Jam pornografem?

Spread the love
Napisał do mnie dziś pewien Pan taki list: Organizujemy akcje: STOP Wulgaryzmom. Poszukujemy  osób, które chciałyby wspólnie z nami rozwijać i propagować tę akcje. Pozwoliłem sobie do Pani napisać, aby  poprosić o zgodę na zamieszczenie kopii tekstu z Pani blogu „Brzydkie słowo na „ku”, pierrot i chrześcijańskie wartości”.
Przyznam, że poczułam, że jestem w kropce. Jeśli ktoś prosi o słowo, to ze słowem jak z wodą, chlebem i schronieniem – nie odmawia się. Nie chciałam jednak, być posądzona o hipokryzję, więc odsyłając tekst wysmarowałam, co następuje:

Szanowny Panie,
Przesyłam tekst z bloga, o który Pan prosił i wyrażam zgodę na jego publikację na portalu, który Pan reprezentuje. Spieszę jednak coś wyjaśnić. Akcja, którą Pan prowadzi w sieci i zapewne poza nią, jest niezwykle szlachetna, nie chciałabym jednak być przez kogoś odebrana jako hipokryta lub osoba dwulicowa. W życiu prywatnym przeklinam. Nie robię tego jednak bez tak zwanej wyraźniej potrzeby czy uzasadnienia, ale też nie dorabiam specjalnie ideologii. Po prostu, jak to kiedyś zgrabnie w jednym z udzielnych mi wywiadów powiedział Kazik Staszewski, którego tu pozwolę sobie zacytować: „jak mnie coś wkurwia to nie będę mówić, że mnie to denerwuje, bo to po prostu nie to samo”. Mam jednak zasadę, że staram się nie przeklinać ani na blogu ani w swoich tekstach literackich. Wychodząc z założenia, że literatura a życie to dwie różne sprawy. A i język literatury znacznie różni się od języka mówionego. Najlepszym na to dowodem jest ciężka praca, jaką muszę jako dziennikarz włożyć w każdy prasowy wywiad. Gdybym publikowała „słowo w słowo” to, co ludzie mi mówią podczas wywiadów, to te rozmowy, spisane żywcem z taśmy, byłyby nie do czytania. Prowadzona przez Pana akcja jest ciekawa i na pewno potrzebna. Mam jednak nadzieję, że nie pójdzie Pan w drugą stronę, kiedy piętnowany będzie każdy „trochę inny” wyraz. Przyznam bowiem, że wiele z niecenzuralnych słów doczekało się wierszy, a to dowodzi, że literatura też byłaby bez nich uboga. Na przykład o dupie pisał Julian Tuwim. Z kolei z przeklinaniem jako takim świetnie rozprawił się George Brassens w wierszu „Pornograf”, który wspaniale na polski przetłumaczył Filip Łobodziński. Umiar niezbędny jest we wszystkim. Zarówno w przekleństwach, ja i nieprzeklinaniu. Jestem przeciwna wulgaryzacji języka i szafowaniu przekleństwami, jak przecinkami, co obserwuję czytając wpisy w internecie (zwłaszcza te anonimowe). Między innymi z tego właśnie powodu skasowałam w swoim czasie możliwość komentowania mojego bloga. Ale nie jestem za zupełną eliminacją przekleństw. Zwłaszcza, że… to co nim jest często bywa względne. Dowodem na to – tłumaczenia przekleństw w filmach. Inaczej po angielsku, inaczej po niemiecku, a jeszcze inaczej po polsku.
Dlaczego przegięcia w każdą stronę uważam za niezbyt dobre? Wiele lat temu, tuż po maturze, rozpoczęłam swoją pierwsza pracę. Było to w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego. Jednym z moich kolegów był niezwykle bogobojny Andrzejek. Bardzo uważałam, żeby czegoś przy nim nie palnąć, bo gorszyło go nawet swojskie „cholerny świat”, którym często rzucała moja szefowa – osoba równie bogobojna, jak Andrzejek. Pewnego dnia rozmawialiśmy całą biblioteczną bandą o komunizmie. Pretekstem było znalezienie przeze mnie w zasobach BUW książki o niezwykle ciekawym tytule: „Szczęściem jest żyć w epoce stalinowskiej. Listy robotników i kołchoźników z ZSRR”. (Na marginesie dodam, że książka później najwyraźniej zaginęła, bo jak ostatnio chciałam ją znaleźć i na miejscu przeczytać, to już jej w zasobach BUW nie było.)  Listy były prześmieszne. Jeden z nich był opowieścią robotnicy, która reprezentowała swoją fabrykę na urodzinach Stalina. Zamieszkała w hotelu robotniczym, z jakąś kobietą, której twarz wydała jej się znajoma.  Spoglądały na siebie przez chwila i ta kobieta spytała:
– Jak to? Nie poznajecie mnie? To ja! Owa słynna świniarka wołoska!
„Padłyśmy sobie w objęcia!” – Napisała autorka listu. Oj, jak zaśmiewaliśmy się z niego. Zwłaszcza ze stwierdzenia, że świniarka może być słynna. (Dziś bym się już pewnie tak z tego nie śmiała, bo mamy Jolę Rutowicz.) Wtedy ośmielona śmiechem Andrzejka postanowiłam mu opowiedzieć całkiem w moim pojęciu niewinny kawał o Leninie. I opowiedziałam.
Do Ministerstwa Kultury i Sztuki zadzwonił mężczyzna z wiadomością, że na strychu pewnego warszawskiego domu znalazł obraz „Lenin w Poroninie”. Znalezisko uznano za sensację, więc zaproszono znalazcę z obrazem do Ministerstwa Kultury i Sztuki. Na okazanie obrazu zaproszono też pierwszego sekretarza KC PZPR. Gdy sekretarz przyjechał, poproszono znalazcę o okazanie obrazu. Ten ochoczo rozpakował dzieło z papieru i oczom zebranych ukazał się taki widok, że Minister Kultury i Sztuki spytał:
– Panie? Co to jest?
– Lenin w Poroninie – padła odpowiedź.
– Ale tu jest jakaś goła baba. Co to za jedna?
– Nadieżda Krupska.
– A ten goły facet na niej?
– Feliks Dzierżynski.
– A gdzie wobec tego Lenin?
– W Poroninie.
Z kawału śmiali się wszyscy. Tylko nie Andrzejek. Był nim tak zgorszony, że następnego dnia wyznał, że z mojego powodu musiał odmówić różaniec. Mam nadzieję, że Pana akcja nie zmierza w tym kierunku. Nie, żebym miała coś przeciwko różańcowi. Broń Boże! Chodzi mi tylko o umiar. 

