Nikt nie jest prorokiem między swymi

Spread the love

Choć to francuskie powiedzenie brzmi „nikt nie jest prorokiem we własnym kraju” to jednak bardziej familiarnie, tak jak ja to zacytowałam, mawiał Henryk Sienkiewicz w „Humoreskach z teki Worszyły”. O prawdziwości jego maksymy przekonałam się dziś podczas spotkania w Centrum Promocji Kultury Praga Południe w Warszawie. O spotkaniu na temat Saskiej Kępy w moich książkach była mowa jeszcze we wrześniu. Kilkakrotnie pytałam moją agentkę czy to aktualne. Nie umiała mi odpowiedzieć, bo… CPK milczało jak grób. Czas pędził nieubłaganie. Nie chciałam „rżnąc gwiazdy”, ale… miałam ochotę odwołać i to z wielu powodów. Po pierwsze najpierw dlatego, że miałam propozycje innych spotkań w innych miejscach właśnie w tym czasie. Potem zmarł Zbyszek Nasiorowski, a ja chciałam zrobić aukcję jego prac i akurat ten wieczór 15-go grudnia był odpowiedni do tego celu. No, ale cóż… jeszcze we wrześniu w kalendarz wpisałam, że 15-go grudnia mam wieczór autorski w „swoim” Domu Kultury. Wreszcie śmierć teściowej… jednak nie wpłynęła na mnie najlepiej. Dobrze, że w weekend pojechałam na Blog Forum do Gdańska, bo bym zwariowała. Spotkanie w CPK potwierdzono mi dopiero w tę sobotę, czyli na cztery dni przed terminem. Nagle zadzwonił jakiś pan i poprosił, bym przysłała swoje zdjęcia. Przyznam, że trochę mnie to wszystko zniesmaczyło. Byłam akurat w podróży. Po ciężkim tygodniu załatwiania spraw pogrzebowych, przed samą ceremonią wracałam z bardzo udanego spotkania autorskiego w Bydgoszczy, kiedy uroczyście otwierałam półkę Bookcrossingową i jechałam do Gdańska. Zdjęcia wysłałam i… nastała cisza.
Od początku było mówione, że spotkanie ma prowadzić Miłka Skalska – prezenterka telewizyjna, a prywatnie moja przyjaciółka, która czytała wszystkie moje książki, więc wie wszystko o nich, opisanej w nich Saskiej Kępie i moich zainteresowaniach Warszawą. Mimo obietnic nikt do niej nie zadzwonił. Do mnie też nikt więcej się nie odezwał. Na pół godziny przed czasem przyszłam dziś do CPK. Nie czekał nikt poza panem akustykiem. Przedstawiłam się i spytałam, czy coś wie o spotkaniu. Odparł, że dowiedział się w ostatniej chwili. Poszedł sprawdzić, czy jest informacja na plakacie. Nie było. Plakat drukowano w listopadzie. Spotkanie było umawiane od września. Już ta nieobecność na plakacie z programem CPK na miesiąc mówiła wiele. Spytałam czy ktoś został na to spotkanie ze mną zaproszony? Pan akustyk nie umiał odpowiedzieć. Zresztą on był przecież jedynie od nagłośnienia. Ja dopiero w poniedziałek po południu, po pogrzebie teściowej mogłam zacząć zapraszać znajomych, ale moim zdaniem było to już zbyt późno, więc jedynie bez przekonania utworzyłam wydarzenie na Facebooku i na blogu zamieściłam informację. Dziś okazało się, że na spotkanie przyszła… jedna osoba. Starszy pan, który ujrzawszy pustki spytał czy spotkanie się odbędzie. Powiedziałam, że jeśli zostanie, to zrobię spotkanie dla niego jednego. Pan został. Po kwadransie dołączył mój syn z dwoma kumplami, ale to właściwie się nie liczy, bo przyszli na moją prośbę. Przecież od soboty, od chwili, gdy spotkanie potwierdzono spodziewałam się czegoś takiego. Oczywiście dałam z siebie wszystko. Czytałam fragmenty swoich książek. Były dobrane specjalnie pod temat spotkania, czyli dotyczyły Saskiej Kępy. Miłka rozmawiała ze mną o Saskiej Kępie w tych książkach i o Warszawie. Pokazywałam prezentacje na ten temat i… po godzinie skończyłyśmy. Starszy pan był zadowolony, a pan akustyk nagłaśniający spotkanie stwierdził, że było ciekawe, a nawet o wiele ciekawsze od różnych, które się tu odbywają zazwyczaj. Mój syn to zresztą potwierdził i tylko dodał, że jego koledzy uznali, że ktoś mnie nieźle załatwił. Cóż… i tak i nie…
Z jednej strony uważam, że było to przykre. Uważam, że na pytanie agentki, czy chcą spotkanie ze mną, władze CPK, jeśli tak mnie traktują, jak to zostało pokazane, powinny były powiedzieć NIE. Nikt nie musiał nawet dodawać: „nie chcemy u nas Piekarskiej, jej książki nas nie interesują, to co ma do powiedzenia czytelnikom, publiczności i mieszkańcom swojej dzielnicy mamy głęboko gdzieś”. Ja to wiem od dawna i to przeczuwałam. Jednak nikt nie miał odwagi tak powiedzieć. Dlatego spotkanie się odbyło. Natomiast ciekawe jest to, że teraz za to spotkanie trzeba mi zapłacić!!! Trzeba zapłacić z publicznych pieniędzy za godzinne spotkanie dla… jednej osoby!!! Trzeba zapłacić wszystkim tym, którzy się przy nim napracowali!!! Panu akustykowi również. Trzeba też zapłaci STOEN-owi za zużyty prąd. Co za marnotrawstwo! A wystarczyło powiedzieć: „Nie chcemy tu pani Piekarskiej”. Ja bym to świetnie zrozumiała. Od wielu lat wiem, że nikt nie jest prorokiem wśród swoich. Sam fakt, że w księgarni na Francuskiej opodal mojego domu nie ma moich książek jest tego najlepszym dowodem.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...