Paradoks Żelazowej Woli

Spread the love

Miałam 16 lat, gdy koleżanka zaprosiła mnie na urodziny. Wyprawiała, u jakiego znajomego, który mieszka w blokach na Mokotowie. Poniewaz mama zawsze domagała się podania adresu, pod którym będę, więc powiedziałam, że jadę na imprezę na ulicę jakiegoś Żywnego.
– Co? Jakiegoś Żywnego? Boże! Ja ci dam jakiegoś? Ty nie wiesz, kto to był Wojciech Żywny? Skandal! Czego w szkole uczą?! To pierwszy nauczyciel Fryderyka Chopina!
Matka była tak załamana moim brakiem wiedzy w temacie Wojciecha Żywnego i Fryderyka Chopina, więc musiałam wysłuchać długiego kazania na temat życiorysu kompozytora, pałacach warszawskich, koncertach i plotkach przy kawie w kawiarni Honoratka. Tylko o sercu Chopina mówić mi nie musiała, bo wiedziałam o nim chyba od zawsze. No i grobu rodziców Chopina pokazywać nie musiała, bo na starych Powązkach mamy rodzinne groby, więc często przechodziło się obok. Potem w moje ręce wpadły książki Janiny Siwkowskiej i jakoś tak się stało, że ten Chopin zapadł mi w pamięć i z Warszawą się kojarzy. Już dwa lata temu robiłam o tym materiał do Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego. Jednak przeciętny Warszawianin, czy przeciętny Polak w pamięci ma tylko Żelazową Wolę. Jest to swoisty paradoks. Ludzie są przekonani, że Chopin w Żelazowej Woli uczył się chodzić, grać, komponować, itd. tymczasem… z Żelazowej Woli wyjechał, jako siedmiomiesięczny berbeć! To w Warszawie spędził dwadzieścia lat swojego życia! Tu komponował, dawał pierwsze koncerty, studiował i stąd wyjechał przez Wiedeń do Paryża. Jednak mieszkańcy jego ukochanego miasta, które go ukształtowało, do którego zgodnie z ostatnią wolą wróciło jego serce i spoczęło w kościele Świętego Krzyża, co powinno ludziom dać do myślenia, o tej miłości kompozytora do Warszawy nie wiedzą nic!
By to zmienić miasto ogłosiło konkurs wiedzy o Chopinie. Pytania są trzy i banalne. Nagroda jest symboliczna. Dwustu pierwszych internautów, którzy odpowiedzą poprawnie na wszystkie trzy pytania, otrzyma tabliczki czekolady w kształcie klawiatury.
Dziś znów robiłam materiał o Chopinie. Tym razem głównym tematem był konkurs, który po północy rusza na stronach urzędu miasta. Pytałam ludzi o związki Chopina z Warszawą. Podpowiadałam ile mogłam – na daremno. O serce Chopina pytałam na Krakowskim Przedmieściu. Pan z obłędem w oczach kręcił przecząco głową, choć kościół Świętego Krzyża miał za plecami. Pytany o pałac, z którego na bruk wyrzucono chopinowski fortepian robił oczy okrągłe jak młyńskie koła, choć pałac stoi obok kościoła. Na kilkanaście przepytanych osób i to w miejscu, gdzie Chopin niemal „leży na ulicy” wiedzą wykazała się jedynie para staruszków.
Staszic powtórzył kiedyś za Zamojskim, że „takie będą losy Rzeczpospolitej, jakie jej młodzieży chowanie”. Cos w tym jest, ale z drugiej strony… dzisiejsze wyniki mojej ulicznej sondy o Chopinie nie wróżą tej naszej Rzeczpospolitej najlepiej. Moja mama gdyby zobaczyła ten brak podstawowej wiedzy umarłaby po raz drugi, a może i trzeci.
Najgłupsze zaś jest to, że nie wiem, czy konkurs pomoże ludziom wyrwać ze świadomości Żelazową Wolę, jako miejsce, które ukształtowało Chopina. Przez tyle lat nikt się tym nie zajął. Dlatego wiele wody w Wiśle upłynie zanim przestaną myśleć, że to w Żelazowej Woli Fryderyk Chopin stawiał pierwsze kroki, chłonął polski krajobraz, uczył się i tworzył. Fakt jest taki, że wyjechał stamtąd mając siedem miesięcy. Nie zrobił nawet kroku między rosochatymi wierzbami rosnącymi nad brzegiem Utraty.
Ja nie pamiętam nic, z czasów, gdy miałam 7 miesięcy. No, ale ja nie Chopin.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...