Kiedyś wydawało mi się, że jestem trochę przygłucha. W domu słucham muzyki na cały regulator, równie głośno oglądam telewizję, a jednak… jak ktoś szepce też świetnie słyszę, choć często wcale nie chcę słuchać. Gdy przed laty kolega z pracy wydzwaniał do jakiejś dziewczyny i szeptem mówił jej różne głupoty przez telefon, musiałam wychodzić z pokoju, bo wszystko słyszałam. Strzępy jego rozmowy i tak mnie dopadały.
Ostatnio, przez śmierć chłopaka koleżanki z pracy nie mogłam się na niczym skupić. Nie mogłam napisać nic z sensem i w ogóle zająć się czymkolwiek wartościowym. Dlatego jak wybawienie przyjęłam wyjazd w trasę na spotkania autorskie. Jednak absurdy zaczęły dopadać mnie już na samym początku podróży do Koszalina. Okazało się bowiem, że nie sprawdziłam pociągu i ten, w który wsiadłam głodna jak nie przymierzając dzikie bydle, okazał się pociągiem TLK, a więc bez wagonu restauracyjnego. Jechałam dziesięć godzin trawiąc żołądek, bo pan ciągnący przez pociąg wózeczek miał tylko batoniki i orzeszki. Na orzeszki skusiłam się po ośmiu godzinach. Miałam jednak wciągającą książkę, która rekompensowała wszystko. Niestety do czasu. W Gdańsku do przedziału wsiadła pewna kobieta, do której po kwadransie zadzwonił telefon i chcąc nie chcąc stałam się świadkiem godzinnej telekonferencji z ojcem jej dziecka, z którym już nie jest. Choć nie chciałam słuchać, to jednak wysłuchałam wszystkich burdów. Mimo, że po kwadransie chrząknęłam znacząco i kobieta wyszła na korytarz i tak słyszałam rozmowę. Chyba ośmielona faktem, że na korytarzu jest sama, zaczęła rozmawiać znacznie głośniej niż w przedziale. Wysłuchałam więc znów kłótni, gróźb, stwierdzeń, że pan jest żałosny itd. Odetchnęłam dopiero, wtedy, gdy kobieta wysiadła.
W Koszalinie zakwaterowano mnie w pokoju gościnnym miejskiej biblioteki. Miejsce urocze, spokojne i ciche. Jak powiedziała jedna z pań bibliotekarek, gdy przyjeżdżają tu goście narzekają, że takie odludne. Boją się, że obok jest ogród i do innych domów tak daleko. Co z tego? Skoro w nocy świetnie słyszałam rozmowę jakiegoś faceta z… własnym psem? Była prawie północ, a ja wstałam do toalety… Przed furtką (lub w okolicy) pan dyskutował z psem o… oddawaniu przez psa moczu w miejscu, które panu nie odpowiadało, a nazywał je TU!.
Ponieważ dziś znów nocuję w Koszalinie, a to o krok od Mielna, gdzie ostatni raz byłam jako nastolatka, więc… po południu wskoczyłam w autobus, potem w busik i po kwadransie wylądowałam nad morzem. Mewy krzyczały, ludzie spacerowali, a ja… mimo że nad brzegiem było zaledwie kilka osób musiałam wysłuchać rozmowy jakiejś pary, bo wiatr niósł ich słowa w moim kierunku. Na szczęście morze to nie pociąg. Można przed podsłuchiwaniem uciec. Tak też zrobiłam. Zwiałam na miejscowe piwo i zapiekankę do najbliższego baru. Niestety, gdy po zachodzie słońca wracałam busikiem do Koszalina musiałam wysłuchać rozmowy jaką prowadził z kimś kogo nie było młody człowiek siedzący tuż obok mnie. Najpierw myślałam, że rozmawia on przez telefon. Szybko jednak okazało się, ze to nie telefon, a tylko wyobraźnia go ponosi. Na moich oczach tworzył dość zabawne dialogi, w których był jakimś herosem, jak nieprzymierzająca z komiksów Marvella. Wysiadłam z busika Koszalinie i wskoczyłam w autobus 14-tka, by dojechać do biblioteki gdzie nocuję i… w autobusie wysłuchałam rozmowy trzech młodych ludzi cierpiących na nadmiar testosteronu, bo jeden co chwila walił pięścią w szybę, a reszta mu wtórowała rechocąc obrzydliwie i niezwykle głośno. Ów agresywny i walący piącha w szybę młody człowiek opowiadał na cały regulator o seksie analnym w czasie rozwolnienia. Przyglądali mu się wszyscy pasażerowie. Część z rozbawieniem, część ze zgorszeniem. Ja zaś pomyślałam, że aby tę sprawę nagłośnić ów młodzieniec powinien jeszcze wykupić reklamę na bilbordach, w radio, telewizji i w internecie.
Generalnie mam albo dobry słuch, albo omamy i słyszę głosy, bo właśnie przed chwilą zza okna znów dobiegł mnie monolog pana rozmawiającego z psem…
Author: Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...