, gdy zadzwonił i znów rozgadał się o jakichś strasznych chorobach, przy których AIDS to mały pikuś, akurat przez zupełny przypadek natrafiłam w sieci na test „ile ci jeszcze zostało”, który pomaga sprawdzić nam datę naszej śmierci. Wysłuchując więc o tym, jak to picie kawy szkodzi, wódka szkodzi, a oddychanie też, bo w mieście to nie ma świeżego powietrza, zdecydowałam, że… rozwiążę ów test. Ochoczo zabrałam się za niego słuchając przy tym jednym uchem o strasznej niestrawności po czekoladowym torcie popitym napojem Mieszko trzy waginy, czy inny czort. Test miał 30 idiotycznych pytań o palenie, picie, narkotyki (Oj! Ta odpowiedź „biorę regularnie tylko twarde” bardzo mi się podobała), choroby genetyczne, nagłe zgony w rodzinie itd. Szybciutko odpowiedziałam na wszystkie i… jak się test skończył? Ano wyskoczyła mi strona z następującym tekstem:
„Ukończyłeś test! Twój wynik jest niepokojący!” W tym miejscu był znak drogowy oznaczający cały szereg nieszczęść. Dalej była informacja, że aby otrzymać wyniki muszę uzyskać kody dostępu. Przede mną niepowtarzalna szansa, bo korzystam właśnie z promocji, która wynosi 19 groszy! I tyle zapłacę za usługę. Muszę tylko wysłać SMS o jakiejś tam treści na numer… Chyba jestem już bardzo poważnie stara, zapewne też stoję nad grobem i w związku z tym mam to wszystko w czterech literach, bo jakoś nie wysłałam SMS’u, tylko zaczęłam uważnie oglądać stronę. Coś mi nie pasowało. Może i moje prowadzenie się pozostawia wiele do życzenia, młódką też już nie jestem, ale bez przesady… Zdrowia odpukać na razie mi nie brak, nie palę, piję rzadko i okazjonalnie, nie narkotyzuję się, na dodatek mimo przyrostu dupska w stosunku do tego jak wyglądałam np. 15 lat temu nie mam nadwagi, więc skąd niepokojące wyniki testu? Z powodu wady wzroku? Czy stresującej pracy? Przyglądałam się stronie dobry kwadrans. Słuchając przy tym o zatwardzeniu i glicerynowym czopku, który nie pomógł. Przyznam, że miałam ochotę powiedzieć, że może wpychał go w tyłek nie tym palcem. Nie odezwałam się jednak, bo wreszcie znalazłam! Pod tekstem „Zapoznałem się i akceptuję treść regulaminu” widniały maluteńkie literki (białe na szarym tle, na oko rozmiar czcionki 6). Ich treść brzmiała: „koszt SMS 19 PLN netto (23,18 brutto).” Tak mnie to ubawiło, że aż zachichotałam, a znajomy opowiadający właśnie o tym jak to podejrzewa u siebie cukrzycę spytał, czemu mnie to bawi. Przecież cukrzyca to poważna sprawa. Odpowiedziałam, że nie bawi mnie choroba, ale skoro już o tym mowa, a on jest taki chory, to może sobie sprawdzić w sieci datę swojej śmierci.
– Co takiego? – spytał oburzony.
– Poważnie – mówię. – Za 23 złote i 18 groszy brutto przy promocji wynoszącej 19 groszy poznasz nie tylko dzień swojej śmierci, ale porównasz swój wynik ze średnią Polski, zdobędziesz informacje, które pozwolą ci polepszyć twój styl życia i uzyskasz też możliwość sprawdzenia daty śmierci innych ludzi.
Znajomego zatkało. Po chwili powiedział mi, że ja sobie robię z niego jaja, a on poważnie opowiada mi o swoich nieszczęściach.
Cóż… No właśnie na takich jak on czesze kasę ten głupi portal. No bo jestem pewna, że kto, jak kto, ale mój hipochondryczny znajomy przeczytawszy, że jego wynik testu jest niepokojący bez wahania zapłaciłby ponad 23 złote. A tym, co by przeczytał, zamęczałby mnie przez następne pół godziny. A tak obraził się. Eeee… za parę dni mu przejdzie. Znam go jak zły szeląg. A może i będzie chciał adres testu? Chyba zachowam w zakładkach.
PS. Zrobiłam test ponownie, podając dane mojego dziewięcioletniego psa. Miałam wprawdzie problem z pytaniami o pochodzenie etniczne, ale wpisałam Europa, bo w końcu to jamnik. No i nie wiedziałam jak to z tymi koszmarami sennymi i depresjami, ale uznałam, że jest szczęśliwy i wypełniłam, że koszmarów nie ma. Wpisałam też, że sportów nie uprawia, samochodu nie prowadzi, nie ma stresującej pracy, która jest groźna dla zdrowia, nie pije, nie pali i nie ćpa. I co? Wynik też wyszedł niepokojący. Pozostawiam to bez komentarza.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...