Wierszy nie dołączałam, bo Pan wydawał mi się światły. Tu jednak dołączam. Nie dlatego, że czytelników bloga nie mam za osoby światłe, ale… sama te wiersze lubię. A co to? Porecytować sobie nie wolno?

Pornograf

Gdy byłem brzdącem to bałem się słów
I przekleństw brzydkich jak diabeł chrztu,
Nawet, gdym szpetnie pomyślał „o ku…!” –
To milczałem jak grób.
Lecz teraz, gdy muszę już ozorem mleć
I bawiąc publikę, zarabiać na chleb,
Choć nigdy nie myślę „o ku…!” itepe –
To klnę jak szewc.

Jam pornografem jest fonografii,
Jam w tej parafii największy żul.

Dość mam czasami bezecnych strof,
Więc mówię sobie: od dzisiaj stop,
Na wszystkie świństwa założyć masz
Autocenzury pas.
Lecz jak w tym pasie śpiewać mam –
Tu nawias mnie dusi, paragraf tam,
Więc szybko krzyczę, podnosząc bunt:
O, taki chuj!

Co tydzień pilnie chodzę na mszę
I z gołych pośladków spowiadam się,
I bijąc się w piersi przyrzekam, że już
Nie padnie z mych ust.
Lecz nagle paniczny ogarnia mnie lęk,
że w Armii Zbawienia się znajdę wnet,
Więc czym prędzej powracam znów
Do gołych dup.

