Każda książka to Nowy Świat pani Krysiu!

Spread the love

To hasło mojego wydawcy, które bardzo mi się podoba. Też tak uważam. Książki fascynowały mnie od zawsze. Od kiedy mając cztery lata nauczyłam się czytać. Gdy po maturze, mimo zdanych egzaminów, ale z braku punktów nie dostałam się na studia, poszłam do pracy do Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Niezwykle miło wspominam ten czas. Książki uspokajają i łagodzą obyczaje. Czynią człowieka lepszym. Mocno w to wierzę. Gdy kiedyś trafiłam na pamiętniki Zofii Nałkowskiej opisywała ona, że gdy była dzieckiem, każda książka kojarzyła jej się z geografią, bo geografem był jej ojciec. Ktoś źle się książką obchodził, a mała Zosia powiedziała: „nie wolno ruszać geografii”. Ze mną jest podobnie. I nie ważne, o czym jest książka. Zawsze otaczam ją szacunkiem. 

Gdy kilka lat temu do jednej z gazet dołączono harlekina ulitowałam się nad nim i po tygodniu poniewierania się go po redakcji, zabrałam do domu. Pewnego razu nie mogąc spać zerwałam się o świcie i zaczęłam czytać. Doszłam do 14-tej strony i popłakałam się ze śmiechu. Było tam bowiem zdanie: „spod przymrużonych powiek dostrzegł dwie krągłości pod jej koszulą. Inteligencja podpowiedziała mu, że mogą to być piersi.” I choć z troski o własną inteligencję zrezygnowałam z dalszego czytania „romansu dla kucharek”, jednak książki nie wyrzuciłam. 
Wczoraj robiłam materiał o Głównej Bibliotece Lekarskiej, która mieści się przy ulicy Jazdów na skarpie wiślanej koło Zamku Ujazdowskiego. Ważą się jej losy, bo gmach chce przejąć Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego pod budowę Parku Kultury i Muzeum Historii Polski. Książki chce przekazać Bibliotece Narodowej. Ale zbiory GBL to nie tylko książki. Co z resztą? 
Po kolegium jeden z moich szefów spytał: Czy zrobię taki „rzetelny” materiał jak w swoim czasie o bibliotece SDRP? (Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczpospolitej Polskiej). Ponieważ w wypowiedzianym przez niego słowie „rzetelny” była kpina, więc mnie skoczyło ciśnienie! Sprawa biblioteki SDRP pokazała mi zakłamanie pewnych kręgów dziennikarskich i klapki na oczach naszego postpeerelowskiego świata. 
Kilka lat temu przyszedł do mnie mail, na moją prywatną skrzynkę z apelem: „dziennikarze ratujmy bibliotekę dziennikarską”. Nie interesował mnie polityczny spór między SDRP i SDP, czyli dwoma stowarzyszeniami dziennikarskimi, a książki. Biblioteka SDRP była w jakichś magazynach. SDRP miało zadłużenie. Książki miał licytować komornik. Wiadomo, że jak zlicytuje, to zostaną wybrane z księgozbioru, co cenniejsze pozycje, a reszta pójdzie na śmietnik. Tymczasem biblioteka to całość. Księgozbiór był przemyślany. Były w nich zarówno ksiązki, jak i reportaże nadsyłane na liczne organizowane przez stowarzyszenie konkursy. Były tam encyklopedie, leksykony, słowniki. Może ktoś by to wziął za cenę zadłużenia? Może jakaś prywatna szkoła humanistyczna? Chętna była Biblioteka Narodowa, ale nie miała pomieszczeń. Bez pomieszczeń mogłaby wziąć najwyżej wybrane pozycje, te, których nie ma w swoich zbiorach. Całością mogłaby zarządzać tylko wtedy, gdyby dziennikarze dali pomieszczenie. Najrozsądniejsze wydawało mi się umieszczenie biblioteki w domu dziennikarza na Foksal. Zwłaszcza, że literaci mają swoją bibliotekę. W Domu Literatury przy Krakowskim Przedmieściu mieści się biblioteka pisarska, która działa właśnie na tej zasadzie. Właścicielem jest Biblioteka Narodowa i ona tym zarządza, a literaci dali pomieszczenia, choć SPP i ZLP, czyli Stowarzyszenie Pisarzy Polskich i Związek Literatów Polskich od dawna są ze sobą w podobnym politycznym konflikcie, jak SDRP i SPP. Wróćmy jednak do książek . Wtedy naturalnym wydało mi się zadanie pytania komuś z SDP, dlaczego nie można zrobić takiej biblioteki, jak w Domu Literatury, opierając się na gotowym księgozbiorze. Schody zaczęły się od razu. Padły pytania, kto mnie nasłał. Daremno tłumaczyłam, że nikt. Wreszcie doszło do spotkania i nagrania szefowej SDP na korytarzu na Woronicza. Usłyszałam z jej ust, że cos takiego jak biblioteka dziennikarska nie istnieje, bo SDP dostało już odszkodowanie od Skarbu Państwa za skradziony przez SDRP księgozbiór. Cala wypowiedz trwała 50 sekund. Niestety w newsach nie ma takich długich wypowiedzi. Wzięłam 15 sekund. Materiał kończył się apelem o uratowanie