Kultura w siatce

Spread the love

Od kiedy wprowadzono przepis o zbieraniu psich kup, od kiedy Marek Raczkowski powtykał flagi w psie odchody, od kiedy urzędy zaczęły oferować papierowe torebki na psi kał, od kiedy w Warszawie postawiono kosze na psie odchody ja zastanawiam się czy słusznie. Dlaczego?

Od wtedy bowiem datuje się moja gehenna z kupami cudzych psów w pojemniku na moje śmieci. Mieszkam w małej kamienicy. Na podwórku, na które każdy może wejść, (bo brama zepsuta i na jej remont na razie nie mam pieniędzy), znajduje się mój pojemnik na śmieci. Mój! Podkreślam to z całą mocą. To ja za niego płacę! Kilkadziesiąt metrów dalej, na centralnej ulicy Saskiej Kępy są perzy przejściach przez jezdnię pojemniki publiczne! Ale to właśnie do mojego codziennie, i to po wielokroć, ludzie wrzucają psie kupy. Te kupy są różne: wielkie i małe, rzadkie i gęste, w torebkach plastikowych i papierowych, a także luzem w wyjętych z kiszeni papierkach. Nie robi tego jedna osoba. Robi to naprawdę wielu posiadaczy psów, którzy przechodzą koło naszego domu. Oto wejdą w wąski przesmyk od strony bocznej ulicy, wejdą na moją ślepą i uwielbianą przez spacerowiczów uliczkę, a potem… szybciutko wbiegną na nasze podwórko, błyskawicznie podbiegną do opłaconego przeze mnie pojemnika, wrzucą to, co ich pies gdzieś tam po drodze zrobił, a co oni, jako uczciwi obywatele zebrali i… w długą. Lżej im na duszy. Pozbyli się kłopotu. A że w cudzym śmietniku? A kto to widział? Nikt! (Ulubiony dwa razy zwrócił uwagę jakiemuś panu to pan poczuł się obrażony!)

Kłopot w tym, że torebka (zarówno foliowa jak i papierowa, że o luźnych papierach i gazetach to tylko nieśmiało napomknę) przeważnie rozrywa się. Ponieważ pojemnik jest zamknięty, dlatego gdy po jakimś czasie ktoś z nas domowników otwiera go i wyrzuca śmieci, to co uderza go w nozdrza ma siłę rażenia broni biologicznej! To nie śmierdzą moje odpady, ale właśnie te kupy cudzych psów. Kupy wrzucane zgodnie z prawem do koszy, by właściciele nie płacili mandatów za zaśmiecanie ulicy. Najwyraźniej uznali, że lepiej zaśmiecić cudzy pojemnik i zatruć jego właściciela. I tak kupy w plastikowych torbach, w kawałkach gazet, papierowych torebkach, jednorazowych chusteczkach do nosa straszą i trują nas z pojemnika na śmieci. Ponieważ odpady z podwórka wywożone są dwa razy w tygodniu, dlatego na dzień przed przyjazdem śmieciarzy pojemnik otwieramy na wdechu. Przysięgam, że wolałabym, by te psy robiły mi te kupy do ogródka, niż by ich właściciele mieli mi to nadal tam wrzucać! Żuki gnojarze i inne robale i tak rozłożą leżące na trawie psie stolce. Natomiast te same stolce w zamkniętym szczelnie plastikowym pojemniku nie mają szans na nakarmienie żadnego pożytecznego koprofaga, a co za tym idzie nie znikną… Proces gnilny będzie wprawdzie trwał, bo rozpocznie się już w koszu, ale nie zakończy się przed wywózką na wysypisko. Kosz smieciarze otworzą w szczytowym momencie pory gnicia.

Na dodatek wśród właścicieli psów są osobnicy kulturalni inaczej. Ci nie wrzucają mi tych kup do śmietnika. Oni wieszają je obok na płocie lub gałęzi jednego z drzew. Tak, jak ktoś wiesza mi na płocie resztki chleba. (Wszystko fajnie, dopóki chleb w foliowej siatce nie zmoknie na deszczu). Niektórzy robią to nie na mojej posesji, ale też na pobliskim przedszkolu i drzewach rosnących przy przedszkolnym płocie.

I tak gwoli wyjaśnienia. Nie jestem zwolennikiem kupy na chodniku. Ale na trawniku mi nie przeszkadza. Natomiast wisząca w siatce na drzewie przeszkadza mi bardzo, a w moim własnym śmietniku, który wywożony jest dwa razy w tygodniu, a więc zbiera psie kupy z kilku dni, przeszkadza mi bardzo. Daję słowo, że jeśli kiedyś odkuję się finansowo, to zamontuję na wprost kosz a na śmieci kamerę przemysłową i nagram wszystkich tych, którzy odchody swoich psów przynoszą na prywatną posesję i wrzucają do kosza naśmieci, za których wywóz płacę ja! Nagram też tych elegantów, którzy psie kupy w siatkach wieszają na drzewach i płocie mojej i sąsiednich posesji. Ich zdjęcia opublikuję w sieci nie bacząc na to co powie GIODO i inni. Być może szarpnę się na wystawę, którą powieszę na płocie zamiast siatek z kupami i chlebem.

Jako absolwentka historii sztuki uwielbiam sztukę i performance, ale ten, z którym się stykam na swoim prywatnym terenie nie jest sztuką. Przede wszystkim dlatego, że nie jest to za przeproszeniem jedna sztuka gówna, ale teraz wiosną to wręcz gówniana seria! A ja tak czekałam na słońce!

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...