Na wszystkie grzechy odpust bym miał
I drogę otwartą do nieba bram,
Gdybym żarliwie co tydzień słał
Pełen miłości psalm.
Lecz „Tylko bez takich” – rzekł mój anioł stróż,
„Na miłość pobożną masz szlaban i już,
No, chyba że chodzi o liryczną pieśń
Na kurwy cześć”.

Mogę czasami zaśpiewać wam,
że z temperamentem żonę mam:
Pod pierwszym lepszym facetem raz-dwa
Lubi się nago kłaść
Lecz czy muszę tu jeszcze szaty drzeć
I prędko dodawać o niej, że
Wszystko co chodzi, prócz jeża i mnie,
Od razu rżnie?

Lubię dawnych sielanek czar,
Więc nucę o Laurze, Filonie i psach,
A szef kabaretu, gdy słyszy mój śpiew,
Niejedną roni łzę
Lecz „To piękna opowieść” – powiada mój szef,
„Lecz, proszę, coś w sielance tej zmień,
Niech będzie i Laura, lecz umów ją z nim
W burdelu mym”.

A gdy nadchodzi kolacji czas,
Lubię przez balkon zerkać na świat,
Na dobrych ludzi idących przez plac
I na wieczoru blask.
Lecz nie proście mnie nigdy o taką pieśń,
Jeśli nie chcecie usłyszeć, że
Lubię patrzeć, jak szlifuje bruk
Za fiutem fiut.

Niejedna z najcnotliwszych dusz
Marzy o chwili, gdy mój trup
Zamknie na wieki jadaczkę swą
Pośród piekielnych mąk.
Lecz niech raczy wielki Manitou,
Który nie zwała na wagę słów,
Do Jeruzalem przyjąć swej,
Gdy przyjdzie śmierć.

Pornołobuza i fonożula
Sprośności króla w parafii tej.

G. Brassens

Całujcie mnie wszyscy w dupę

Absztyfikanci Grubej Berty
I katowickie węglokopy,
I borysławskie naftowierty,
I lodzermensche, bycze chłopy.
Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajką wytwornych pind na kupę,
Rębajły, franty, zabijaki,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Izraelitcy doktorkowie,
Widnia, żydowskiej Mekki, flance,
Co w Bochni, Stryju i Krakowie
Szerzycie kulturalną francę !
Którzy chlipiecie z “Naje Fraje”
Swą intelektualną zupę,
Mądrale, oczytane faje,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item aryjskie rzeczoznawce,
Wypierdy germańskiego ducha
(Gdy swoją krew i waszą sprawdzę,
Werzcie mi, jedna będzie jucha),
Karne pętaki i szturmowcy,
Zuchy z Makabi czy z Owupe,
I rekordziści, i sportowcy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Socjały nudne i ponure,
Pedeki, neokatoliki,
Podskakiwacze pod kulturę,
Czciciele radia i fizyki,
Uczone małpy, ścisłowiedy,
Co oglądacie świat przez lupę
I wszystko wiecie: co, jak, kiedy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item ów belfer szkoły żeńskiej,
Co dużo chciałby, a nie może,
Item profesor Cy… wileński
(Pan wie już za co, profesorze !)

I ty za młodu nie dorżnięta
Megiero, co masz taki tupet,
Że szczujesz na mnie swe szczenięta;
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item Syjontki palestyńskie,
Haluce, co lejecie tkliwie
Starozakonne łzy kretyńskie,
Że “szumią jodły w Tel-Avivie”,
I wszechsłowiańscy marzyciele,
Zebrani w malowniczą trupę
Z byle mistycznym kpem na czele,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

I ty fortuny skurwysynu,
Gówniarzu uperfumowany,
Co splendor oraz spleen Londynu
Nosisz na gębie zakazanej,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item ględziarze i bajdury,
Ciągnący z nieba grubą rentę,
O, łapiduchy z Jasnej Góry,
Z Góry Kalwarii parchy święte,
I ty, księżuniu, co kutasa
Zawiązanego masz na supeł,
Żeby ci czasem nie pohasał,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

I wy, o których zapomniałem,
Lub pominąłem was przez litość,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość,
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skarzesz mnie na ciupę,
Iżem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę!…

J. Tuwim

A i ja się pod tym podpisuję  hehehe 

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...