książek. Podana była ich liczba, wymienione białe kruki. Nie zdążyłam wrócić do redakcji, gdy… władze SDP interweniowały w sprawie biblioteki! Żądały niedopuszczenia materiału na antenę. Po emisji zostałam oskarżona o manipulację, bo zamieściłam tylko fragment wypowiedzi, a nie całość, choć resztę dopowiedziałam w tzw. komentarzu. Nasza dyrekcja była wtedy krótko i jeszcze nie bardzo znała się na pracy w telewizji, nie rozumiałam, ze news rządzi się innymi prawami niż duży reportaż. Ponadto uwierzyła drugiej stronie. Były krzyki! Żądania puszczenia materiału jeszcze raz wieczorem z pełną wypowiedzią władz SDP. Wypowiedzią 50-ciosekundową, choć jak podkreślam, w newsach nie ma dłuższych wypowiedzi niż 15 sekund. Powtórki jednak nie było. Moja dyrekcja najwyraźniej poszła po rozum do głowy, bo za mną murem stało dwóch wydawców i ówczesna szefowa programu. Wszyscy wiedzieli, że dla mnie najważniejsze są książki. Nie mieli też wątpliwości, o czym był materiał. O książkach. A nie o dobrym SDRP i złym SDP, jak sugerowały to władze tego ostatniego. Potem dotarła do mnie jednak informacja, że władze SDP próbują załatwić wyrzucenie mnie z pracy i badają, kto mnie nasłał! Nie chciano wierzyć, że nikt. Że zainteresowałam się sprawą, bo ze skrzynki wyjęłam mail, w którym pisano o kłopotach biblioteki, a zawsze kochałam ksiązki. Jestem przecież pisarką, zaś tuż po maturze, jako nastolatka, pracowałam w jednym z największych polskich księgozbiorów. Pytano mnie, czy gdyby to była Biblioteka UB tez bym jej broniła. Odpowiedziałam, że tak, bo bronię książek, a nie instytucji! W każdej bibliotece są pozycje warte pochylenia się nad nimi. Władze SDP nie chciały jednak słuchać o księgozbiorze. Nie wierzyły, że tam jest coś cennego, choć pokazywałam to na ekranie. Moja dyrekcja wsłuchana we wrzaski z Woronicza krzyczała na mnie, że to nie jest oryginalny Orgelbrand tylko reprint. A ja zdenerwowana starałam się tłumaczyć, że jest oryginalny, bo Orgelbrand nie doczekał się jeszcze reprintu. Najbardziej wtedy zbulwersował mnie fakt, że władze stowarzyszenia, które powstało, między innymi po to, by bronić dziennikarskiej niezależności ingerują w materiał przed emisją! Przyznam, że miałam wtedy ogromną ochotę z trzaskiem zamknąć drzwi telewizji i więcej tam nie wrócić. Jednak nie wpłynęła żadna oficjalna skarga. Nie stawałam przed komisją etyki. Temat więcej nie był podejmowany. Pewnie dlatego, że za mną murem stali wydawcy i ówczesna szefowa Kuriera. I choć ta burza w szklance wody sprawiła, że księgozbiorem zainteresowało się sporo instytucji mnie samo wspomnienie bolało, jak zadra. Gdy wczoraj usłyszałam o swojej „nierzetelności” skoczyło mi ciśnienie. Znów zaczęłam się trząść i spytałam swojego obecnego szefa, czy wie, jakie są losy tamtej biblioteki? Otóż nie wiedział! Dopiero ode mnie dowiedział się, że Bibliotekę SDRP, między innymi dzięki mojej interwencji, udało się ocalić przed licytacją i jest dziś własnością m.st. Warszawa. W gmachu Biblioteki Publicznej im. Zygmunta Łazarskiego w Dzielnicy Mokotów m.st. Warszawy, w czytelni naukowej nr XXI przy ul. Bukietowej 4a można korzystać z całości jej zbiorów! Można czytać reportaże, zbiory felietonów itd. Dostałam podziękowanie i zaproszenie na uroczyste otwarcie zbiorów. Jednak tego dnia byłam na spotkaniach autorskich i z kamerą pojechał ktoś inny. Wczoraj jednak okazało się, że mój obecny szef, co jakiś czas wysłuchuje na Woronicza od pewnej pani z władz SDP historii o mnie, jako wielkiej manipulatroce, którą ktoś na nią nasłał! Myślałam, że nigdy nie opiszę tej obrzydliwej historii. Nie dlatego, że się czegoś wstydzę, bo ze swojej miłości do książek jestem dumna, tak samo z faktu, że księgozbiór ocalał i mam w tym swoją drobną zasługę. Nie chciałam tego opisywać, bo brzydzę się tą kobietą i jej nienawiścią do świata. Jednak fakt, że po tylu latach potknęłam się o tę nienawiść sprawił, że nie będę dłużej milczeć. 
Mam nadzieję, że ta pani jednak przekroczy kiedyś próg Biblioteki Publicznej im. Zygmunta Łazarskiego w Dzielnicy Mokotów m.st. Warszawy i czytelni naukowej nr XXI przy ul. Bukietowej 4a (niedaleko Woronicza) i weźmie do ręki jedną z książek, o których istnieniu nie chciała słyszeć. Książki naprawdę łagodzą obyczaje, a każda z nich to nowy świat pani KRYSIU!

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...