Tak kończy się moje komentowanie w sieci

Spread the love

Wczoraj opublikowałam tu moją odpowiedź na wpis w sieci pewnego Pana. Odpowiedź, którą opublikowałam także w komentarzu pod jego wpisem. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy zrobiłam coś takiego, czyli złamałam żelazną zasadę nie komentowania czyichś tekstów. Do tej pory w takich przypadkach pisałam tylko na blogu i teraz też już tak będzie. Dlaczego? Ano dlatego, że z chamami dyskutować się nie da. Jeśli ktoś na mój kulturalny list z merytorycznymi uwagami odpowiada tak jak odpowiada…

Ale po kolei. Co odpowiedział ów Pan? (Pisownia oryginalna)

>Średnio raz w tygodniu pojawia się w sieci kolejny plik, z którąś z moich książek<

Ile poszło od Pani zgłoszeń do prokuratury?

>Uważam, że milczenie oznacza zgodę na to, by ten fakt nadal miał miejsce, a my milczymy od wielu lat<

Uważam, że brak zgłoszeń do prokuratury oznacza zgodę na to, by ten fakt nadal miał miejsce, a wy nie zgłaszacie, za to chcecie ostrzejszego prawa – po to, żeby ostrzejsze było martwe, bo dalej nie będziecie zgłaszać…

>Dlatego pytam: dlaczego mamy przymykać oczy na złodziejstwo?<

Nie przymykajcie – zgłaszajcie do prokuratury.

>Przypadkowe ściąganie? Wiadomo, że jak ktoś zakłada konto na serwerze z bezpłatnymi rzeczami, które normalnie trzeba kupować, to jest coś z tym serwerem nie tak<

O rany… A wie pani, że książki nie wychodzą od wczoraj i np. na Chomiku jest wiele pozycji (np. naukowych), do których prawa autorskie już wygasły?

>skoro z niego ściągamy – to ściągamy celowo i jesteśmy świadomi, że kradniemy<

Zdaje Pani sobie sprawę, że teraz łamie Pani prawo i pomawia ludzi, którzy legalnie, w ramach użytku własnego coś ściągają?

>Przypomnę: biblioteki płacą nam za wypożyczenia<

Mniejszość bibliotek, większość jest z tego obowiązku zwolniona.

>Tymczasem ta sfera życia, jaką jest internet, cały czas pozostaje „dzika”<

Bzdura, którą wciąż tłumaczycie własne lenistwo – co do ściganie ściągających, jeśli dalej nie będziecie korzystać z prawa i będziecie omijać prokuraturę?

>Nie wiem jakie książki Pan kupuje, ale te, które mnie interesują kosztują powyżej 50-60 złotych jedna<

Książki naukowe i komiksy to inne półki cenowe, niż beletrystyka. Tyle że książki naukowe rzadko bywają piratowane, a ich autorów nie ma wśród Was, więc zostawiam ten problem na boku. Poza tym książki naukowe dość szybko pojawiają się jako bezpłatne, legalne ebooki, przynajmniej jeśli chodzi o zbiory artykułów.

>Nie dorośliśmy jako społeczeństwo do uczciwości. Pana tekst jest tego świetnym dowodem<

Jeszcze jedna taka głupio-bezczelna uwaga i będzie Pani tu banowana. Jeszcze raz – jest Pani bezradnym leniuchem, któremu nie chce sie zadbać o własny interes, więc domaga się Pani, żeby państwo za Panią to zrobiło. Może jeszcze BOR ma do Pani przyjechać podać papu łyżeczką do ust?

>Gdy muzycy walczyli z piractwem nie spotkali się z takim „potępieniem” jak pisarze, choć piosenkę pisze się krócej niż książkę<

Nie wiem, nie słucham muzyki – nie interesuje i nigdy nie interesowało mnie to.

Załamałam się, ale… jeszcze krótko odpowiedziałam.

Szanowny Panie, 
Pan naprawdę nic nie rozumie. Przede wszystkim nie wie Pan jak wygląda zgłaszanie do prokuratury. Zgłoszeń od autorów prokuratura nie przyjmowała, bo z urzędu ścigane jest przestępstwo o dużej szkodliwości społecznej lub kradzież na dużą kwotę. A każdy autor to kradzież od kilku złotych do kilkuset. Tylko czasem kilku tysięcy. Z tego powodu zgłaszaniem do prokuratury zajmowały się początkowo wydawnictwa, a z powodu braku reakcji na ich wezwania w imieniu zarówno autorów jak i wydawców proces wytoczyła Polska Izba Książki. Wyrok zapadł na naszą korzyść – skutki marne. Pana wpis pokazuje, że nawet nie jest Pan tego świadom. Pana reakcja na mój komentarz jest również tego dowodem. 
Ponieważ Pana reakcja na mój komentarz pokazuje, że jest Pan chamem, więc kończę już bez wyrazów szacunku. Po prostu żegnam. Więcej komentarzy z mojej strony nie będzie. Może mnie Pan banować do woli. 

Ten komentarz został podobno usunięty.

