Ballada o spódnicy, czyli co mnie inspiruje

Spread the love

Przyjechała dziś do mnie licealistka na wywiad i spytała, co jest dla mnie inspiracją do pisania. Odpowiedź prosta. Życie!

Na przykład dziś… Miałam sporo spraw do załatwienia i… radość z opanowania sytuacji i załatwienia tych spraw przyćmiły wydarzenia związane ze spódnicą. Pisałam już tu kiedyś, że spadam zawsze na cztery łapy. Teraz też wyszłam z całej spódniczej historii obronną ręką, ale to męczy. Jak to było? Otóż… pojeździłam dziś po urzędach, a po wszystkim umówiłam się z kumplem na kawę i pogaduchy. Umówiłam się w centrum handlowym Klif na Okopowej. Kumpel załatwiał coś nieopodal, ja miałam do kupienia rajstopy, więc Klif był odpowiednim miejscem do spotkania, bo oprócz sklepu z rajstopami są tam kawiarnie. Niestety wysiadając z samochodu rozerwałam spódnicę. Po prostu za gwałtownie wysiadałam. Do domu miałam za daleko, by się przebrać. W strzępach głupio byłoby mi siedzieć w kawiarni, a w płaszczu wiedziałam, że nie dam rady, bo się zgrzeję jak Andrzej Gołota na treningu. Dlatego zdecydowałam się, że kupię jakąś spódnicę i tyle. Weszłam do jednego ze sklepów, w którym było pusto i w miarę szybko wybrałam nową spódnicę, którą przymierzyłam i spytałam, czy mogę za nią zapłacić nie zdejmując z tyłka. Niestety nie było to możliwe, więc musiałam spódnicę zdjąć i… ustawić się w kolejce. A tak! Kolejka nagle pojawiła się znikąd i była wyjątkowo długa. Tłumek kobiet stroił się na sylwestra. Jak tu wystać w kolejce? Zwłaszcza, że w sklepie było gorąco? Zakładać na siebie z powrotem porwaną spódnicę? Czy może zostać w rajstopach, ale za to w płaszczu? Po chwili namysłu wybrałam to drugie. Zanim doszłam do kasy zdążyłam się oczywiście zgrzać, ale cóż… głupio byłoby stać w kolejce bez płaszcza za to w rajstopach i kusym sweterku. Może trzeba było zostać w porwanej spódnicy? Jak strach na wróble? Wreszcie przyszło do płacenia, a tu… kolejny ZONG, czyli niespodzianka. Nie mam karty płatniczej, a gotówki w portfelu za mało. Przetrząsnęłam całą torbę, ale karty ani śladu. Olśnienia doznałam po 5 minutach szukania, bo przypomniałam sobie, że wczoraj włożyłam kartę do górnej kieszeni kurteczki, która teraz jest… w pralce. Na szczęście uświadomiłam sobie, że mogę przelać błyskawicznie forsę z konta prywatnego na firmowe – oba swa tym samym banku, a co za tym idzie skorzystać z drugiej karty. Stałam przy kasie i przelewałam niczym Salomon z pustego w próżne, by zapłacić 60 złotych za spódnicę. Zadowolona, że się udało podałam kartę sprzedawczyni i… okazało się, że karta nie przechodzi, bo… jest podrapana. Terminal nie mógł jej odczytać. Musiałam iść do banku. W zapiętym szczelnie płaszczu i bez spódnicy, zgrzana pobiegłam do bankomatu. Tam znów wystałam się w kolejce, bo akurat w tym momencie wszyscy przyszli tu po kasę. Na końcu jednak pieniądze wypłaciłam, spódnicę kupiłam, na tyłek włożyłam, ale… bez spódnicy za to w płaszczu spędziłam prawie godzinę niemal oblewając się potem. I tyko tak retorycznie pytam… czemu zdarza się to mnie? Pytam retorycznie, bo już dawno temu przyjaciele stwierdzili, że odpowiedź jest prosta. Bym miała anegdoty do wkładania na karty swoich książek. Historia spódnicy tez pewnie trafi do jakiejś powieści. Aż się prosi, by wsadzić do jakiejś książki tę nagle pojawiająca się kolejkę do kasy, tę znikająca kartę, tę drugą kartę podrapaną, wreszcie tę kolejną pojawiającą się znikąd kolejkę do bankomatu… No i finał. Zapomniałam kupić rajstopy.
Każdy mój dzień, jest jak ta dzisiejsza ballada o spódnicy. Tylko rekwizyty się zmieniają. Najgłupsze jest jednak to, ze zawsze ilekroć wplatam do powieści autentyczne historie, to nikt w nie nie wierzy. A jak nazmyślam, to jest to dla czytelników niezwykle wiarygodne.
PS. Wikipedia usunęła notkę o Juracie Bognie Serafińskiej. Uznano jej dorobek za mało encyklopedyczny. No tak… nie ma to jak Frytka czy Gulczas. Aż dziw, że swoich biogramów nie mają jeszcze Jola Rutowicz czy Sławek Oborski. Tak… czytam Pudelka i te inne bzdury. To się nazywa zboczenie zawodowe. W końcu ze mną pisarką nie tylko w jednym domu, ale ciele i umyśle, mieszka jeszcze dziennikarka.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...