Ponieważ mój numer telefonu komórkowego jest dostępny na mojej stronie, więc dawno temu postanowiłam skorzystać z oferowanej przez operatora sieci komórkowej usługi blokowania połączeń od numerów zastrzeżonych. To bardzo ułatwia życie. Nie dzwonią wariaci, prześladowcy itd. No i co najważniejsze o ileż mniej mam telefonów z ofertami kredytów, spotkań w celu poinformowania mnie, w czym mam ulokować miliony, którymi na pewno wypchany jest, jeśli nie mój materac to przynajmniej, co druga skarpetka. Niestety wielu pracowników różnych „call center” przerzuciło się na telefon stacjonarny. Ponieważ 99% odbieranych przeze mnie telefonów na stacjonarny to różne propozycje nie do odrzucenia, więc doszło do paranoicznej sytuacji, kiedy służy nam on tylko do tego, by zadzwonić z niego do teściów na Ukrainę. W inne miejsca dzwonimy z komórek. Kiedy oglądamy filmy, czytamy coś itd. w ogóle nie odbieramy stacjonarnego telefonu. Niestety kiedy siedzę w gabinecie i piszę, niemal machinalnie podnoszę słuchawkę stojącego obok faxu i wtedy… zaczyna się. Od miesiąca czuję się prześladowana przez firmę Orange i jej call center. Jak to? Ano tak…
Od kilku lat mam wykupioną (najpierw w TPSA teraz w Orange) usługę „Neostrada”. Dwa lata temu przedłużałam ją i termin umowy kończy się 31 marca br. Od mniej więcej połowy lutego br odbieram od Orange telefony z propozycją przedłużenia umowy. Telefony odbieram średnio co drugi dzień. Wszystkie zaczynają się oczywiście od informacji, że rozmowa będzie nagrywana. Zaraz potem pracownik jak z karabinu maszynowego strzela do mnie słowami, z których wynika, że przygotowana dla mnie oferta jest super. Co się okazuje? W sposób nachalny proponowana jest mi zmiana prędkości na większą, a w zamian za to pendrivy serce lub rozum. Łaskawie mogę sobie wybrać. Przyznam, że serca dla Orange od dawna nie mam, a rozum to im chyba odebrało! Ileż razy mam mówić, że nie chcę rozmawiać, że jestem zajęta, że jak będę chciała przedłużyć umowę to zrobię to sama?! Zadzwonię wtedy, kiedy będę miała czas, będę mogła się skupić na ofercie itd. Tymczasem firma Orange na moje odpowiedzi była przez prawie półtora miesiąca głucha. Z uporem godnym moim zdaniem lepszej sprawy dzwonili co drugi dzień. Dopiero piętnasta czy szesnasta osoba, która zadzwoniła z tą niezwykle ważną informacją, powiedziała mi, że nie wie do kogo dzwoni, bo mój numer wybiera automat, który dzwoni do wszystkich, którym umowy się kończą. Nie można nigdzie zaznaczyć, że ja nie chcę tych telefonów. Automat będzie dzwonił dopóki umowy nie przedłużę! Nie ma podobno możliwości zaznaczenia, że Pani Małgorzata Karolina Piekarska takich telefonów sobie nie życzy. Nie można nigdzie zaznaczyć, że wystarczy jej przypomnieć raz i ona sobie sama umowę przedłuży, kiedy będzie miała wolną chwilę. Kiedy po raz pierwszy odebrałam telefon jeszcze jakoś rozmawiałam, wysłuchiwałam itd. Po prostu miałam cierpliwość. Umowy nie przedłużyłam, bo okazało się, że pracownik na siłę chciał mi wcisnąć wyższą prędkość niż mam, umówić z monterem i kazał przygotować pieniądze na jakiś modem, którego wzięcie jest moim obowiązkiem, jeśli wybieram tę ofertę. Nie lubię słowa obowiązek! Mam swój modem i nie chcę mieć obowiązku brania nowego. Zwłaszcza, że kilka ich modemów – nowych i nigdy nie używanych – leży u mnie w szufladzie! Druga rozmowa była krótka, bo powiedziałam, że nie mam czasu. Podobnie trzecia, czwarta i piąta. Szósta doprowadziła mnie do furii, bo zadzwoniono, kiedy coś tam mi się paliło kuchni, czekałam na ważny telefon itd. Podobnie było z rozmowami siódmą i ósmą. Kiedy podczas kolejnej powiedziałam „cholera”, a może i nawet niestety „kurwa mać”, usłyszałam złowrogo wypowiedzianą informację „ja tylko przypominam, że rozmowa jest nagrywana”. Ja bardzo się cieszę, że firma Orange nagrywa to, jak jej pracownicy mnie gnębią i na siłę wciskają mi rzeczy, których nie chcę!!! Rozumiem, że może im być przykro, że zaklęłam, ale co oznacza przypominanie mi o nagrywaniu tonem, jakby to była groźba? Wpiszą mi naganę do dzienniczka? Wezwą rodziców na rozmowę? Dorzucą 10 złotych do rachunku? Czy skierują sprawę do sądu? Wszystko dlatego, że ośmieliłam się przekląć w sytuacji, kiedy po raz enty odbieram telefon z propozycją przedłużenia umowy, choć wielokrotnie mówiłam, że jak przyjdzie pora sama tę umowę przedłużę?
