Jest taki stary dowcip.
„Czym się różni Pani Profesor od Pani Profesorowej? Pani profesor zasłużyła na swój tytuł głową.”
Opowiedziała mi go jeszcze w czasach studenckich koleżanka, która dosłownie kilka dni temu otrzymała nominację profesorską i została tzw. profesorem belwederskim. Ale nie dlatego ten dowcip mi się przypomniał. Właściwie… myślę o nim często od wielu tygodni. A może i miesięcy? Wszystko za sprawą medialnych doniesień o paniach, które tu pozwolę sobie opisać jako „Profesorowe”, bo w myślach już dawno tak je nazywam. Ich mężowie wcale jednak profesorami nie są. Jeden jest politykiem, a drugi sportowcem. Dlatego jedną panią określam mianem „Profesorowej Politycznej”, a drugą „Profesorowej Sportowej”. Obie panie nie są zresztą już żonami swoich mężów, ale karierę (głównie medialną) robią dzięki temu, że w swoim czasie nimi były. I teraz, po rozwodzie, jest o nich o wiele głośniej niż wtedy, gdy były żonami.
Profesorowa Polityczna zaczęła jako… poetka. Pisała straszne, grafomańskie wiersze, a właściwie trudne do określenia „wypociny”, na blogu swojego ukochanego, czyli polityka, który potem został jej mężem. Przez jakiś czas razem brylowali w telewizjach (głównie śniadaniowych), była też sesja okładkowa dla pisma Viva!, a wreszcie rozwód z praniem brudów w tabloidach. Potem Profesorowa Polityczna postanowiła zrobić szybko karierę jako… pisarka. Napisała „książkę” (cudzysłów zamierzony), do dziś pozostającą w formacie PDF, którą sama sprzedaje w sieci. Cóż… najwyraźniej nikt tego nie chciał wydać. Co oczywiście mnie nie dziwi, bo pisać trzeba jednak umieć. Przynajmniej choć trochę. W owej książce, która miała być o jej trudnym życiu, a którą miałam wątpliwą przyjemność przeczytać, ponad 70% miejsca zajmuje tzw. pranie brudów. Teraz Profesorowa Polityczna znów biega po mediach. Wszystko z powodu niepłacenia przez eks męża alimentów. Ostatnio była nawet w telewizji publicznej, która moim zdaniem upadła niżej dna, gdyż jako tuba partii rządzącej chcąc dokopać jej przeciwnikowi politycznemu, jakim jest obecnie były mąż Profesorowej Politycznej, postanowiła zająć się jego prywatnym życiem i niezapłaconymi alimentami. Mało tego! Pozwoliła Profesorowej Politycznej recytować swoje dramatycznie złe wiersze! I tak temat zarezerwowany kiedyś dla tabloidów lub plotek w przysłowiowym maglu, znalazł się w mainstreamowych mediach. Oczywiście, jestem oburzona tym, że ktoś, kto ma zasądzone alimenty ich nie płaci. Oczywiście, trzeba o tym mówić i to piętnować. Ale tu odnoszę wrażenie, że mamy do czynienia z budowaniem własnej kariery na nieszczęściu, porzuceniu, chorobie i tych niepłaconych alimentach. A TVP podchwytuje temat z powodów politycznych, a nie dlatego, że oburza jej dziennikarzy to niepłacenie alimentów, bo mogłabym podać nazwiska kilku dziennikarzy TVP, którzy się od tego obowiązku migają, choć płacić mają alimenty nie na żonę, ale na dzieci. TVP zaś nic z tym nie robi.
W każdym razie łatwo dziś porzuconej przez polityka żonie stać się „Profesorową” i brylować tu i tam, bo paradoksalnie choroba i to niepłacenie alimentów wzmagają zainteresowanie mediów, które już dawno są po prostu chore. Przyznam, że od dłuższego czasu obserwuję tę swoistą karierę medialną Profesorowej Politycznej. Najpierw było mi jej żal, potem byłam rozbawiona, a teraz jestem zażenowana. Ale cóż… upadające współczesne media wspierają takie zachowania, bo nabija im to sprzedaż. A światem od zawsze rządzi pieniądz.
Podobnie jest z karierą Profesorowej Sportowej. Ta pani zaczęła „działalność” na Instagramie od wyprania brudów i poinformowania opinii publicznej o tym, jak potraktował ją mąż, który podobno odszedł do innej. Czyli znów mamy przykład niepogodzenia się z porzuceniem, co z doświadczenia wiem, że jest trudne, ale niekoniecznie trzeba o nim trąbić publicznie na prawo i lewo. Potem była rozbierana sesja fotograficzna dla jednego z pism. Potem własny program telewizyjny, a na końcu udział w tanecznym show. Słowa wypowiadane w programie, którego jest gospodarzem, pokazały, że Pani Profesorowa Sportowa ma poważny problem z poprawną polszczyzną, choć to zdradzały już jej wcześniejsze wpisy na Instagramie. Te ostatnie są zresztą tzw. pisemnym dowodem na to, że Pani Profesorowa Sportowa nie jest intelektualistką. Myślę, że zyskałaby więcej sympatii milcząc. Mark Twain powiedział kiedyś:
„Lepiej jest nie odzywać się wcale i wydać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.”
Tu zaś moje wątpliwości zostały już dawno rozwiane.
I tak na koniec. O obu Paniach Profesorowych jest głośno na wszystkich portalach, we wszystkich gazetach, a nawet w telewizjach (być może również i w stacjach radiowych). O mojej koleżance Profesor nie napisano w żadnej gazecie, nie wspomniano też (chyba) w stacjach radiowych czy telewizyjnych, bo nie pamiętam, by ostatnimi laty jakakolwiek stacja telewizja czy radiowa informowała o takich nominacjach (a jak informuje to nie podaje nazwisk). Ja dowiedziałam się z FB, bo pochwaliła się tym faktem nasza wspólna Alma Mater. Nazwiska koleżanki Profesor nie podaję, bo lubię ją, szanuję i dobrze jej życzę. To niezwykle mądra i pracowita kobieta. Medialna sława rodem z XXI wieku nie jest jej potrzebna. A zauważyłam, że niestety dziś naukowcy trafiają do mediów, nawet jako specjaliści w swojej dziedzinie, bardzo rzadko. Częściej trafiają tam wtedy, gdy wiąże się z nimi jakiś skandal. A to jednak niech pozostanie domeną Profesorowych, które zasłużyły na swój tytuł zupełnie inną częścią ciała niż Panie Profesor.
PS Nazwisk Profesorowych nie podaję, bo gdy w swoim czasie napisałam o jednej z nich (konkretnie o książce w PDF), to zarzuciła mi, że chcę się „zapromować” na jej nazwisku. Szybko więc tag z tym nazwiskiem usunęłam. Zresztą… jeśli ktoś (jak ja) robi codziennie prasówkę to i tak się domyśli o kogo chodzi. Zwłaszcza, że obie panie niedługo wyskoczą nawet z lodówki.