Sentyment do kwiaciareczek, czyli… bilet

Spread the love

„Światła wielkiego miasta” z Charlie Chaplinem, to mój ulubiony film w jego udziałem. Zarykuję się ze śmiechu, jak głupia, gdy bierze udział w walce bokserskiej. Ale i płaczę ze wzruszenia przepotwornie, gdy na końcu filmu kwiaciareczka poznaje go po dotyku dłoni. Chyba stąd jest mój sentyment do kwiaciarek. Wydaja mi się osobami życzliwymi i dobrymi. Obcują zresztą z czymś tak pięknym, jak kwiaty, że nie sposób podejrzewać je o jakąkolwiek niegodziwość.

Oto wracaliśmy z wieczoru promującego książkę mojej dobrej znajomej. Wieczór ważny, bo w Klubie księgarza. Książka ważna, bo to 20 wywiadów ze wspaniałymi ludźmi. Ponieważ o książce jeszcze napiszę, więc na razie na ten temat zamilknę. Wszystko skończyło się po 19-tej, kiedy nieczynne są kioski ruchu i większość sklepów, w których można kupić bilety komunikacji miejskiej. Po drodze, na Trakcie Królewskim, nie było żadnego biletomatu. Szliśmy spory kawał na piechotę aż przed księgarnią im. Bolesława Prusa na wprost Uniwersytetu Warszawskiego zdecydowaliśmy się wsiąść w autobus. Skąd jednak wziąć bilety? Gdy głośno zaczęłam się zastanawiać gdzie kupić z pomocą przyszła stojąca obok pani kwiaciareczka, która zaoferowała, że ma trzy bilety, bo dostała dzisiaj od córki i może się nimi podzielić. Zawahałam się, ale… uległam. Bolały mnie nogi i marzyłam o tym, by się położyć. Pani wyjęła więc dwa bilety i zaproponowała: jednorazowy za 4,40 i całodobowy za 15 złotych. Wybrałam jednorazowy. Wprawdzie najbardziej by mnie ucieszył dwudziestominutowy, bo dałby możliwość podjechania czymkolwiek do przodu i przesiadki, ale wzięłam co dawano. Miałam przez chwilę myśl, by jeszcze bardziej podziękować pani za jej życzliwość i kupić od niej bukiecik konwalii, ale coś mnie powstrzymało. Ulubiony przyznał potem, że też myślał o kupnie tych konwalii i też coś go powstrzymało. Prawda wyszła na jaw dość szybko. Zaraz bowiem podjechało 111, a w środku autobusu, po włożeniu biletu do kasownika okazało się, że jest nieważny. Przyjrzeliśmy mu się dokładnie. Był skasowany ponad miesiąc temu. Ani mnie ani Ulubionemu nie przyszło do głowy przyjrzeć się biletowi, gdy kupowaliśmy go od kwiaciareczki. Czy chciała nas oszukać? Czy może to przypadek? Na sto procent nie wiem, ale mam jakieś takie wrażenie, że jednak przypadek to nie był, a zamierzona i udana próba oszustwa. W końcu nie chce mi się wierzyć, by córka dała matce bilety skasowane miesiąc wcześniej. W którymś miejscu pani musiała nas okłamać.

Oczywiście w autobusie kupiliśmy brakujący bilet od kierowcy. Na szczęście miał na sprzedaż.  Nic więc wielkiego się nie stało poza niesmakiem, który mieliśmy spostrzegłszy, że kupiony od kwiaciareczki bilet jest nieważny od miesiąca.

Zastanawiam się, czy gdy nadejdzie okazja powiedzieć coś mojej kwiaciareczce? Czy przejść obok? Okazja trafi się dość szybko, bo kwiaciareczka stoi pod tą księgarnią dość często. W końcu jak każda, ma swoje ulubione miejsce.  A i ja często stamtąd odjeżdżam do domu. Dlatego na pewno się spotkamy. Jak znam siebie, nie powiem jej jednak nic. I nawet nie dlatego, że mała strata, choć przecież nie o wysokość straty tu chodzi, tylko o fakt. Ale przecież i ona świetnie go zna. Kwiaciareczki zawsze znają prawdę. 

PS Poniżej moja ulubiona kwiaciareczka. Główna przyczyna mojej naiwności.

https://www.youtube.com/watch?v=dAMrppsX75A

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...