Jedna z pracownic na infolinii (chyba jedenasta) wyskoczyła z super propozycją dla mnie. Zaproponowała mi jeszcze telewizję! Pakiet internet plus TV. W pakiecie te kanały, które mam za darmo w naziemnej, bo mam telewizor z mpeg4. Innymi słowy mam płacić firmie Orange za coś, co i tak mam za darmo? Halo! Ta pani mi powiedziała wtedy, że to dlatego, że w tej ofercie są jeszcze kanały sportowe! Myślałam, ze zejdę śmiertelnie. Przecież ani ja ani nikt w domu w ogóle tych kanałów nigdy nie włącza! Nikogo z nas nie interesuje piłka nożna, koszykówka itd. Czasem podglądamy skoki narciarskie, ale do tego wystarczy naziemna TVP1. Gdy spytałam o kanały filmowe okazało się, że te, które nas interesują kosztują drożej niż oferta, którą mamy od innego operatora telewizyjnego.
Inny pracownik (chyba trzynasty) wciskał mi pakiet telefoniczny z rozmowami za darmo na stacjonarne, choć mówiłam mu trzy razy, że mam taki pakiet w telefonie komórkowym, który na szczęście mam w innej sieci. Mam abonament na bezpłatne rozmowy zarówno na komórki, jak i na stacjonarne. Nie jest mi więc potrzebne coś takiego w stacjonarnym. Wtedy ów pracownik próbował wciskać mi abonament na tanie telefony do Unii Europejskiej. Gdy powiedziałam, że interesują mnie tylko tanie telefony na Ukrainę zapadła cisza, bo takiej oferty w Orange nie mają. A może trzeba o niej pomyśleć. Oferta – tanio do sąsiadów i tańsze rozmowy z Państwami, z którymi graniczymy. Zwłaszcza, że sporo tam Polaków.
Tymi telefonami byłam zamęczana przez ponad miesiąc. Ponieważ było ich w sumie kilkanaście, a może i więcej, postanowiłam przedłużyć tę umowę z Orange. W końcu już kiedyś pisałam, że jestem niestety skazana na neostradę! Mieszkam w domku, w którym są cztery mieszkania i nie mam możliwości podłączenia Internetu przez jakąkolwiek TV kablową. Niestety gdy weszłam na stronę Orange, to oczywiście wyskakiwały błędy. Przedłużenie umowy nie było możliwe. Ale to norma. Ilekroć wchodzę na tę stronę tylekroć strona nie działała tak, jak należy, a że jest wirtualna, więc nawet nie można jej użyć w toalecie zamiast papieru. Musiałabym drukować, a szkoda mi zarówno mojego papieru, jak i atramentu. Z tego powodu w dniu wczorajszym osobiście pofatygowałam się do punktu Orange w jednym z centrów handlowych. Tam przedłużyłam umowę zmieniając taryfę telefoniczną na tańszą. Mam zero darmowych minut dokądkolwiek, ale przecież i tak dzwonię z niego tylko na Ukrainę! Po co mi więc darmowe rozmowy skoro mam je w telefonie komórkowym? Takiego rozwiązania obniżającego moje koszty korzystania z telefonu, wydzwaniający do mnie pracownicy nie zaproponowali. Przedłużyłam również umowę na Neostradę. Opcja taka sama, bo mi wystarczy. Nie muszę płacić za żaden modem, nie trzeba umawiać mi montera. I tylko okazało się, że nie należy mi się prezent w postaci pendrive’a z sercem lub rozumem, bo to jest prezent wręczany tym, którzy przedłużają umowy nowocześnie – przez stronę internetową (tę, która nie działa) lub telefon w rozmowie z niekompetentnymi pracownikami, którzy robią wszystko, bym płaciła więcej niż potrzebuję. Ten brak pendrive’a z sercem i rozumem wyjątkowo mnie cieszy. (Mam dziesiątki pendrive’ów, a z reguły i tak Orange wręcza w prezencie tandetę.) Jak napisałam na wstępie. Serce do Orange straciłam, a rozum to im się przyda, bo im odebrało.
Ponieważ niestety jestem skazana na neostradę, bo innego dostawcy Internetu do małego domku na Saskiej Kępie nie ma, dlatego poważnie zastanawiam się, który urząd zawiadomić, że ta firma prześladuje swoich kontrahentów? Co to za pomysł, by stosować takie rozwiązanie, że kiedy komuś kończy się umowa, to firma wydzwania do niego niemal do upadłego aż on tę umowę przedłuży lub rozwiąże? Czemu ten jakiś automat zmusza ludzi do gnębienia mnie, a tym samym sprawia, że nerwy mi puszczają i mówię do jakiegoś biednego człowieka „cholera” i „kurwa mać”?!
Chętnie bym napisała w tej sprawie list do Orange, ale ich strona internetowa przyjmuje tylko listy do 1000 znaków. To stanowczo za mało, jak dla mnie! A pocztą tradycyjną słać nie będę, bo szkoda mi forsy na znaczek, a także szkoda papieru i atramentu.
Mam tylko nadzieję, że do kwietnia 2015 już nikt z Orange do mnie nie zadzwoni. Przysięgam, że te telefony potrafiłyby z równowagi wyprowadzić nawet świętego, a co dopiero mnie.