Natomiast jest z tą dysputą pewien zasadniczy problem. My – autorze – wiemy jak wygląda w praktyce ściganie przez prokuraturę i dochodzenie w sądach swoich praw autorskich. Od ścigania piractwa są zresztą wydawnictwa, bo to im przekazujemy tytułem umów nie tylko prawa do utworów i ich wydawania, ale też obowiązki. Dlatego w przypadku walki z np. Chomikuj.pl to wydawnictwa z tym walczyły aż uznały, że „w kupie raźniej” i proces w imieniu i wydawców i autorów wytoczyła Polska Izba Książki, której członkami jest wiele wydawnictw. Jednak generalnie walka o ochronę praw autorskich w Polsce prosta nie jest.

Opisywałam tu w swoim czasie swoje przeboje z Wydawcą-Zbawcą. W moim przypadku obeszło się bez sądu i nawet jakieś drobne pieniądze wyszarpnęłam. Ale… kilku autorów poszło z nim do sądu, sprawy wygrało, a pieniędzy nie zobaczyło do dziś. Tak więc może czasem lepiej spróbować inaczej niż przez prokuraturę czy sąd. Zwłaszcza, że w przypadku Wydawcy-Zbawcy komornik nie miał czego zabrać dłużnikowi, a jeden z autorów po nasłaniu na Wydawcę-Zbawcę komornika został odwiedzony przez policję, jako ten, który znęca się nad dłużnikiem nękając go i nachodząc. Dla policji nie ważne było, że miał w ręku prawomocny wyrok polskiego sądu, a Wydawca-Zbawca nie tylko nie respektował tego wyroku to na dodatek miał kilka spraw w prokuraturze.

Jeszcze gorzej ma się sprawa ochrony prawnej przed plagiatem. W swoim czasie Katarzyna Kotowska, na łamach Kwartalnika Literackiego „Podgląd”, który wydajemy w Oddziale Warszawskim Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, a którego jestem redaktor naczelną, opublikowała tekst o swoich bojach przed polskim sądem. (Cały numer do bezpłatnego pobrania ze strony Kwartalnika tutaj.) Autorka sprawę wygrała, ale pieniądze (bardzo marne) nie wiem czy zobaczyła. Świetnie jednak opisała, jak wygląda to dochodzenie swoich praw w sądzie a przede wszystkim zgłaszanie tego typ przestępstw do prokuratury. Polecam lekturę jej tekstu. Czyta się jak dobry kryminał. Świetnie też pokazuje, że pisarz jest od pisania! A nie bezproduktywnego szwendania się po sądach i prokuraturach, do którego namawia Pan, co to „se czyta”.

Pan, dla którego jestem:

bezradnym leniuchem, któremu nie chce sie zadbać o własny interes, więc domaga się Pani, żeby państwo za Panią to zrobiło. Może jeszcze BOR ma do Pani przyjechać podać papu łyżeczką do ust?

Trudno ten ostatni akapit tekstu, jak i cały tekst, jakkolwiek skomentować, aczkolwiek napiszę tylko, że właśnie podpisanie się pod listem jest robieniem czegoś i to robieniem w momencie, w którym inne metody już zawiodły. Np. w walce z portalem typu chomikuj.pl problemem jest to, że ile razy na takim portalu znajduję swoją książkę, tyle razy po zgłoszeniu naruszenia książka znika lub (niestety) zostaje ukryta pod hasłem, a po kilku dniach… pojawia się znowu na koncie kogoś innego i z tego konta natychmiast jest kopiowana na kilka innych kont. Potwierdzi to każdy autor.

Natomiast w całej narracji i dyspucie, w której biorą udział różni ludzie, z reguły nie pisarze, najbardziej uderzają mnie dwie rzeczy:

  • Sugestia, że okradanie autorów poprzez umieszczanie ich utworów w sieci to darmowa dla nich reklama, za którą powinni być wdzięczni.
  • Stwierdzanie, że jak autor mało popularny to niech się nie rzuca. Wiele nie traci.

Bo z tego tylko taki wniosek, że… mało popularnego autora można okradać. To jak to z tym jest? Prawo jest równe dla wszystkich, czy nie?

Ponieważ w swoim tekście nie odniosłam się do kilku stwierdzeń owego Pana, więc wyjaśnie jeszcze na koniec.

Po pierwsze: nie oskarżam wszystkich ściągających o łamanie prawa, a tylko tych, którzy świadomie ściągają pirackie teksty. Bo na logikę, gdy coś jest gdzieś za pieniądze to czemu tu jest za darmo?

Po drugie: prawa autorskie wygasają 70 lat po śmierci autora. Miejscem do bezpłatnego i legalnego pobierania publikacji, do których prawa autorskie wygasły jest serwis Wolne Lektury prowadzony przez Fundację Nowoczesna Polska, a wspierany m.in. przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Nawet nie trzeba zakładać konta. Wystarczy wejść i czytać. Można też ten serwis wspierać wprowadzając do systemu publikacje, które nie są już prawami autorskimi objęte.

PS A przy okazji… zachęcam przez najbliższy tydzień do zaglądania na portal publio.pl. Do 11 sierpnia polecam tam książki w wersji elektronicznej. Codziennie inna, polecana przeze mnie książka, jest dostępna w promocyjnej cenie 14,90. Nie kradnij! Kupuj! Zdarzają się okazje.

PS 2 A cały wpis pokazuje, że skończyło się moje komentowanie w sieci. Zrobiłam to raz. O ten jeden raz za dużo.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...