„Karolciu, chodzi o to, żebyś sobie niczego nie żałowała. Mało ci pensji. Bierz z szafy!” – Pisał mój pradziadek do prababci w listach, na podstawie których z Ulubionym i reżyserką Małgosią Szyszką zrobiliśmy monodram „Listy do Skręcipitki” (najbliższy spektakl – 21 września.). Z powyższego cytatu wynika, że forsy pradziadek w banku nie trzymał. Dziś… banków od groma, ale nadal są ludzie, którzy trzymają pieniądze w szafie. Ostatnio dla Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego robiłam krótki reportaż o okradaniu metodą na administratora. Oto do mieszkania przychodzili ludzie podający się za pracowników administracji. Jeden zagadywał właściciela mieszkania, a w tym czasie drugi plądrował szafy i… znajdował niemałe sumy pieniędzy. Tylko w jednym mieszkaniu 60 tysięcy złotych. O ile jednak mój pradziadek trzymający w szafie pieniądze nie wydawał mi się idiotą, o tyle mnie współcześni bankierzy bieliźniani już tak. Tyle banków, takie możliwości a oni forsa do szafy i teraz… szukaj wiatru w polu. Ale wczoraj zaczęłam się zastanawiać, czy trzymanie forsy w szafie nie ma jednak w pewnych przypadkach sensu. Dlaczego? Ano cofnę się teraz dwa tygodnie wstecz, kiedy to zgubiłam kartę bankomatową do konta w inteligo. Wyrobienie nowej trwało dziesięć dni. Przez ten czas z konta opłacałam rachunki, bo to mogłam robić. Jak chciałam skorzystać z gotówki, przesyłałam synowi na jego konto (ma w tym samym banku), a on biegał dla mnie do bankomatu i wypłacał. Kilka razy prosiłam o podobną przysługę koleżanki i kolegów w redakcji. Nadszedł wreszcie upragniony dzień i pocztą przyszła nowa karta płatnicza. Akurat był piątek. Nie było mnie jednak w domu. Gdy pod wieczór przyjechałam i chciałam ją aktywować przez Internet, okazało się, że serwis www jest w konserwacji. Zadzwoniłam do konsultanta, by zrobił to przez telefon. Okazało się jednak, że do poniedziałku jest to niemożliwe. Spytałam, czy mogę pieniądze wypłacić na dowód w jakimś oddziale PKO BP, w końcu Inteligo podlega pod PKO. Okazało się jednak, że skoro serwis www nie działa to i takiej możliwości na razie nie ma. Na pytanie jak mam dotrzeć do własnych pieniędzy skoro nie mogę ich ani przelać ani wypłacić usłyszałam, że… mogę je wypłacić kartą z bankomatu!
– No wszystko fajnie, ale kartę mam nieaktywną. Jak mam ją aktywować?
– To będzie możliwe w poniedziałek – odparła pani na infolinii.
– A teraz? Co mam zrobić? Nie mam gotówki, a teraz dostępu do własnych pieniędzy! Nawet nie mogę ich przelać synowi na konto w tym samym banku, by mi je wypłacił z bankomatu.
– Niech pani od kogoś pożyczy… – Zaproponowała konsultantka, a ja pomyślałam, że pierwszy raz słyszę od obsługi banku, bym pożyczała forsę od znajomych. Na szczęście z Ulubionym mieliśmy jeszcze resztkę kasy na naszym koncie małżeńskim. I tak w sobotę zrobiliśmy zakupy, a w niedzielę poświętowaliśmy rocznicę ślubu w Ogrodzie Botanicznym – forsa się skończyła. Następny wpływ będzie miał Ulubiony. We wtorek. Na szczęście jest jeszcze forsa na moim koncie inteligo, które ma być dostępne już w poniedziałek, a ten nadchodzi… Wreszcie nadszedł. Na 11-tą byłam umówiona u fryzjera, z czym zwlekałam od miesiąca, ale to, co działo się na głowie wołało o pomstę do nieba, a przecież w poniedziałek wieczorem był wernisaż prac Kasi Betlińskiej. Wśród portretów pisarzy był i mój, więc chciałam jakoś wyglądać. Do fryzjera trzeba więc jechać. Za wizytę miałam zapłacić pieniędzmi z konta inteligo. Nie chciałam odwoływać wizyty. Przecież strona www zaraz ruszy. Jednak rano jeszcze nie mogłam aktywować karty. System się wieszał. Uprzejma pani na infolinii powiedziała, że informatycy cały czas nad tym pracują i aktywacja będzie możliwa po 12-tej. Wtedy system będzie na pewno stabilny. Siadłam więc w samochód, w którym na dodatek kończyła się benzyna. Fryzjerce powiedziałam, że podjadę potem do bankomatu i jej zapłacę. O 13:30 wstałam z fotela i pojechałam pod bankomat. Zadzwoniłam do banku, by aktywować kartę przez serwis www. Niestety…. Najpierw nie mogłam się dodzwonić, potem nie chciało mnie zalogować i przełączyło do konsultanta, który przez 40 minut nie zgłaszał się. Gdy wreszcie się zgłosił, przez dobre 20 minut próbował aktywować mi kartę. Bezskutecznie. Tymczasem fryzjerka czekała na forsę, która choć wirtualnie na koncie była, to jednak wyjąć jej nie mogłam. Spytałam konsultanta, czy mogę wypłacić w banku na dowód. Okazało się, że dziś, gdy system jest niestabilny, nie jest to możliwe. Mogę wypłacić pieniądze w… bankomacie.
