Sąd o spotkanie autorskie

Spread the love

Była jesień, gdy dostałam pocztą zawiadomienie, że Sąd Okręgowy w Olsztynie IV Wydział Pracy i Ubezpieczeń Społecznych prowadzi sprawę z oskarżenia Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Olsztynie przeciwko Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Olsztynie o to, że ta rzekomo popełniła przestępstwo nie zapłaciwszy za mnie ubezpieczenia społecznego za spotkanie autorskie, które tamże miałam. Najpierw była to tylko informacja, więc się tym nie przejęłam. List był do mojej wiadomości. Wydało mi się to wszystko idiotyzmem, ale… czy mało to ich w naszym kraju? Tak więc przyjęłam informację do wiadomości i list schowałam. Potem… przyszedł drugi list z informacją, że Biblioteka się odwołała od decyzji sądu, który ku memu zdumieniu przyznał rację ZUS-owi. Potem przyszło pismo, że mam złożyć zeznania. Pismo przyszło w momencie najgorszym, bo na przełomie listopada i grudnia, kiedy wpadłam w wir nowych obowiązków, jakimi jest m.in. co jakiś czas wydawanie porannego programu „Dzień Dobry Warszawo”. Dlatego o liście zapomniałam. W ostatni piątek przyszedł nowy. Treści takiej:

„Sąd Okręgowy w Olsztynie IV Wydział Pracy i Ubezpieczeń Społecznych w sprawie z odwołania Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. E. Sukert-Biedrawiny w Olsztynie przeciwko Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych Oddział w Olsztynie o ustalenie niepodlegania obowiązkowym ubezpieczeniom społecznym, ponownie zwraca się z prośbą o zajęcie w terminie 14 dni stanowiska w sprawie odwołania Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Olsztynie od decyzji organu rentowego z dnia (…) stwierdzającej, że w okresie od dnia (…) do dnia (…) podlegała obowiązkowym ubezpieczeniom społecznym z tytułu wykonywania umowy zlecenia z dnia (…), przedmiotem której było przygotowanie i przeprowadzenie spotkania autorskiego z czytelnikami w Miejskiej bibliotece publicznej w Działdowie w dniu. (…) z użyciem własnych tekstów, w ramach projektu Dyskusyjne Kluby Książki realizowanego we współpracy z Instytutem Książki. W szczególności do wskazania: tematyki, zakresu i harmonogramu spotkania z dnia (…) z podaniem godzin i czasu jego trwania, jakie czynności podejmowała Pani w ramach przygotowania i przeprowadzenia wskazanego spotkania autorskiego; czy na tym spotkaniu przedstawiała Pani materiały dotyczące swojej twórczości czy innych autorów, a jeżeli tak – to jakich; czy w ramach zawartej umowy sporządzała pani własne teksty, wykazy, slajdy, recenzje, opinie itp., czy stworzone na potrzeby przedmiotowego spotkania autorskiego materiały miały charakter wykładu na konkretny temat, traktującego o jednym konkretnym zagadnieniu mającym na celu dokładne i szczegółowe przedstawienie określonej problematyki np. konkretnej książki; jaki charakter miał rezultat tego spotkania.

Jednocześnie sąd informuje, iż brak odpowiedzi może skutkować koniecznością osobistego stawiennictwa w Sądzie na rozprawie.

Przyznam, że diabli mnie wzięli. Nie lubię urzędniczej głupoty. A tu moim zdaniem własnie z czymś takim mam do czynienia. Siadłam więc i napisałam odpowiedź:

W nawiązaniu do pisma z 30 grudnia 2013 wyjaśniam co następuje.

Spotkanie w dn. 17 maja 2011 w bibliotece szkolnej w Działdowie odbyło się o g. 12:45. Tak wynika z moich zapisków w kalendarzu oraz faktu, że w tym dniu o g. 9:30 byłam na takim samym spotkaniu w Lidzbarku Welskim. Załączam druk zdjęć i z Działdowa i z Lidzbarka. Resztę mogą Państwo znaleźć na mojej stronie http://piekarska.com.pl w zakładce spotkania / było minęło, szukając odpowiedniej daty.

Każde spotkanie ze mną trwa ok. 2 godzin lekcyjnych i kończy się odpowiedziami na pytania. Ile trwała druga część, czyli ile odpowiadałam na pytania na tym konkretnym spotkaniu – nie pamiętam. Mam sporo spotkań autorskich i wszystkie zlewają mi się w jedno.

Każde spotkanie autorskie dotyczy moich własnych książek lub działalności dziennikarskiej. Jestem autorką sześciu publikacji książkowych i kilku tysięcy artykułów prasowych.  Moje książki to m.in. będąca w lekturze „Klasa pani Czajki”. Na spotkania przyjeżdżam z własnym laptopem i pokazuję prezentacje przygotowane przeze mnie, a dotyczące mojej twórczości pisarskiej. Opowiadam o swoich książkach i warsztacie pisarza oraz odpowiadam na pytania czytelników. Ewentualnie są to spotkania dotyczące twórczości dziennikarskiej, a wtedy opowiadam o swoich reportażach itd. Każde spotkanie na bieżąco dostosowuję do sytuacji na sali oraz atmosfery, jaka towarzyszy spotkaniu.

