„Żyć czy umierać, czyli ile kosztuje śmierć”. Taki tytuł nosił kiedyś mój telewizyjny reportaż. Zaczęło się niewinnie od opowieści kolegi o opłatach, których musiała dokonać jego przyjaciółka, gdy chowała ojca. Mój ojciec też już nie żył i dobrze pamiętałam te bzdurne opłaty, więc… nakręciłam, co nakręciłam. Po emisji dostałam sporo listów, a autorką jednego z nich była… matka Eksia, czyli babcia mojego syna. Nie zauważyła, że to ja zrobiłam ten reportaż. Bardzo go przeżyła.
Pochowałam ją w grudniu 2010 roku. Nie było wesoło, co tu zresztą opisałam. Teraz… chowam jej syna. Eksio odszedł sobie w niedzielę na tamten świat zostawiając swojego jedynego syna już tylko ze mną. Nie chcę pisać o emocjach, Eksiu, śmierci itd., bo to zbyt prywatne. Napiszę o urzędach.
Eksio od prawie roku już nie pracował, więc…. nie należy mu się zasiłek pogrzebowy. Synowi też nie przysługuje, bo się uczy. Mnie nie przysługuje, bo też nie mam ZUS. I tak… trzeba wybulić na pogrzeb z własnej kieszeni. Koszty… straszne! Schodzimy z czego możemy, ale i tak jest „wesoło”. I to nie tylko z powodu formalności pogrzebowych i pieniędzy.
Po pierwsze Eksio zmarł nagle i to w domu kolegi, więc ciało zabezpieczyła prokuratura itd. Pewnie długo będą badać skąd się wzięła niewydolność krążeniowo-oddechowa u 43-letniego faceta. Eksio przed śmiercią sprzedał mieszkanie i miał się z niego wyprowadzić do nowego, mniejszego, które kupił. Do opuszczenia starego został mu tydzień. Nie spakował się. Pakować musimy go my, ale… jak skoro nie mamy kluczy, bo zabezpieczyć je prokuratura? Po wielu perypetiach udaje mi się je uzyskać dwa dni po śmierci. To daje dwa dni opóźnienia w wyprowadzce jego rzeczy. A w mieszkaniu jest taki bałagan, że opadają mi ręce. Niby byłam u niego na 2 dni przed śmiercią i widziałam ten „Sajgon”, ale i tak mnie to wszystko szokuje.
Oprócz tego po raz drugi, załatwiając pogrzeb, w zarządzie cmentarza Bródnowskiego odpowiadam na szereg bzdurnych pytań. Eksio ma leżeć z mamą, a mamę pochowaliśmy półtora roku temu. Wtedy wzięli od nas szereg pism i oświadczeń dotyczących właścicielki grobu, czyli trzyletniej siostrzyczki mamy Eksia. Eksio nawet pisał pismo, że trzylatka zmarła bezdzietnie. Teraz jest to samo. Podobnych pism żądają od syna. Najpierw ma napisać, że zgadza się pochować tatę w grobie z babcią. Potem po raz kolejny przepytują z rodzeństwa babci. Ja już nic nie pamiętam. Coś mi się telepie po głowie. Zmuszam kancelarię cmentarza do zajrzenia do teczki grobu i poczytania sobie poprzednich oświadczeń. Grobu pogłębić się nie da, bo ostatni pogrzeb półtora roku temu i jest pełne wypełnienie, więc… zgodę na dochowanie wydają, ale Eksio m być spopielony. Załatwianie tylko tego to 2 godziny wyjęte z życiorysu.
Teraz sam pogrzeb. Wybieramy najtańszą urnę, rezygnujemy z napisu na niej. Rezygnujemy z ogłoszeń w prasie, drukowanych klepsydr, drewnianego kryza, bo co tam na grobie jest. Rezygnujemy z mszy żałobnej! Tylko znajomy ksiądz odprowadzi do grobu. Ma za to wziąć 150 złotych, bo msza to minimum 500! Do tego dochodzi sprawa kremacji. Krematorium na Wólce obciążone Najszybciej będzie w prywatnym krematorium w Wyszkowie. Tam jedzie Eksio. Pakujemy mu do trumny: misia, zdjęcie mamy, zdjęcie okładki ulubionej kapeli i… paszport Polsatu. Zawsze go śmieszył. Może z tym paszportem trafi w lepsze miejsce. Na razie podliczono, że ta przyjemność będzie kosztowała ponad 5 tysięcy. Muszę skombinować do środy. Może się uda. Inaczej postawie urnę z Eksiem w domu na stole.
Ale na tym nie koniec. chce wyciągnąć coś dla syna z ZUS. Może jakąś rentę po ojcu? W końcu zgodnie z prawem do 25 roku życia każdemu kto się uczy należą się pieniądze po zmarłym rodzicu. Oczywiście pod warunkiem, ze ów rodzic kiedyś ZUS płacił. Eksio kiedyś płacił. Dzwonię na infolinię, by sprawdzili mi. Nie mogą. Jest ochrona danych osobowych i musi Eksio sam zadzwonić.
– A skąd państwo będą wiedzieli, że to on? – pytam.
– Liczymy na uczciwość – pada odpowiedź.
Prawdę mówiąc mogę poprosić syna, by udał, że jest Eksiem i zadzwonił, ale już mi się nie chce go szarpać. Jedziemy do ZUS. Tam nie chcą nam nic powiedzieć. Mam przywieźć świadectwa pracy, zaświadczenie ze szkoły syna, że się uczy i wypełnić wniosek. Eksio miał w domu taki burdel, że wysypisko śmieci to przy tym „mały pikuś”. Ale dwa dni sprzątania zrobiły swoje. Spod ziemi wyciągam papiery – umowy zlecenia, umowy o prace itd. Jedziemy następnego dnia. Dostajemy jeszcze do wypełnienia formularz, na którym mamy wypisać przebieg jego pracy. Z brudnych i poplamionych dokumentów piszę na 4 stronach marny życiorys zawodowy Eksia.
Jeszcze sprawa różnych świstków. Potrzebny jest m.in. dokument potwierdzający jego PESEL. Po co? Skoro te informacje są w przeciętym dowodzie osobistym? Już nie chcę wnikać. Załatwiam i to. Bez szemrania.
Polska biurokracja podobno nie jest najgorsza na świecie, ale zawsze w ekstremalnych sytuacjach mnie rozwala. I nie chce mi się już pisać o gazowni, elektrowni itd., z którymi trzeba w mieniu zmarłego rozwiązać umowę, bo to koszmar!!! Naprawdę nie warto umierać. Tylko czy żyć się opłaca? Oto jest pytanie!