Celebryta, czyli cielę bryka

Spread the love

Na dniach w Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich będzie świąteczny opłatek, a w międzyczasie my – Członkowie Zarządu Oddziału Warszawskiego, będziemy rozwozić paczki dla najstarszych pisarzy. Często takich, którzy są chorzy i nie są już w stanie przyjść do nas na wigilijne spotkanie. Wielu z nich przymiera głodem. Mają za małe emerytury, a książek wydanych przed laty nikt dziś już nie chce wznawiać. Najgorzej mają się poeci i tłumacze poezji. Dla nich paczka z kawą, słodyczami, mandarynkami to kropla w morzu potrzeb. Coś na otarcie łez, ale cóż… Stowarzyszenie utrzymujące się ze składek. Daje więc tyle, ile może, tym którym może, a przede wszystkim tym, o których wie, że potrzebują. Niektórzy ludzie wstydzą się biedy. O pomoc proszą, gdy już nie mają wyjścia. Niedawno zmarła poetka i tłumaczka Ewa Tomaszewska, która po zwolnieniu z pracy z Państwowej Akademii Nauk zachorowała. Zmarła w wieku niespełna 60 lat. W ubiegłym tygodniu odbył się jej pogrzeb. Pół roku przed śmiercią na jednym z literackich forów opublikowano jej dwa listy napisane do jednego z kolegów.

List pierwszy:
„Andrzeju kochany, mam do Ciebie gorącą prośbę. Jestem bez pracy… oczywiście piszę – właśnie wydałam nową książkę („Jedwabna Nić”, poezja chińska), z czego nie ma żadnych pieniędzy, nawet nie stać mnie teraz, żeby kupić jakieś egzemplarze na prezenty… Zostałam zwolniona z Instytutu przez młodych wybitnych po 17 latach pracy! Od dwóch lat staram się o wcześniejszą emeryturę dla twórców i jest to droga przez mękę. Po paru sprawach sądowych, uporządkowaniu okresów składkowych, okazało się, że brakuje mi lat przepracowanych w szczególnych warunkach, tzn. będąc twórcą od 1981 r. jednocześnie pracowałam na pełnym etacie. Mam nadzieję, że jesteś zdrowy i PAN ukazuje Ci pogodne Oblicze? Serdeczne uściski!!! Ewa Tomaszewska”

List drugi:
„Kochany Andrzeju, nawet nie pokazałam Twojego pisma, za które jeszcze raz z głębi serca Ci dziękuję, za Twoją chęć pomocy, nigdy Ci tego nie zapomnę! Niestety, nikogo to nie interesuje, że pracowałam na pełnym etacie i pisałam książki, wydałam ich już 18  (!)… według ZUS-u nie była to praca w szczególnych warunkach… pisanie po nocach. Gdybym była zatrudniona na trzech etatach i udowodniłabym 7 wolontariatów, nic to nie pomoże. Czy mógłbyś mi jakoś pomóc? Co o tym sądzisz? Psa z kulawą nogą to nie będzie obchodziło! EMERYTURY dla twórców ani żadnej innej teraz nie dostanę… dopiero za pięć lat, a po reformie pewnie po siedmiu! O! Nikogo nie obchodzi, że nie mam pracy, a w maju – czerwcu nie będę nawet miała na rachunki… może się zatrudnię do sprzątania supermarketu, po wydaniu 18 książek!!! Nikomu też już nie doradzę, żeby pracował ku chwale ojczyzny, bo to jest jakiś PIC! … i tyle! Jednak Tobie jestem bardzo wdzięczna, jeśli kiedykolwiek cokolwiek jeszcze napiszę to z pewnością nie z myślą o ojczyźnie, ale z myślą o takich ludziach jak TY! Szczęść Boże… i ucałowania! Ewa”

Co to za czasy, kiedy twórca z takim dorobkiem zdycha z głodu? Jedna z koleżanek ze Stowarzyszenia Pisarzy Polskich napisała po jej śmierci: „Strasznie mi przykro. Po zwolnieniu z PAN-u, nie miała z czego żyć. Nigdy poważnie nie chorowała, dopiero po wyrzuceniu z pracy zaczęła nagle chorować (stres swoje zrobił). Nie doczekała się wcześniejszej emerytury, trafiła do szpitala, gdzie uratowano jej życie, jak widać nie na długo. Podczas naszej ostatniej rozmowy mówiła, że gdy zbierze siły, wyjedzie do Skandynawii – koleżanka znalazła jej tam pracę, zrezygnowałyśmy więc z pisania podania o zapomogę. A teraz na wszystko za późno. Mam wyrzuty sumienia – za mało wiemy o sytuacji bytowej naszych członków.”

