Głos sie zrywo dusza śpiywo!

Spread the love

Na spotkaniach autorskich pytają mnie czytelnicy o sławę. Zawsze wtedy odpowiadam, że mam świadomość, że jest prawie siedem miliardów ludzi na świecie, a z tego ponad połowa nie słyszała o Jezusie. Z reguły dorzucam cytat „Wielka sława to żart. Książę błazna jest wart.” Teraz będę cytować to inaczej…

„Wielko sława na pic
Lepsze błozny i wic
Miłowanie po grob
No to chlup, chlup w ten dziob”.

No dobrze, na spotkaniach z nieletnimi to chlup w dziob sobie daruję.
Skąd jednak taka zmiana?
Wydaje się, że to było niedawno, a to już pięć miesięcy minęło od chwili, gdy pisałam o wysłuchanej na antenie radia Piekary Śląskie audycji z Marianem Makulą o „ślonskiej godce”. Marian Makula mówił wtedy o zamiarze wystawienia na deskach Opery Śląskiej w Bytomiu pierwszej śląskiej operetki „Wesoła gdowka” na motywach „Wesołej wdówki” Lehara, a ja chciałam to zobaczyć na własne oczy i usłyszeć na własne uszy. Mój tata uwielbiał operetki. W Operetce Warszawskiej widzieliśmy wszystkie, a „Księżniczkę czardasza” chyba ze cztery razy. Co powiedziałby na śląską wersję? Po wczorajszej premierze spektaklu „Głos sie zrywo dusza śpiywo”, na której byłam z przyjaciółką wiem, że tata byłby zachwycony. Czułam, że siedział z nami na sali i zapartym tchem oglądał widowisko, którego akcja rozgrywa się całkiem współcześnie, bo przed Euro 2010. Ani ja, ani tata nie byliśmy nigdy fanami piłki nożnej, ale w tej historii piłka jest tylko pretekstem. To jednak rzecz o miłości, a także… patriotyzmie. Bo czy Hanyska powinna iść za Gorola? To historia dla każdego, ale fanów futbolu ucieszy szczególnie, choć może nie kibiców drużyny Zagłębia Sosnowiec. Mojemu tacie spektakl na pewno by się podobał. Nie tylko dlatego, że „gdowka” po czołowym „fusbalerze Bundesligi” „Rołza Klołza” to była całkiem „szwarna dziołcha”. (Taka, co to wszystko miała na miejscu! Jestem pewna, że tacie gały, wylazły by na wierzch!) Przede wszystkim jednak ze względu na bijący ze sceny humor, a to zawsze gnało nas oboje do operetki. Sląska operetka to coś niebywałego. Pomijam, że spektakl był na najwyższym poziomie artystycznym (artyści mieli świetne głosy, wspaniała była i scenografia i charakteryzacja i stroje). Najbardziej zachwycający był język operetki, gry słów, z których erotoman i eurotuman to tylko ułamek tego, co padało ze sceny. Ubawiła mnie też Natasza i „na tasza” (siatka). Czy śląski jest zrozumiały tylko dla Hanysów?  Trudne pytanie. Uwielbiam regionalizmy, a na dodatek kilku języków w życiu się uczyłam i kilka znam, a poza tym nastoletnie lata spędziłam na festiwalach bluesowych w otoczeniu Ślązaków, którzy zaadaptowali w Polsce bluesa, więc dla mnie trudne to nie było. Momentami już nawet nie wiedziałam, co jest po śląsku, co po polsku, co po niemiecku.  Ale dla innych jest w programie słowniczek.
Chciałabym, by Marian Makula ze swoją operetką zjechał całą Polskę. By zapraszały go inne muzyczne teatry i by bawił publiczność, tak jak ubawił do łez mnie i moją przyjaciółkę. Dyrektorzy teatrów! Niech i na waszych scenach „Głos sie zrywo dusza śpiywo”!

P.S. Cały czas zastanawiam się co Mirosław Klose powie na to, że wdowa po tym fusbalerze Bundesligi nazywa się „Rołza Klołza” i że wraca na Śląsk.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...