Podczas spotkań pisarskich zaczynam z reguły od ogólnej prezentacji pokazującej mój dorobek. Potem mam prezentacje dotyczące poszczególnych publikacji. Na tym spotkaniu na pewno prezentowałam fragmenty powieści „LO-teria”, czyli drugiej części „Klasy pani Czajki”, a także prezentacje dotyczącą tej książki, gdyż było to spotkanie w ramach organizowanej mi przez agentkę czegoś w rodzaju tzw. trasy promocyjnej książki, która do rąk czytelników trafiła na przełomie sierpnia i września roku 2010.

Prezentację mam przygotowane dawno. Każdą przygotowuję po ukazaniu się kolejnej książki i przygotowywana jest ona zawczasu z myślą o ewentualnych spotkaniach autorskich. (Prezentacja dotycząca „LO-terii” powstała więc w wakacje 2010 roku.) Bym, gdy nadejdzie czas – nie musiała specjalnie się przygotowywać. Co jakiś czas, coś w tych prezentacjach zmieniam i uzupełniam je o nowe dane. Np. kolejne wydania, dodruki, zmiany szat graficznych itd. Ewentualnie opowiadam o listach od czytelników.

Pragnę zauważyć, że w tym samym dniu (o czym zresztą wspomniałam) miałam spotkanie autorskie w Bibliotece w Lidzbarku Welskim. Z tego co mi wiadomo ta biblioteka nie została pozwana o niezapłacony ZUS z tytułu prowadzenia przeze mnie tamże spotkania. Oba spotkania w swoim przebiegu były takie same (proszę spojrzeć na zdjęcia). Kto powinien ten ZUS zapłacić? Tylko jedna biblioteka? Czemu akurat ta? Dlaczego w ogóle? To tylko niektóre z dręczących mnie pytań. Cała bowiem sprawa budzi moje spore wątpliwości. Jak wspomniałam – z zawodu jestem nie tylko pisarką, ale i dziennikarką. To jest sprawa dla reportera. Być może należy zastanowić się czemu ZUS jednych pozywa, a drugich nie. Czy jeśli za moment pozwie Lidzbark, to nie okaże się, że domaga się podwójnego odprowadzenia składek. W końcu składki płaci się za cały dzień pracy. W tym dniu wykonałam pracę dla dwóch bibliotek.

Jest jeszcze jedna sprawa. W tym roku, po wielu staraniach, uzyskałam stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na dokończenie książek. Stypendium będę pobierała przez pół roku co miesiąc. Tak, jak inni pensje. Od stypendium nie jest odprowadzany ZUS, a tylko podatek dochodowy. Ciekawi mnie, czy ZUS pozwie również Ministerstwo, że od wypłacanego mi co miesiąc przez pół roku stypendium nie jest owo ubezpieczenie odprowadzane? Jeśli nie, to bardzo mnie interesuje czemu moment, kiedy mówię o swoje twórczości przez dwie godziny ma być obciążony obowiązkowym ZUS-em, a czas, kiedy przez pół roku ślęczę nad książkami – nie?

Sprawę w sądzie założoną przez ZUS tej Bibliotece uważam za próbę odebrania jej czytelnikom możliwości kontaktu z twórcami, a co za tym idzie z kulturą.

I na koniec: wszystkie spotkania odbywają się w ramach tzw. „umów o dzieło”. Być może tym razem (przyznaję, że nie zwróciłam na to uwagi) zawarta została „umowa zlecenie”. Być może tu tkwi błąd. A być może powinno być dopisane, że „umowa zlecenie” dotyczyła pracy wykonywanej przez dwie godziny. Czy przy ubezpieczeniu społecznym jest stawka dzienna czy godzinowa? To powinien już rozstrzygnąć sąd. Mam nadzieję, że na korzyść biblioteki i polskiej kultury.

Sprawę pozostawiam już bez komentarza, bo wszystko napisałam w sądowym wyjaśnieniu. Nie będę więc analizowała nawet pytania vel sugestii, czy na spotkaniu autorskim prezentuje swoją twórczość czy cudzą, bo co to za spotkanie autorskie o książkach np. Adama Mickiewicza z kimś innym niż Adam Mickiewicz? Dlatego pomijając wszystko najmocniej zastanawia mnie jedno. Dlaczego takimi sprawami zajmują się sądy i to za nasze podatniczce pieniądze?! I tak już na marginesie: Za spotkanie dostałam wynagrodzenie w kwocie 700 złotych brutto (wraz z kosztami podróży). Z poprzednich pism sądowych wynika, że ZUS domaga się od biblioteki drugich 700 złotych tytułem tego ubezpieczenia społecznego.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...