Po co ludzie blogują? Właśnie po to, by się tego dowiedzieć pojechałam na Blog Forum Gdańsk 2010. Było ponad dwustupięćdziesięciu blogerów i… niby nic mnie nie powinno zdziwić, a jednak!
Wszystko wynika oczywiście z tego, że każdy sądzi według siebie. Ja zaczęłam blogować za namową jednego z wydawców moich książek, który powiedział, że to dobre dla pisarza. To możliwość stałego kontaktu z czytelnikiem. Dzięki temu czytelnik wie, co robi pisarz między napisaniem i opublikowaniem jednej a drugiej książki. *) Ja jednak do pisania bloga przymierzałam się rok i szukałam odpowiedniej formuły, by był w miarę spójny. O czym pisać, by nie przynudzać i by na długo starczyło pomysłów? Na to wpadłam po roku naprawdę intensywnego myślenia. Po pewnym idiotycznym wydarzeniu w sądzie wojskowym, które było tematem pierwszego wpisu na tym blogu stwierdziłam, że absurdy dnia codziennego to dobra inspiracja. Jedyna moja szybka decyzja jako blogerki to ta, o wyłączeniu możliwości komentowania bloga.
Blogowania nie uważam za coś wielkiego. To po prostu z jednej strony rozrywka, z drugiej cały czas ćwiczenie stylu, z trzeciej nauka systematyczności – bo żeby czytelnik nie uciekał, dobrze jest raz na jakiś czas coś na blogu napisać. A jak do tego podchodzą inni?
Na miejscu, na Blog Forum Gdańsk 2010 okazało się, że… blogerzy to jakaś elita. Padały tam górnolotne określenia. Była mowa o jakości blogów, zarabianiu przez blogi i masie innych rzeczy. Ludzie spijali sobie z dzióbków, byli tacy, którzy ewidentnie uważali, że dokonali czegoś wielkiego itd. Pozaglądałam potem na blogi niektórych z nich. Jeden będzie blogował teraz po angielsku. Blogów ma trzy, angielskiego zdaje się, że nie zna (tak zrozumiałam z jednego z wpisów), ale od czego znajomi, którzy przetłumaczą jego stare wpisy. („W związku z otwarciem nowego bloga mile widziałbym osoby, które w ramach wolontariatu, a przede wszystkim kierowane sympatią pomogłyby tłumaczyć moje marne teksty. Już teraz dzięki pomocy kilkunastu czytelników mam gotowych ok. 100 tekstów. Ale potrzeba nam więcej. Najchętniej tylko te osoby, które mają i czas i umiejętności. Duże umiejętności.”) Cóż… facet szykuje się na podbój świata, a ja… życzę szczęścia. Czas na podbój kosmosu przyjdzie później.
Mam jednak nieodparte wrażenie, że on, a wraz z nim wielu, naprawdę wielu blogerów, zachłysnęło się jakąś dziwnie (i moim zdaniem źle) pojętą sławą. Patrzą na liczniki odwiedzin, pochlebne komentarze i… wariują ze szczęścia. Myślą, że mają jedyną prawdę na wszystko, a zwłaszcza na to czym jest blog. Nota bene zgodnie z definicją większości z nich mój blog blogiem nie jest, bo „bloga od innych rzeczy różni to, że ludzie mogą go komentować”. Tymczasem moich wpisów komentować nie mogą… Kontakt ze mną mają jedynie ci, którzy zdecydują się napisać list. Na forum wypowiadali się blogerzy, jako eksperci. Co zrobić, by blog był popularny, by ludzie go czytali itd. Ileż bzdur przy okazji usłyszałam. Gotowych recept, które nijak się mają do mojego pisania. Np. o podgotowywaniu wpisów i przygotowywaniu kilku pomysłów na zapas. Ja tam na zapas nic nie przygotuję, bo inspiruje mnie życie, a wróżką nie jestem. Co zainspiruje mnie jutro – któż to wie? Absurdy przyszłości przeciwieństwie od tych z przeszłości nie są mi znane.
Poza tym blog, jak każda twórczość humanistyczna, to sprawa indywidualna. Jest tyle rodzajów blogów, co samych blogów. Bo nawet blogi polityczne – najpopularniejsze w nadwiślańskim kraju, w którym byle ćwok myśli, że byłby świetnym politykiem, gdyby tylko chciał, są różne. Blogosfera jest coraz pojemniejsza gromadząc rzeczy wartościowe i chłam obok siebie. A co podoba się czytelnikom? Tak, jak w przypadku malarstwa czy muzyki, 'jednemu to, a drugiemu tamto w zależności od gustu’. Z tego powodu zresztą uważam, że konkursy na najlepszego bloga są idiotyzmem, bo wynik zależy od składu jury.
