Z Kopenhagi do Chin, czyli dupa

Spread the love

Gdy jeszcze robiłam swój program „Detektyw warszawski” jeden z odcinków poświęciłam wędrującym pomnikom. Z warszawskich najdalej jeździł książę Józef Poniatowski, bo aż do Homla. Jest jednak w Europie większa wędrowniczka. To Kopenhaska syrenka.
Namówiłam przyjaciółkę na wizytę w Kopenhadze. Opowiadałam jej o pięknych zamkach, uliczkach, kanałach, rowerach i… syrence. Pojechała. Wczoraj zadzwoniła, że jest w Danii i nie może trafić do syrenki. Tłumaczyłam, że to nad brzegiem morza, żeby spojrzała na mapę, podpowiadałam, że po angielsku 'marmaid’ i żeby pytała ludzi… Po kwadransie przyszedł SMS, który sprawił, że niemal padłam trupem.
„Zapytałam ludzi i powiedzieli, że jest w Chinach na wystawie do końca listopada. Dlatego nie mogli jej znaleźć.” No z Kopenhagi do Chin, to dalej niż z Warszawy do Homla. Niech się książę Józef schowa. Najgłupsze jest to, że on to sobie podróżował konno, a taka Syrenka…  konia nie ma, ogona też już nie, że o języku, dzięki któremu śpiewem wabi żeglarzy już tylko napomknę. Piszę jednak o niej, bo mam do tego pomnika szczególny stosunek. Zachwycałam się nim jako dziecko. Miniaturkę miała w domu sąsiadka. Patrzyłam na nią wiedząc, że to syrenka nie taka walcząca, jak w herbie mojego miasta, ale ta, z baśni Andersena. Marzyłam, że stanę z syrenką oko w oko. Gdy to się wreszcie stało płakałam ze wzruszenia. Do dziś wspominam ten moment. Chciałam, by i moja przyjaciółka się wzruszyła. A tu Gucio. Po wzruszenie musi jechać do Chin. To jednak i daleko i drogo. Dwa razy d. czyli… dupa.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...