Za to ileż my wszyscy wiemy o… celebrytach? Odbyłam ostatnio szereg spotkań autorskich w różnych częściach Polski. Przygód moc, emocji wiele, ale też jeden smutny wniosek. Masowa produkcja celebrytów i ich lansowanie w tzw. „mainstreamowych mediach”, czyli głównych środkach masowego przekazu robią ludziom wodę z mózgu. Otóż na co drugim spotkaniu, gdy zadawano mi pytania dotyczące pracy dziennikarskiej, zawsze powtarzało się jedno pytanie:

– Z kim znanym robiła pani wywiad.

A ja niezmiennie odpowiadałam pytaniem:

– Co to znaczy znany? Bo chcę tylko wam uświadomić, że na świecie jest siedem miliardów ludzi, z czego ponad połowa nie słyszała o Jezusie.

Za każdym razem wtedy zapadała cisza. Mówiłam młodym ludziom, że pojęcie „znany” czy „sławny” jest pojęciem względnym. Ja na portalu „blog.pl” jestem w rubryce „znani blogują”, a czy tak naprawdę ktoś mnie zna? Zawsze w takich sytuacjach podaję też czytelnikom przykład ze świata telewizyjnego i pytam:

– Czy wiecie, kto to jest Ewa Drzyzga?

Wszyscy wiedzą i dumnie podnoszą ręce do góry na znak, że to imię i nazwisko nie jest im obce. Wiedzą nawet, że jej talk show „Rozmowy w toku” jest na antenie TVN od 13 lat. Jednak gdy pytam, czy mówi im coś imię i nazwisko Irena Dziedzic odpowiada mi milczenie. Uświadamiam im więc, że to była kobieta, która prowadziła pierwszy w historii telewizji polskiej talk show, który nazywał się Tele Echo i robiła to przez mniej więcej ćwierć wieku! A więc prawie dwa razy dłużej niż Ewa Drzyzga! A dziś niewielu ludziom cokolwiek mówi jej nazwisko. Dlatego pytam ponownie. Kto to ich zdaniem jest „znany” vel „sławny” człowiek? Oczywiście wtedy pada słowo „celebryta” i podawany jest przykład… Natalii Siwiec. Nic do kobiety nie mam. Może sympatyczna? Może i nie głupia? Ale z nią nie przeprowadzałam wywiadu, bo nie wiem o co mogłabym ją pytać. To, co mnie interesuje, raczej nie jest jej domeną i nie wydaje mi się, by miała na ten temat wiedzę. Tak wnioskuję z informacji, które czytam na jej temat. A i sytuacje w jakich się pojawia wcale mi na to nie wskazują, byśmy znalazły wspólny temat. Mnie na przykład kompletnie nie interesuje piłka nożna i nie dałabym złamanego grosza za bilet na żaden mecz, a to w końcu kobieta, która bywaniem a takich miejscach zaistniała w mediach.

Jakiś czas temu w trakcie takiej rozmowy „poleciałam po bandzie”, bo spytałam, czy skoro są tacy dobrzy z celebrytów to potrafią mi wymienić jakiegoś polskiego astronoma, a kilku światowej sławy mamy (Aleksander Wolszczan czy niedawno zmarły Konrad Rudnicki, którego miałam przyjemność znać osobiście). Astronomów nie znali. Lekarzy? Nawet Zbigniewa Religi już nie byli w stanie wymienić, bo od jego śmierci minęły 4 lata.

Ostatnio w czasie takiej rozmowy z czytelnikami spytałam, czy zdają sobie sprawę z tego, ilu ludzi było na świecie przed nami? Ilu będzie po nas? Czy potrafią mi wymienić choć jedną znaną osobę ze średniowiecza? Z renesansu? Z baroku? Nic? No to może chociaż jedną, która chodziła po ziemi sto lat temu? Przede mną siedziało 60-ciu gimnazjalistów. Mówię do nich:

– Mamy rok 1913. Podajcie jedno znane wtedy nazwisko.

Nie padło żadne. Nawet Henryka Sienkiewicza, który przecież w 1905 dostał nagrodę Nobla za całokształt twórczości.

Wiem, że już pisałam o tym: „co to znaczy znany” i o tym, że pewne rzeczy „czas zweryfikuje”, ale na razie przychodzą na świat nowe pokolenia, którym w głowach cielę bryka na dźwięk słowa „celebryta”. A wszystko to wina nas samych, którzy na piedestale stawiamy ludzi znanych z tego, że są znani. Mało tego! Często godzimy się na to, by wielkie firmy pakowały w nich wielkie pieniądze. A jednocześnie przymykamy oczy na to, kiedy ci, którzy naprawdę są coś warci i pracują dla dobra kraju, polskiej kultury itd. zdychają z głodu.

PS Ostatnio, jakby na potwierdzenie moich słów, w jednej z gazet przeczytałam tytuł: „Gwiazdy mają wszystko za darmo”. To o pewnej popularnej aktorce. I pomyśleć, że inna (wcale nie gorsza) niedawno zmarła w biedzie i zapomnieniu w Skolimowie. A kiedyś wzdychała do niej niemal cała Polska. 

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...