Przyznam jednak, że największym absurdem była wiara blogerów we własną moc sprawczą zmieniającą świat i idącą za tym sławę. Oczywiście to nie objawiało się w stwierdzeniu „jestem świetny”. Byłoby to zbyt proste, gdyby ktokolwiek to powiedział tak jasno. Była to masa zawoalowanych zdań, z których po prostu wynikało, że wielu myśli o tym, że prowadzenie przez nich bloga to jakaś wielka misja. To prawie zbawianie świata. Gdyby to jeszcze dotyczyło blogów publicystycznych czy politycznych, ale gdzież tam… w misyjnośc wierzyli i ci, którzy prowadzą tzw. blogi lifestylowe. Owszem, blog jest w sieci i każdy wpis można przeczytać o każdej porze dnia i nocy od wstawienia na serwer aż do… no właśnie. Do kiedy? Czy zniknie wraz ze śmiercią blogera? Wiele blogów jest nadal w internecie, choć ich autorzy poumierali. Blog z racji stałej dostępności jest na pewno czymś nośniejszym od jakże ulotnej telewizji, ale… czy ludzie, którzy nieuważnie oglądają telewizję, tak znowu uważnie czytają blogi? No i przede wszystkim, czy popularność bloga, to jakaś wielka sława dla blogera? Czy blogerzy to elita? Co to jest elita? Czym w ogóle jest sława? Ileż miejsca na swoim blogu poświeciłam już temu zagadnieniu. Im dłużej żyję, tym częściej na mojej drodze stają miernoty, którym wydaje się, że są kimś wielkim. To zarówno drugorzędni aktorzy, piosenkarze, politycy i pisarze, jak i zwykli ludzie z różnych względów żądający hołdów i nadymający się jak balony. Teraz doszli blogerzy. Nie wiem, czy to studia na historii sztuki, czy wychowanie nauczyły mnie patrzenia na tego typu sprawy historycznie i statystycznie? Skoro na świecie jest prawie siedem miliardów ludzi, a z tego ponad połowa nie słyszała o Jezusie… to co dopiero o jakimś blogerze znad Wisły? Spójrzmy w przeszłość. Gdy przeciętnego człowieka pytamy o kogoś sławnego w renesansie jesli kogokolwiek wymieni to… Leonarda da Vinci i… nastaje cisza. Gdy marzących o telewizyjnej sławie dwudziestokilkulatków pytam o Irenę Dziedzic zawsze odpowiada mi milczenie. Wiedzą kim jest Szymon Majewski i Ewa Drzyzga. Wiedzą, że talk show Szymona Majewskiego jest na antenie TVN od pięciu lat, a Ewy Drzyzgi od dziesięciu. Ale gdy mówię, że talk show Ireny Dziedzic, czyli Teleecho, był na antenie TVP przez ćwierć wieku wytrzeszczają oczy. Irena Dziedzic zniknęła z powszechnej świadomości. Tak znikną też i Szymon Majewski i Ewa Drzyzga i blogerzy, którzy na Blog Forum Gdańsk 2010 zachowywali się jakby co najmniej byli bogami. Upływający czas weryfikuje wszystko. Starł z pamięci przyszłych pokoleń miliony artystów i myślicieli. Zweryfikuje również nasze blogi. Czy którykolwiek z nich mu się oprze?
Weźmy na koniec i samą mnie. Opublikowałam sześć książek (w 'produkcji’ kolejne), kilka tysięcy artykułów, zrobiłam kilkaset reportaży telewizyjnych i ciągle jeżdżę po Polsce na spotkania z czytelnikami, którzy nigdy o mnie nie słyszeli. Nie gniewam się rzecz jasna, bo to przecież normalne. Nie mam żadnych złudzeń, że jestem pyłkiem i ziarnkiem piasku, zarówno na świecie, jak i w całej blogosferze. I śmieszy mnie, gdy komuś wydaje się, że ileś tam pozytywnych komentarzy czyni go co najmniej godnym Olimpu.
Jedna z blogerek powiedziała na konferencji: „mój blog jest więcej wart od najlepszych mediów, bo prowadzę go z pasją”. Swojego bloga też prowadzę z pasją, ale czy to oznacza, że jest on więcej wart od najlepszych mediów? Ludzie w mediach szukają różnych rzeczy. Mój blog może im tego nie dać. Czy w ogóle jest on coś wart? Przecież odbiorcy mają różne potrzeby. Dla mnie pisanie bloga to odpoczynek, nauka systematyczności i rodzaj wirtualnego spotkania z potencjalnym odbiorcą moich książek, a przede wszystkim… rozrywka. Dla niektórych moich czytelników mam nadzieję, że też, ale ten blog i inne… jakby to powiedział pewien mój kolega z liceum, który nota bene za poniższe zdanie wyleciał za drzwi: „to i tak chuj w porównaniu z prędkością światła”. I napinanie się blogerów, myślenie, że jest się kimś niezwykłym, bo prowadzi się bloga, którego ktoś czyta jest tak głupie jak piłowanie szalikiem drzewa.
Pochowałam dziś teściową. Na cmentarzu była nas garstka. Najsmutniejszy, najskromniejszy pogrzeb jaki w życiu widziałam. To była dobra, skromna, cicha kobieta. Przeminęła. Jak i my przeminiemy i nasze blogi, a kiedyś pewnie i cały nasz świat. I stanie się to bez względu na to, jak bardzo napniemy się i nadmuchamy balon naszego ego. Stanie się to bez względu na obracający się do przodu licznik odwiedzin i wpisów w księgach gości blogów czy naszych forów dyskusyjnych. Jeśli ktoś jeszcze tego nie wie lub nie rozumie, niech kupi w sklepie żelaznym takie narzędzie o nazwie młotek i walnie się nim w czerep dla otrzeźwienia. Wielu uczestnikom gdańskiej konferencji bardzo by się takie zdzielenie młotkiem w łeb przydało.
P.S. Chętnie pojadę na taką imprezę za rok zobaczyć, czy blogerzy zmienili swoje podejście do samych siebie i swoich blogów.
*) Paradoksalnie większość czytelników bloga to dorośli, a książek młodzież… I tak pierwotne założenie przy powstawaniu bloga minęło się z rzeczywistością. Czytelnik moich książek nadal nie wie co dzieje się u mnie i kilka razy dziennie przysyła e-mailem te same pytania. Przez kilka lat nieustannie pytał: „Kiedy 'LO-teria’”, a teraz pyta „czy będzie kontynuacja”…