– Jak? – spytałam starając się nie krzyczeć. – Przecież nie mam aktywnej karty? Przecież mówili państwo, że będzie to możliwe w poniedziałek… Przecież po to dzwonię, by państwo mi ją aktywowali!
– Proszę spróbować aktywować kartę przez serwis www.
Wszystko pięknie, ale… jestem na Bielanach, bo tu pracuje moja zaprzyjaźniona fryzjerka, do której spod bankomatu zadzwoniłam i powiedziałam, że pracuję nad wydobyciem pieniędzy ze ściany, czyli aktywowaniem karty. Niestety nie wzięłam z sobą z domu laptopa, a łączenie z serwisem www przez komórkę nie należy do najwygodniejszych. Postanowiłam podjechać do najbliższego oddziału PKO BP z pytaniem, czy nie mają terminala, na którym można skorzystać z konta inteligo przez www. Niestety okazało się, ze nie mają. Dom na drugim końcu miasta, a w samochodzie, jakby tego wszystkiego było mało, przecież pali się kontrolka benzyny! Miałam zatankować wracając od fryzjera. W kieszeni mam złoty czterdzieści dziewięć gotówki, więc nawet nie jest to jeden litr benzyny! Nawet to nie jest na kawę! Siadłam zrezygnowana w samochodzie i zadzwoniłam do Ulubionego. Miał jechać na jakiś casting. Złapałam go w domu dosłownie w ostatniej chwili. Obiecał aktywować mi kartę przez Internet. Szczęśliwie udało mu się zalogować na moje konto, ale… szybko okazało się, że system twierdzi, że nie mam żadnej karty płatniczej! To, z czym w garści siedzę w samochodzie? No z czym??? Znów zadzwoniłam na infolinię. Po godzinie czekania na połączenie z konsultantem zostałam rozłączona. Zbliżała się 14:30. W akcie desperacji zadzwoniłam do przyjaciółki. Mieszka na Bielanach. Akurat była w domu, bo szła do pracy na drugą zmianę. Wpadłam do niej jak burza i zaczęłam okupację jej komputera. Zalogowałam się na konto, by stwierdzić naocznie, że system nie widzi, bym miała jakąkolwiek kartę. Znów zadzwoniłam na infolinię. Tym razem system w serwisie telefonicznym zalogował mnie, a nawet zobaczył kartę i łaskawie zgodził się na aktywację. Niestety gdy tylko podałam wszystkie dane, usłyszałam, że… „operacja nie może być zrealizowana. Łączę z konsultantem inteligo.” A więc znów mam kartę, której nie mogę użyć w bankomacie. W ciągu 40 minut oczekiwania na kolejne tego dnia połączenie z kolejnym konsultantem udało mi się cztery razy zobaczyć na stronie www swoją kartę. Niestety każda próba aktywacji jej przez stronę kończyła się niepowodzeniem. Karta znikała, by po jakimś czasie znów się pojawić. Gdy wreszcie w słuchawce usłyszałam miły głos jakiegoś pana, któremu zdenerwowana opowiedziałam o swoim problemie, (zaznaczając, że gdyby fryzjerka nie była znajoma osobą, być może zawiadamiałabym własnie policję, że klient uciekł i nie zapłacił) dowiedziałam się, że nie wiadomo kiedy to wszystko będzie działać poprawnie. Spodziewają się naprawy w każdej chwili, ale system jest przeciążony, bo wszyscy nagle wleźli na swoje konta logować się. Dlatego pan poradził mi przelać pieniądze na inne konto w banku PKO BP lub Inteligo.
– Niech właściciel tego konta pani wypłaci – powiedział, co było już szczytem absurdu! Pokazywało bowiem, że karta na którą czekałam 10 dni okazała się nadal nieprzydatna. Na szczęście przyjaciółka, u której byłam miała konto w PKO BP. B y wypłaciła mi moje własne pieniądze, które ja przelałam na jej konto, musiałam wyciągnąć ją spod prysznica i z mokrą głową zawieźć do bankomatu. Fryzjerce oddałam kasę dopiero przed 16-tą! Do domu wróciłam po 16:30, bo musiałam przecież jeszcze zatankować. Wszystkie ambitne plany odwiedzenia kilku miejsc i załatwienia kilku ważnych spraw wzięły w łeb. A na wieczorny wernisaż portretów warszawskich pisarzy przyjechałam tak zmęczona, że gdy tylko zakończyła się część oficjalna, wypiłam szklankę soku i… wraz z Ulubionym uciekłam do domu, myśląc, że gdybym miała forsę w szafie, jak pradziadek…
A na zdjęciu ja z autorką prac Katarzyną Betlińską pod moim portretem jej autorstwa…